5 podejrzanych w śledztwie dot. oczyszczalni w Białymstoku
Pięciu osobom, w tym byłemu
wiceprezydentowi Białegostoku i byłemu członkowi zarządu miasta,
postawiono zarzuty w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy
budowie oczyszczalni odcieków w Hryniewiczach koło Białegostoku.
Podejrzani są o niedopełnienie obowiązków służbowych w latach 1999-2003, co doprowadziło do ponad 4 mln zł strat w budżecie Białegostoku, bo choć za inwestycję zapłacono, oczyszczalnia nie działa do dzisiaj z powodu złych rozwiązań technologicznych.
Śledztwo prowadzi obecnie Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie, po przejęciu go w styczniu z Białegostoku i to ona zapoznała podejrzanych z zarzutami.
Jak poinformowała jej rzeczniczka prokurator Elżbieta Kosior, podejrzanym zostały ogłoszone postanowienia o przedstawieniu zarzutów, wydane przez prokuraturę białostocką jeszcze w listopadzie 2006 roku, czyli w czasie gdy tam prowadzono śledztwo.
Jak podkreśliła, decyzja o ogłoszeniu zarzutów i przesłuchaniu podejrzanych była "procesową konsekwencją" wydania postanowień w tym zakresie przez prokuraturę białostocką. Kosior zwróciła uwagę, że rzeszowska prokuratura nie mogła uchylić tych postanowień i samemu zdecydować o tym w śledztwie.
"Brak jest bowiem wyraźnych uregulowań w Kodeksie postępowania karnego, które pozwalałyby na uchylenie postanowień o przedstawieniu zarzutów" - napisała w oświadczeniu. Dodała, że przed ogłoszeniem zarzutów podejrzanym, przesłuchano kilkunastu ważnych świadków, by uzupełnić materiał dowodowy przekazany z Białegostoku.
Wszystkim pięciorgu podejrzanym postawiono zarzuty niedopełnienia obowiązków, związanych z nadzorem nad inwestycją. Wśród nich są: były wiceprezydent miasta Marek K. i były członek zarządu Krzysztof S. Prokurator dodała, że wobec podejrzanych, którzy w większości odmówili składania wyjaśnień, nie zastosowano środków zapobiegawczych.
Sprawę śledztwa w sprawie białostockiej oczyszczalni nagłośnił w lutym "Newsweek", który napisał, że szef Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku podjął decyzję, by w tej sprawie nie stawiać zarzutów prominentnym politykom prawicy w czasie trwającej wówczas samorządowej kampanii wyborczej (m.in. ówczesnemu kandydatowi PiS na prezydenta Białegostoku Markowi K.). Potem miał zdecydować o przekazaniu sprawy, poprzez Prokuraturę Krajową, poza białostocki okręg apelacyjny.
Prokuratura tłumaczyła wówczas, że chodziło jej o to, by nie stawiano prokuratorom zarzutu stronniczości, gdyż w sprawę zamieszani są miejscowi politycy. Argumentowała też, że dopiero po wyborach dostała opinie biegłych, kluczowe dla sprawy.