19‑latka zaginęła podczas przejażdżki rowerowej. Rok później na parkingu znaleziono przerażające zdjęcie

Tara Calico przepadła bez śladu podczas jednej ze swoich codziennych, porannych przejażdżek na rowerze. Niecały rok po zaginięciu nastolatki na parkingu pod sklepem, 1,5 tys. kilometrów od miejsca, gdzie była widziana po raz ostatni, znaleziono tajemnicze zdjęcie z polaroida. Fotografia przedstawiała dziewczynę i chłopca, leżących prawdopodobnie na pace furgonetki, skrępowanych i z zaklejonymi ustami. Mama zaginionej była przekonana, że na zdjęciu widnieje jej córka. Czy miała rację?

Tara Calico zaginęła bez wieści. O dramatycznym finale tej sprawy świadczyć mogą tylko znalezione na parkingu zdjęcia
Tara Calico zaginęła bez wieści. O dramatycznym finale tej sprawy świadczyć mogą tylko znalezione na parkingu zdjęcia
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Sonia Stępień

Tara dopiero co wkroczyła w dorosłość i w tym przełomowym okresie swojego życia radziła sobie całkiem nieźle. Miała 19 lat, była pełna młodzieńczej energii, w głowie rysowała jej się wyraźna wizja przyszłego życia. Dziewczyna chciała zostać psychologiem, a by ziścić to marzenie, rozpoczęła studia na The University of New Mexico. Po zajęciach dorabiała w banku, by odciążyć finansowo swoją mamę, z którą mieszkała.

Nie posłuchała mamy

Z rodzicielką Tara była bardzo blisko. Kobiety łączyły nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim przyjaźń. Patty Doel cieszyła się widząc, jak jej córeczka staje się dorosłą kobietą, a mimo natłoku obowiązków wciąż chętnie spędza czas ze "staruszką". Panie miały swoje "rytuały", jak np. codzienne przejażdżki wzdłuż autostrady stanowej 47 w Nowym Meksyku. Wspólnie podziwiały pustynne tereny i przy okazji miały chwilę na pogawędkę.

Od jakiegoś czasu jednak Patty mniej chętnie niż zwykle jeździła z córką. Podczas jednej z wycieczek kobiecie przytrafiła się nieprzyjemna sytuacja, przez którą nie mogła pozbyć się traumy. Grupa mężczyzn bez powodu zaczęła ją śledzić, rzucając przy tym w jej kierunku nieprzyjemnymi epitetami. Choć martwiła się o córkę, nie udało się jej przekonać Tary, żeby również zrezygnowała z przejażdżek. Od tego momentu nastolatka samotnie kręciła się po okolicy na jednośladzie.

Z tej przejażdżki już nie wróciła

20 września 1988 roku zaczął się jak każdy inny dzień. Około godziny 9:30 Tara jak co dzień wyruszyła w swoją standardową trasę. Po przejażdżce miała wrócić do domu, na 12:30 była umówiona ze swoim chłopakiem na korcie tenisowym, a o 16:00 zaczynała zajęcia na uczelni. Nastolatka jednak nie zdołała odhaczyć kolejnych punktów w swoim napiętym harmonogramie.

Tara nie lubiła się spóźniać. Gdy nie przyjechała do domu o umówionej godzinie, jej mama zaczęła się denerwować. Przecież nie mogła się zgubić, bo jeździła tą trasą od lat. Przez głowę opiekuńczej rodzicielki w ciągu kilku sekund przewinęły się najróżniejsze scenariusze i żaden z nich nie był optymistyczny. Patty wsiadła w samochód i ruszyła w kierunku autostrady.

Kobieta przez całą drogę żyła nadzieją, że jej córeczka za chwilę pojawi się na horyzoncie co najwyżej ze zdartym kolanem albo przebitym kołem u roweru. Tak się jednak nie stało. Po Tarze nie było ani śladu. Patty coraz bardziej targana nerwami zadzwoniła do partnera dziewczyny, ale ten również od dłuższego czasu nie otrzymał od 19-latki żadnej wiadomości. W końcu w poczuciu bezsilności Patty zadzwoniła na policję.

Początkowo funkcjonariusze uznali kobietę za nadopiekuńczą matkę. W końcu Tara była już dorosła i nie musiała już tłumaczyć się matce z nagłej zmiany planów. Studentka zostawiła jednak w domu swoją torebkę i podręczniki, a o 16:00 nie pojawiła się na wykładach. Dopiero wtedy policjanci zaczęli brać pod uwagę możliwość, że 19-latka może być w niebezpieczeństwie.

Roztrzaskany walkman i ślady opon

Służby rozpoczęły poszukiwania. Mundurowi wraz z grupą wolontariuszy metr po metrze przeczesywali trasę porannych przejażdżek Tary. Ogromna pustynna przestrzeń budziła niepokój. Tara mogła być wszędzie. Akcję rozszerzono na okoliczne drogi, biorąc pod uwagę, że 19-latka mogła zmienić kurs. W końcu Patty znalazła ślad obecności córki. Ale zamiast dać nadzieję, odkrycie jeszcze bardziej ją zmartwiło. Nie mogło wróżyć nic dobrego.

Na ziemi przy autostradzie leżała kaseta ulubionego zespołu Tary, której lubiła słuchać na swoim walkmanie podczas rowerowych podróży. Wyglądała na uszkodzoną, jakby ktoś wytrącił ją Tarze z ręki. Kilka kilometrów dalej na poboczu znaleziono też zniszczony odtwarzacz. Obok niego na glebie widoczne były ślady roweru, a nieopodal także ślady opon samochodowych. Policjanci doszli do ponurych wniosków. Wszystko wskazywało na to, że Tara mogła zostać porwana przez przejeżdżającego tą drogą kierowcę.

Śledczy postanowili przesłuchać osoby najbliższe dziewczynie. Na podstawie zeznań stwierdzono, że jej relacje zarówno z mamą i ojczymem, jak i partnerem były zdrowe. Wszyscy troje mieli alibi i szybko odsunięto od nich wszelkie podejrzenia. Analiza zachowania Tary przed zdarzeniem nie wskazywała, by chciała ona dobrowolnie uciec od rodziny. Kolejne ustalenia jedynie potwierdzały najgorszy scenariusz.

Służby robiły wszystko, co w ich mocy, by dowiedzieć się czegoś więcej. Wzdłuż autostrady rozstawiono patrole, a funkcjonariusze pytali przejeżdżających kierowców o jakiekolwiek informacje na temat zaginionej. Dowiedzieli się, że feralnego dnia za 19-latką podążała biała furgonetka. Opis pojazdu został udostępniony publicznie, jednak nie zgłosił się nikt, kto by mógł przekazać konkretną wiedzę na temat pojazdu.

Wkrótce sprawa zaginięcia Calico trafiła na pierwsze strony wszystkich lokalnych i ogólnokrajowych gazet. Przez kolejne miesiące służby oraz ochotnicy przeszukiwali teren niemal całego stanu, niestety bezskutecznie. Dopiero dziewięć miesięcy później w śledztwie nastąpił niespodziewany przełom. A przynajmniej tak się wtedy wydawało.

Przerażające zdjęcie na parkingu

15 czerwca 1989 roku mieszkanka Port St. Joe na Florydzie zaparkowała swój samochód pod lokalnym sklepem spożywczym. Zwróciła uwagę na nieznaną jej białą furgonetkę stojącą pod budynkiem. Widok wydał się jej nietypowy, gdyż po tej okolicy rzadko kręcili się obcy. Gdy kobieta wyszła z marketu, tajemniczego auta już nie było, za to na jego miejscu na ziemi leżał mały, kwadratowy kartonik.

Gdy kobieta wzięła go do ręki, okazało się, że było to zdjęcie z polaroida, aparatu, który w chwilę po wykonaniu nim fotografii sam wywoływał zdjęcie. Początkowo znalazczyni nie wiedziała, na co tak właściwie patrzy. Im dłużej jednak przyglądała się fotografii, tym bardziej była przerażona. Obrazek przedstawiał nastoletnią dziewczynę i małego chłopca, skrępowanych, z zaklejonymi taśmą ustami i przerażonymi oczami. Wyglądało to tak, jakby leżeli na pace furgonetki.

Przerażające zdjęcia z Polaroida znalezione na parkingu
Przerażające zdjęcia z Polaroida znalezione na parkingu© Licencjodawca

O swoim niepokojącym znalezisku kobieta natychmiast poinformowała policję. Opisała samochód spod marketu oraz kierowcę, który z tego, co pamiętała, był wąsatym mężczyzną po trzydziestce. Na widok niepokojącej fotografii mundurowi zorganizowali w okolicy blokady drogowe, by przechwycić podejrzany pojazd, jednak plan spalił na panewce. Wąsacza nie udało się zatrzymać.

Matka nie miała wątpliwości

Licząc na odzew ze strony jakichkolwiek świadków mogących posiadać informację na temat osób ze zdjęcia, policja przekazała polaroida mediom. Niedługo później fotografia została zaprezentowana światu w bardzo popularnym programie "Americas Most Wanted". To wtedy po raz pierwszy zobaczyła ją Patty Duel.

Kobietę zmroziło. Była przekonana, że patrzy na swoją córkę. Choć dziewczyna ze zdjęcia miała częściowo zasłoniętą twarz, Patty dopatrzyła się kilku jej zdaniem niepodważalnych podobieństw. Młoda kobieta ze zdjęcia tak samo jak Tara posiadała odbarwioną pręgę na udzie, której jej pociecha nabawiła się parę lat wcześniej w wypadku samochodowym. W dodatku obok niej na pościeli leżała książka V.C. Andrewsa - ulubionego autora Tary. Oprócz tego nie dało się przeoczyć podobieństw w sylwetce, włosach czy rysach twarzy obu dziewczyn.

Patty poszła na policję ze swoją teorię, jednak władze nie podzielały jej entuzjazmu. Eksperci z Narodowego Laboratorium Los Alamos wątpili, że dziewczyna ze zdjęcia to Tara, a FBI nie było w stanie przedstawić rozstrzygających dowodów. W końcu sprawie przyjrzał się Scotland Yard. Tamtejsi specjaliści doszli do wniosku, że młoda kobieta ze znalezionej na Florydzie fotografii to rzeczywiście zaginiona przed rokiem Calico.

Zaginiony chłopiec z Nowego Meksyku

Przez chwilę wydawało się, że sprawa nabiera tempa i śledczy wreszcie mają szansę rozwikłać zagadkę tajemniczego zniknięcia 19-latki w Nowym Meksyku. Nadzieje wzrosły, gdy na policję zgłosiła się rodzina dziewięcioletniego Michaela Henleya, która twierdziła, że to właśnie on widnieje na słynnym już w kraju polaroidzie. Michael zniknął w kwietniu 1988 roku podczas polowania z ojcem… w Nowym Meksyku. Śledczy dopatrzyli się pewnych zależności między oboma zaginięciami.

Patty liczyła, że informacje otrzymane od Henleyow w jakiś sposób doprowadzą do jej córki. W 1990 roku jednak nadzieje zrozpaczonej matki prysły. Szczątki Michaela Henleya odkryto w górach Zuni w Nowym Meksyku, zaledwie 9 kilometrów od obozowiska, w którym zniknął. Sekcja zwłok wykazała, że 9-latek zmarł z wycieńczenia na długo przed powstaniem zdjęcia.

Kolejne fotografie

Zarówno sprawa zaginięcia Tary, jak i poszukiwania autora upiornego zdjęcia stanęły w miejscu. Mimo starań przez kolejne lata śledczym nie udało się poczynić żadnych postępów. Rodzina zaginionej występowała w niezliczonych programach i talk show, prosząc o informacje o dziewczynie. Niestety, bezskutecznie.

Dwie inne fotografie polaroidowe pojawiły się na przestrzeni lat. Pierwsza została znaleziona w pobliżu placu budowy w Montecito w Kalifornii i przedstawiała twarz dziewczyny z ustami zaklejonymi taśmą. Na drugiej widniała "kobieta z głową luźno owiniętą gazą, w dużych okularach z czarnymi oprawkami" - jak wskazano w opublikowanym wówczas artykule w "The Albuquerque Tribune". Kobieta znajdowała się w pociągu wraz z towarzyszącym jej mężczyzną.

Matka Tary uważała, że na pierwszym zdjęciu widniała jej córka, zaś druga fotografia była sfałszowana. Niestety, obrazki nie przyniosły oczekiwanego postępu w sprawie. W 1998 roku, dziesięć lat po zniknięciu Tary, jej bliscy uznali ją prawnie za zmarłą. Patty odeszła w 2006, nigdy nie poznając prawdy o swojej córce.

Szeryf znał rozwiązanie?

W 2008 roku nastąpił pewien przełom. 20 lat po zniknięciu Tary były szeryf hrabstwa Walencja Rene Rivera, który pracował jako główny śledczy w sprawie w 1996 roku, wydał zaskakujące oświadczenie. Mężczyzna wyznał, że wie, co stało się z dziewczyną.

Rivera oświadczył, że przed laty zgłosiło się do niego dwóch informatorów. Mieli oni twierdzić, że za śmierć Tary było odpowiedzialnych czterech nastolatków. Według relacji świadków chłopcy mieli podążać furgonetką za jadącą na rowerze 19-latką, a w pewnym momencie przypadkowo ją potrącić. Gdy sprawcy wypadku zorientowali się, że dziewczyna wciąż żyje, ogarnięci paniką rzekomo ją zabili.

Były szeryf wierzył, że rodzice chłopców pomogli im zatuszować sprawę. Wyznał też, że zna nazwiska sprawców, ale bez ciała ofiary nie może ich aresztować ani ujawnić ich tożsamości. Oświadczenia mężczyzny jednak nie udało się potwierdzić. Po raz kolejny potencjalny trop w sprawie spełzł na niczym.

Na łożu śmierci wyznał prawdę?

Według niektórych źródeł w kwietniu 2010 roku śmiertelnie chory mężczyzna o imieniu Henry Brown wyznał, że posiada wiedzę o zniknięciu Tary Calico i musi podzielić się nią przed odejściem. Jak donosi "True Crime Times", wiele lat wcześniej podczas libacji alkoholowej przyjaciel Browna, Lawrence Romero Jr., miał przyznać mu się do zamordowania Tary.

Według relacji Henry’ego 20 września 1988 Lawrence wraz z dwójką rówieśników mieli podążać furgonetką za jadącą na rowerze Tarą. Nastolatkowie byli kolegami z klasy dziewczyny i dobrze znali jej trasę rowerową. W pewnym momencie mieli celowo ją potrącić, by po chwili wybiec z pojazdu i uprowadzić 19-latkę, zanim zdążyła podnieść się z ziemi. Kiedy ofiara zagroziła, że pójdzie na policję, sadyści mieli ją zabić.

Następnie chłopcy rzekomo zawieźli ranną dziewczynę na pobliską żwirownię i tam na przemian ją gwałcili. Informator dodał, że ojciec Lawrence'a, ówczesny szeryf Rene Rivera, pomógł zatuszować zbrodnię, niszcząc pisemne zeznanie syna. Chociaż nie było żadnych dowodów na poparcie wersji Henry'ego, okoliczności wydały się pasować do wszystkich dotychczasowych ustaleń służb. Ostateczne jednak jego zeznanie niczego nie wniosło, gdyż wszyscy trzej wymienieni mężczyźni zmarli przed 2013 r. i śledczy nie byli w stanie ich przesłuchać.

We wrześniu 2021 r. biuro szeryfa hrabstwa Walencja i policja stanu Nowy Meksyk wydały oświadczenie, w którym poinformowano o nowym tropie w sprawie i wydaniu nakazu dotyczącego przeszukania nieznanej prywatnej rezydencji w hrabstwie Walencja. W komunikacie nie przedstawiono jednak żadnych szczegółów. Sprawa nadal pozostaje otwarta.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)