20 tys. zł zadośćuczynienia dla pacjenta - za brak właściwej opieki
20 tys. zł zadośćuczynienia za brak właściwej opieki nad 14-latkiem podczas długiego weekendu w 2007 r. ma zapłacić rodzicom dziecka Dziecięcy Szpital Kliniczny w Lublinie lub jego ubezpieczyciel - taki wyrok ogłosił Sąd Okręgowy w Lublinie.
28.11.2012 | aktual.: 28.11.2012 17:02
Według ustaleń sądu z powodu długiego weekendu między 27 kwietnia a 4 maja 2007 r. i nieobecności większości lekarzy w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym (DSK) nie przeprowadzono u 14-latka odpowiednich badań, mimo że jego stan się pogarszał. U chłopca doszło do pęknięcia wyrostka robaczkowego i zapalenia otrzewnej.
- Doszło do naruszenia prawa do uzyskania opieki medycznej zgodnie z aktualną wiedzą medyczną - powiedział w uzasadnieniu orzeczenia sędzia Piotr Jakubiec.
14-letni wówczas Piotr G. został przyjęty do DSK 26 kwietnia 2007 r. z bólem brzucha. Zaczynał się wtedy długi weekend, jego lekarz prowadzący wyjechał, a badanie kolonoskopowe chłopca zaplanowano na 4 maja.
Stan chłopca w szpitalu z każdym dniem się pogarszał - bardzo cierpiał, wymiotował, nie przyjmował posiłków, osłabł tak, że nie mógł sam podnieść się z łóżka. 4 maja stan dziecka był bardzo ciężki, zdecydowano o natychmiastowej operacji, podczas której okazało się, że doszło do pęknięcia wyrostka robaczkowego. Po operacji pojawiły się komplikacje. Planowana kolonoskopia u pacjenta w tym stanie była niemożliwa. Rodzice - niezadowoleni z opieki - wypisali chłopca ze szpitala; we wrześniu 2007 r. trafił do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie wykryto u niego nowotwór jelita grubego.
Sąd uznał, że opieka nad 14-latkiem w lubelskim szpitalu podczas długiego weekendu nie była właściwa. Według opinii biegłych zapisy w dokumentacji medycznej z tego okresu były nieprecyzyjne, a w dokumentach z 1 i 2 maja tych zapisów brakuje. Dziecku podawano leki, w tym przeciwbólowe, ale nie wykonano żadnych badań monitorujących jego stan, który wyraźnie się pogarszał. Chłopcu nie podano antybiotyków spowalniających rozwój stanu zapalnego, który toczył się już prawdopodobnie wcześniej, co wynika z badań przeprowadzonych przy przyjęciu chłopca do szpitala. Kiedy rodzice prosili o pomoc, otrzymywali odpowiedź, że chłopcem zajmie się, po powrocie, jego lekarz prowadzący.
Sędzia Jakubiec przypomniał, że prawo do świadczeń medycznych zgodnych z aktualną wiedzą medyczną gwarantuje obywatelom Konstytucja RP, jak i ustawa o prawach pacjenta. - Wiedza medyczna nie zna pojęcia długiego weekendu - zaznaczył.
Sąd odrzucił żądania rodziców chłopca o wypłacenie 250 tys. zł zadośćuczynienia, 24 tys. zł odszkodowania oraz 1,5 tys. zł comiesięcznej renty za błędy lekarzy, które - ich zdaniem - spowodowały zbyt późne wykrycie nowotworu u chłopca.
Sąd, powołując się na trzy opinie biegłych w tej sprawie, uznał, że nie ma podstaw przypisywać lekarzom takiego błędu. Przy przyjmowaniu dziecka do szpitala nie było wskazań, żeby podejrzewać nowotwór, jako najbardziej prawdopodobną wskazywano na chorobę Leśniowskiego-Crohna (zapalna choroba jelita).
Raka wykryłaby kolonoskopia, którą zaplanowano na 4 maja, bo nie było wskazań, aby wykonana była pilnie. Potem badanie to było niemożliwe, ponieważ pojawiła się inna choroba zagrażająca życiu - zapalenie i pęknięcie wyrostka robaczkowego. Według biegłych w czasie operacji lekarze mogli nie zauważyć guza, który prawdopodobnie już był na jelicie grubym.
Ponadto, biegli wskazali, że nowotwór jelita grubego to niezwykle rzadka choroba u dzieci - w ciągu ostatnich 10 lat stwierdzono tylko kilka takich przypadków.
Zdaniem sądu nie ma podstaw, aby przyjąć, że gdyby nowotwór wykryto w szpitalu w Lublinie, to stan zdrowia dziecka byłby lepszy. Nowotwór ten rozwija się powoli i - według biegłych - stan zaawansowania choroby w maju byłby prawdopodobnie podobny do tego, który wykryto we wrześniu.
Postępowanie dotyczące błędnego diagnozowania raka u Piotra G. prowadziła też lubelska prokuratura. Trzech biegłych powołanych w tej sprawie stwierdziło, że nie doszło do błędu lekarskiego; postępowanie zostało umorzone.
Wyrok sądu jest nieprawomocny, na jego ogłoszeniu nie było rodziców chłopca ani przedstawicieli DSK.