19. Światowy Zjazd i Pielgrzymka Kresowian na Jasnej Górze
Dawni mieszkańcy Kresów Wschodnich II RP i ich rodziny przybyli z 19. pielgrzymką swego środowiska na Jasną Górę. Podczas spotkania pod hasłem "Niedokończona Msza Wołyńska" apelowali m.in. o pamięć o ofiarach "ideologii banderowskiej".
07.07.2013 | aktual.: 11.07.2013 09:07
Mszę dla uczestników pielgrzymki odprawiono w jasnogórskiej kaplicy Cudownego Obrazu. Homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski - duszpasterz Ormian, historyk, autor książki "Przemilczane ludobójstwo na Kresach", honorowy członek Światowego Kongresu Kresowian.
Nawiązał m.in. do zbliżającej się 70. rocznicy "krwawej niedzieli" na Wołyniu 11 lipca 1943. r., kiedy - jak mówił - doszło do apogeum ludobójstwa dokonanego tam przez ukraińskich nacjonalistów.
Ks. Isakowicz-Zaleski podkreślił, że zbrodnię tę popełniono na Kresach - miejscu słynącym niegdyś ze wzajemnego szacunku, tolerancji, życzliwości. Wymieniał i opisywał niektóre akty ludobójstwa dokonywanego często przez sąsiadów ofiar. Wskazał, że prócz Polaków z rąk nacjonalistów ginęli Ormianie, Żydzi, Czesi, a także "sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali Polaków, ratowali Żydów i nie popierali Stefana Bandery".
Zaznaczył, że na rozprawę z Polakami w lipcu 1943 r., gdy zaatakowano 99 osad, celowo wybrano właśnie niedzielę. - Słusznie nasze spotkanie nosi nazwę "Niedokończonych mszy wołyńskich". Albowiem te msze święte rozpoczęte w tę niedzielę nigdy nie skończyły się - bo kapłanów zamordowano w czasie mszy świętych siekierami czy w inny barbarzyński sposób, mordowano ludzi w kościołach - mówił.
Choć 95 proc. ofiar stanowili chłopi, ginęli też przedstawiciele inteligencji - nauczyciele, lekarze, a także łącznie ok. 180 duchownych; wśród nich księża, którzy często byli przywódcami nie tylko duchowymi, ale też społecznymi. Ks. Isakowicz-Zaleski określił ich "apostołami" - przekazywali bowiem wszystkim, niezależnie od wyznania, podstawowe prawdy wiary. - Za to właśnie zostali zamordowani - są męczennikami. Do dzisiaj władze kościelne nie chcą przeprowadzić ich procesów beatyfikacyjnych - powiedział.
Ocenił też, że mimo, iż minęło 70 lat od tej zbrodni, III Rzeczpospolita "ciągle nie chce powiedzieć prawdy". - Ciągle politycy mają ten ogromny problem czy powiedzieć prawdę, czy nie - czy pozwala na to Bruksela, czy z Kijowa też jest jakaś zgoda. Ciągle mówi się: "tak, był KL Auschwitz, tak, był Katyń", ale milczy się w sprawie Wołynia - mówił.
W tym kontekście skrytykował m.in. odnoszącą się do 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej uchwałę senatu z 20 czerwca, nazywając ją "ucieczką w jakieś pokrętne półprawdy, ćwierćprawdy". Ocenił też, że również podpisana 28 czerwca deklaracja zwierzchników Kościołów z Polski i Ukrainy w tej sprawie "nie zawiera prawdy o ludobójstwie".
- Nie mówi się, kto kogo zabił i dlaczego. Są eufemizmy - tragedia wołyńska, czystki etniczne. Wyczyścić to sobie można ubranie, jak jest pobrudzone, ale zabijanie kobiet, dzieci i starców, to nie jest czystka, to jest ludobójstwo - mówił, dodając, że do dzisiaj na zachodniej Ukrainie nie ma pomników ofiar, są natomiast pomniki Stefana Bandery i wielu przywódców UPA. - Na obecnej Ukrainie zachodniej jest to możliwe, bo nie ma prawdy - stwierdził.
Ks. Isakowicz-Zaleski wymienił trzy wnioski związane z wydarzeniami sprzed 70 lat: pierwszy to moralny obowiązek pamięci o ofiarach. - Dopóki jest pamięć, o tych ludziach się mówi, zamawiane są za nich msze święte. Najgorszą rzeczą jest wytarcie ludzi z pamięci - powiedział.
Drugi wniosek to potrzeba zgody, pojednania i przebaczenia, choć - jak zaznaczył - nie chodzi o skłócenie z Ukraińcami. - Naszym wrogiem nie był naród ukraiński, była ideologia banderowska - podkreślił. Jako trzeci, ogólniejszy, wniosek wskazał konieczność wierności piątemu przykazaniu - jako fundamentowi religii chrześcijańskiej. - Nie zabijaj - to jest ta dewiza, którą wnoszą Kresowianie. Nie wolno niszczyć: na tym się nie zbuduje ani wolnego państwa, ani zgody, ani przyjaźni - podkreślił.
- Nasze działanie powinno iść w kierunku życzliwości, przyjaźni i pojednania. Módlmy się bardzo, żeby z krwi męczenników wołyńskich, kresowych, wyrosła prawda, miłość i zgoda - zaapelował na Jasnej Górze ks. Isakowicz-Zaleski.
W lipcu br. mija 70. rocznica apogeum zbrodni wołyńskiej. Kulminacja brodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały ok. 100 polskich miejscowości.
Dla polskich historyków tzw. rzeź wołyńska z lat 1943-44, która swoim zasięgiem objęła także tereny południowo-wschodnich województw II RP, była ludobójczą czystką etniczną liczącą ponad 100 tys. ofiar (są też szacunki mówiące o ok. 120-130 tys. ofiar).
Dla badaczy z Ukrainy zbrodnia ta była konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar, przy czym część ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.
20 czerwca senat przyjął uchwałę, w której oddał hołd Polakom, którzy 70 lat temu padli ofiarą mordów UPA na Wołyniu. W przyjętej niejednomyślnie uchwale senatorowie określili zbrodnię wołyńską jako "czystkę etniczną noszącą znamiona ludobójstwa". Podkreślili też potrzebę pojednania z Ukrainą.
Natomiast 28 czerwca zwierzchnicy Kościołów z Polski i Ukrainy podpisali wspólną deklarację. - Wiemy, że chrześcijańska ocena zbrodni wołyńskiej domaga się od nas jednoznacznego potępienia i przeproszenia za nią. Uważamy bowiem, że ani przemoc, ani czystki etniczne nigdy nie mogą być metodą rozwiązywania konfliktów między sąsiadującymi ludami czy narodami, ani usprawiedliwione racją polityczną, ekonomiczną czy religijną - brzmi fragment deklaracji.