50 największych opiniotwórców
Nowoczesność, a zwłaszcza późna nowoczesność, w której żyjemy, jest epoką kryzysu autorytetów - uważa się powszechnie. Ma to być konsekwencja załamywania się tradycyjnych modeli życia, religii i porządków społecznych. Kryzys przeżywa również tak elementarna instytucja ludzka jak rodzina.
Utrata jej znaczenia zasadniczo wpływa na proces erozji autorytetu jako takiego. To rodzina tworzy bowiem pierwsze środowisko uczące fundamentalnych zasad i kreujące światopogląd. Socjologowie odkrywają dość oczywisty fakt, że kryzys autorytetu przekłada się na kryzys tożsamości. Zupełnie samodzielnie, bez punktów orientacyjnych człowiek nie jest w stanie zbudować swojej pełnej osobowości. Zdolność do creatio ex nihilo (tworzenia z niczego) przysługuje wyłącznie Bogu.
Autorytety, osoby znaczące, są punktami odniesienia na ludzkiej drodze. Stanowią wzory, które człowiek może naśladować i przymierzać do nich swoje poglądy i zachowanie. Bez nich czuje się zagubiony.
Mityczne odniesienie
W tradycyjnych, hierarchicznie zorganizowanych wspólnotach stan rzeczy był w miarę jasny i trwały, co nie znaczy, że prosty. Wzorotwórcze postacie usytuowane były na najwyższych szczeblach drabiny społecznej. Co więcej, miały niezwykle precyzyjnie wyznaczony kod postępowania. Chodziło więc wtedy o naśladowanie wzorców przypisanych określonym rolom społecznym. Różne były modele zachowania dla odmiennych grup społecznych, z których każda miała swoją hierarchię, swój etos, mity czy rytuały. Inne były normy postępowania i zachowania dla rolników, wojowników, kupców, rzemieślników czy kapłanów, a dodatkowo grupy takie dzieliły się na mniejsze zbiorowości, różniące się ze względu na specyfikę korporacyjną czy nawet regionalną.
Odmienność fachu na przykład tkaczy i kowali, chociaż ich przedstawiciele przyjmowali te same szeroko rozumiane rzemieślnicze cnoty, rzutowała na odmienność modelu zachowania. Miało to swoje odbicie w różnorodności patronów i bohaterów tych profesji. Wszystkie te różnice z kolei musiały się zmieścić w szerszych modelach zachowania, tworzonych przez wspólnotę polityczną i religijną. Osoby piastujące najwyższe stanowiska były wzorem, jeśli trzymały się przypisanych swoim rolom postaw. Relacje te naśladowały stosunki rodzinne. Zawsze jednak pojawiały się postacie szczególne, które czy to przez perfekcję w wykonywaniu swojej roli, skrupulatne przestrzeganie religijnych bądź wspólnotowych powinności, czy wreszcie przez szczególne zdolności i umiejętność ich wykorzystywania stawały się również wzorem i mitycznym punktem odniesienia dla całej grupy, a czasami potrafiły wykroczyć poza jej ramy.
Substytuty autorytetów
Kryzys tradycyjnych autorytetów przekłada się na szukanie ich substytutów. Zanikającego autorytetu rodziny nie tylko nie zastąpi szkoła, ale jego konsekwencją będzie zanik autorytetu szkoły. Zamiast tego pojawi się autorytet grupy rówieśniczej czy środowiskowej. Współcześnie osoby znaczące kreuje jednak głównie kultura masowa. Zanik tradycyjnych autorytetów i zastępowanie ich przez substytuty powoduje chaotyczność współczesnego życia. Sytuację tę odbijają pstrokacizna i przemienność bohaterów współczesnej wyobraźni masowej. Postacie reprezentujące tradycyjne hierarchie i pełniące istotne funkcje społeczne mieszają się z medialnymi produktami, które na dobrą sprawę mogłyby nawet nie istnieć - w filmie Andrew Niccola "Simone" gwiazda filmu i estrady, obiekt masowego kultu, okazuje się jedynie sterowaną przez reżysera komputerową projekcją.
Powszechnie uważa się, że współcześnie nie można się stać znaczącą postacią bez pomocy mediów. Odgrywają one rolę podwójną. Z jednej strony, zgodnie ze swoją pierwotną funkcją, pokazują świat, a więc pośredniczą w dostarczaniu informacji szerokiemu odbiorcy. Z drugiej strony, coraz bardziej kreują otaczającą nas rzeczywistość, w tym znaczące jej postacie. Obie te role zaczynają się coraz bardziej przenikać, pogłębiając medialny zamęt współczesnego świata. Istotną predyspozycją polityczną zaczyna być "medialność" - swoista zdolność do dobrego prezentowania się w mediach. Można uznać, że nic w tym złego: jeśli polityk ma być przedstawicielem wyborcy, musi mu się podobać. Pojawia się jednak coraz wyraźniejszy przechył w stronę najłatwiejszych w odbiorze walorów kosmetyczno-rozrywkowych w kierunku schlebiania najprostszym, prymitywnym gustom i kreowania wyliczonych według badań i obliczonych na największą popularność wizerunków.
Powstaje cały przemysł służący modelowaniu polityków przez specjalistów od marketingu. Przykładem w pełni wykreowanego, nie pokrywającego się ze stanem realnym był wizerunek prezydenta Kwaśniewskiego, który niemal we wszystkich swoich aspektach był nierzeczywisty. Uderzające było to w kwestii - wydawałoby się - najoczywistszych faktów. Kwaśniewski uchodził na przykład za świetnie akademicko wyedukowanego, wysokiego i przystojnego mężczyznę, choć w rzeczywistości nie spełniał żadnego z wymienionych kryteriów.