41 twarzy Kazika

Kazik to od lat marka sama w sobie – gra muzykę nieschlebiającą tanim gustom, omija salony i nikogo nie poklepujepo plecach. Szanują go nawet przeciwnicy, a politycy boją się jego ciętych tekstów. Ostatnim dziełem Kazika jest album „Czterdzieści jeden”. Artysta opowiada w nim o dziedzictwie punk rocka, prawdziwej prawicy i niechęci do prezydentów.

13.04.2005 | aktual.: 13.04.2005 10:30

- Panuje przeświadczenie, że jeśli coś jest trudne, ambitne, to nie może się dobrze sprzedawać. Płyta „Czterdzieści jeden” jest zaprzeczeniem tego zjawiska...

- Proszę pamiętać, że w obecnej sytuacji niewiele trzeba sprzedać, żeby być na pierwszych miejscach rankingów. Na 40 milionów mieszkańców przypadałoby, powiedzmy, kilka, kilkanaście tysięcy płyt. To nasza smutna rzeczywistość. Poza tym mam wielu słuchaczy, którzy darzą mnie zaufaniem i cokolwiek wygeneruję, oni chcą tego słuchać, za co jestem im bardzo wdzięczny. Dlatego myślę, że fani początkowo kupowali płytę po prostu w ciemno. Wiedziałem też, że to ciężki materiał i wielu moich znajomych mówiło, że za długi.

- Nie korciło pana, żeby zgodnie z wymogami rynku przyciąć go, podrasować?

- Duże znaczenie miała rozmowa z Emirem Kusturicą, który mi powiedział, jak bardzo żałuje, że uległ presji producentów i skrócił wersję filmu „Underground”. Ja nie chciałem skracać. Chciałem raz w życiu zrobić coś, za co byłbym całkowicie odpowiedzialny.

- Dlaczego „Czterdzieści jeden”?

- Początkowo miało być „Czterdzieści”, bo kończyłem właśnie czterdzieści lat i miałem pomysł na przerobienie piosenki z „Czterdziestolatka” na taką wersję dekadencką. Zanim się obejrzałem, stuknęło mi 41 lat. Był też taki radziecki film „Czterdziesty pierwszy”.

- No właśnie, jeden z wątków na płycie to wojna niemiecko-radziecka. Skąd się wziął ten historyczny wymiar?

- Płytę otwiera piosenka „Stalingrad”, zainspirowana jedną z historii z „Gnoju” Wojciecha Kuczoka. To była opowieść o wuju, który jako jeden z niewielu w rodzinie głównego bohatera był normalny. Ożenił się, miał dziecko i wtedy zaczęła się wojna. Na Śląsku zaczęli mobilizować do Wehrmachtu. Jemu nie udało się uniknąć poboru i zginął zastrzelony przez snajpera. To utwór o zderzeniu wielkiej historii z historią każdego ludzkiego życia.

- Na płycie znalazł się też utwór „Anarchia w WC”. To taka kpina z domorosłych punkrockowców?

- Trochę tak. To jest najstarszy na płycie utwór, który graliśmy jeszcze za czasów Poland na początku lat 80. Istniała wtedy cała instytucja szpanerstwa.

– byli ludzie, którzy robili z siebie punkowców od święta, a na co dzień chodzili w garniturkach do szkoły. Pamiętam, jak Robert Brylewski napisał w toalecie liceum Mikołaja Reja „Anarchia w WC”. Stąd pomysł na piosenkę.

- Brygada Kryzys, Armia, KSU, Dezerter, no i Kult – każdy poszedł w inną stronę, ale można mówić o jakiejś wspólnocie, pokoleniu punk rocka.

- Gdyby nie punk, nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. Na początku było nas pięćdziesięciu w Warszawie i pięćdziesięciu w innych miastach. Ja zacząłem od słuchania wirtuozów – Pink Floyd i Led Zeppelin. To byli dla mnie tacy nieosiągalni magicy. Ale potem okazało się, że można tak grać, że to w dużym stopniu kwestia sprzętu. A punk rock nas zmobilizował, bo to była taka lekcja „zrób to sam”. Poza tym to do mnie przemawiało – ten czad, żółć, to rebelianckie niezadowolenie. Punk pozostawił estetyczne i emocjonalne ślady. Gdyby nie on, muzyka poszłaby w innym kierunku.

- Po koncercie „Punk Rock Later” mówi się o odnowie rodzimego punk rocka...

- Na pierwszym koncercie rzeczywiście zaiskrzyło, ale po drugim zrozumiałem, że to taki objazdowy cyrk. Pojawili się ludzie, którzy chcieli na tym zrobić interes, więc się szybko z tego wypisaliśmy. Już sama książka „Punk Rock Later” była tendencyjna.

- Dlaczego?

- Chodziło o to, żebyśmy się wypowiedzieli za Unią Europejską.

- Bardziej w oczy rzucał się fakt, że punkrockowcy po latach stali się zdeklarowanymi konserwatystami?

- Ja to nazywam liberalnym konserwatyzmem. Taki system zakłada, że człowiek jest istotą mądrą i jest w stanie sam decydować o sobie. Tymczasem u nas panuje pewien rodzaj socjalizmu, inny niż za PRL-u. Państwo zakłada, że człowiek jest głupi. To widać na przykładzie działania urzędów i instytucji, na przykładzie marnotrawienia naszych podatków. Czterdzieści milionów euro wydaje się rocznie na utrzymanie Pałacu Prezydenckiego, a jednocześnie możliwe są takie historie jak z Romanem Kluską, którego urząd podatkowy bezpodstawnie oskarżył o malwersacje, niepłacenie podatków i wsadził do więzienia.

- To widzi pan rozwiązanie w konserwatyzmie, prawicowym ładzie i porządku?

- Myśli pani, że LPR, PiS albo PO to jest prawica? U nas nie ma prawdziwej prawicy. Prawdziwa prawica to wolność, to liberalizm. Zresztą polityka to z założenia brudna sprawa. Ci nieliczni uczciwi, kiedy tylko poznają jej mechanizmy, szybko się wycofują.

- I ani jednego sprawiedliwego by pan nie znalazł?

- Bartoszewski albo Kuroń to ludzie, którzy po jakimś czasie zeszli na pozycje komentatorów. To dla mnie przegrani mędrcy.

- Krytykuje pan nie tylko polskie podwórko. Jedna z piosenek to jawna kpina z Busha juniora.

- Wiadomo, że Walker Bush do 40. roku życia był zdeklarowanym alkoholikiem. Potem związał się z jedną z sekt, z tego, co pamiętam, o proweniencji baptystycznej i ujrzał Chrystusa. Religia uleczyła go z alkoholizmu, ale jednocześnie stał się człowiekiem niebezpiecznym. Bush ma mentalność ajatollahów z Iranu. Kiedy ktoś taki dochodzi do władzy, to nie wróży dobrze. A do tego za mądry to on nie jest. Poza tym język Busha to język rynsztoka. Przy nim polszczyzna Wałęsy to język literacki.

- Denerwuje pana nie tylko Bush, ale i stosunki polsko-amerykańskie.

- Układ między Ameryką i Polską to układ wiernopoddańczy, służalczy, który nie przynosi nam żadnych korzyści. Przyczynił się do niego nasz nieszczęsny prezydent, przeciętny aparatczyk komunistyczny.

- I co pan na to?

- Ja po prostu opisuję mechanizmy demokracji bezpośredniej, które najlepiej dokumentuje przysłowie: Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Podobnymi historiami zajmują się media. O ile są niezależne i dociekliwe.

IZA GŁOWACKA

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)