20-30% Francuzów niezdecydowanych
Niezdecydowani to obywatele, o których
najbardziej zabiega się dziś we Francji: na kilka dni przed
referendum w sprawie konstytucji unijnej stanowią oni jeszcze 20-
30% elektoratu i to ich ostateczny wybór poważnie zaciąży na
wyniku niedzielnego głosowania.
Podczas gdy "nie" przoduje w ostatnich sondażach dochodząc do 54 proc., drugą ważną liczbą, która przyciąga uwagę środowisk politycznych jest właśnie liczba wahających się. Jest tak wysoka, że poważnie może przechylić szalę na jedną lub drugą stronę.
Poziom wysoki, ale nie nienormalny - uważa Pierre Giacometti, dyrektor generalny instytutu Ipsos, który przypomina, że w przeddzień wyborów prezydenckich w 2002 roku liczba ta sięgała 40 proc.
Kim są niezdecydowani? Młodzież, kobiety, jedna trzecia elektoratu socjalistycznego, a więc ludzie wywodzący się ze wszystkich grup społecznych, ale przede wszystkim pracownicy najemni z klas średnich i niższych - wynika z sondaży opinii publicznej.
Jedni zapewniają, że nie mają jeszcze pomysłu, jakiego wyboru dokonają w kabinie wyborczej, inni zastanawiają się, czy w ogóle iść głosować. Jednak uwaga na "fałszywych niezdecydowanych", którzy "z ostrożności lub wstydu" twierdzą, że się wahają, ale już zdecydowali - ostrzega Pierre Giacometti. Wśród niezdecydowanych ok. 2/3 nie daje żadnej wskazówki pozwalającej odgadnąć, jaki będzie ich ostateczny wybór, a pozostała 1/3 dzieli się sprawiedliwie na tych, którzy mówią "raczej tak" i "raczej nie" - wyjaśnia Giacometti.
To oni zapewne są najwrażliwsi na wystąpienia w kampanii przedstawicieli politycznej wagi ciężkiej. Deklaracja byłego socjalistycznego premiera Lionela Jospina w czasie największej słuchalności we wtorek mogłaby spowodować przesuniecie ku "tak". Silny argument obozu "nie" może ponownie wprawić ich w niepewność, a przewidywane wystąpienie w czwartek wieczorem szefa państwa Jacquesa Chiraca, promotora "tak", mogłoby ich ostatecznie pogrążyć w zakłopotaniu. Serce mówi mi nie, ale głowa skłania mnie ku tak - oświadczył na jednym z forów dyskusyjnych w internecie pełen wątpliwości urzędnik bankowy Adrien Lejeune, który tradycyjnie głosuje na lewicę.
Inni internauci wyjaśniają, że chętnie głosowaliby "nie" nad tym traktatem jako zbyt skomplikowanym czy zbyt "sztywnym" lub by po prostu dać wyraz swemu sprzeciwowi wobec polityki prawicowego rządu we Francji. Krytykują "lekceważenie" i "obciążanie winą", których ofiarą padają w swym odczuciu.
To poczucie winy mogłoby zresztą w ostatniej chwili spowodować mobilizację na rzecz "tak" - wyjaśnia wicedyrektor działu opinii w instytucie sondażowym CSA Bruno Jeanbart.
Jednocześnie "ze względów ostrożności niezdecydowani skłaniają się raczej ku +nie+, kierując się rozumowaniem +nie podejmę ryzyka zaakceptowania tekstu, którego skutków nie jestem pewien+" - uważa Jeanbart.
"Część z nich nie będzie głosować nie mogąc podjąć decyzji" - dodaje.
Warto przypomnieć, że gdy głosowano nad Traktatem z Maastricht wprowadzającym euro, spora część obozu "raczej nie" ostatecznie zagłosowała "tak" lub wstrzymała się. I obóz "tak" wygrał minimalną przewagą, uzyskując 51,04%. głosów.