17‑latek wszczął alarm na kolei i doprowadził do ewakuacji szpitala
17-latek ze Zbrosławic na Śląsku, wracając pociągiem do poprawczaka we Włocławku, z nudów zadzwonił do katowickiej informacji kolejowej i szpitala w Tarnowskich Górach z informacją o podłożeniu bomby. Ładunku nie było, a dzień później
sprawcę fałszywych alarmów zatrzymała policja.
07.09.2006 | aktual.: 07.09.2006 10:02
Policjanci z Katowic, Sosnowca, Zawiercia i Bielska-Białej sprawdzili blisko 30 pociągów wjeżdżających i wyjeżdżających ze Śląska oraz skontrolowali bagaże kilku tysięcy osób. Policyjna akcja trwała kilkanaście godzin - powiedział Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Alarm wszczęto po tym, gdy pracownica informacji katowickiego dworca PKP odebrała telefon z informacją o rzekomej bombie, która miała eksplodować na dworcu w Sosnowcu, w pociągu jadącym z Gdyni lub do Gdyni. Zgodnie z procedurą, na nogi postawiona została policja z kilku miast regionu.
Godzinę wcześniej telefon z informacją o podłożonej bombie odebrał pracownik centrali telefonicznej szpitala nr 1 w Tarnowskich Górach. Na czas przeszukania budynku ewakuowano z niego 35 osób. I ten alarm okazał się fałszywy. Szybko ustalono, że w obu przypadkach dzwoniono z tego samego numeru telefonu komórkowego.
Policjanci z Tarnowskich Gór zatrzymali sprawcę obu fałszywych alarmów. Okazał się nim 17-latek ze Zbrosławic k. Tarnowskich Gór, który wracał z przepustki z Ośrodka Wychowawczego we Włocławku. Obydwa telefony wykonał jadąc pociągiem z Katowic do Włocławka.
O dalszym postępowaniu wobec podejrzanego zdecydują prokurator i sąd. Za fałszywe zawiadomienie o podłożonych bombach może grozić do dwóch lat więzienia. Sąd może również obciążyć sprawcę kosztami przeprowadzonej akcji policji.
To kolejny w ostatnich dniach przypadek ujęcia sprawcy fałszywych alarmów bombowych przez śląską policję. Policjanci z Częstochowy zatrzymali 37-latka, na stałe mieszkającego w Niemczech, który zawiadomił o bombie rzekomo podłożonej w hotelu w centrum miasta.
Pirotechnicy ewakuowali kilkanaście osób i przez dwie godziny sprawdzali budynek. Ładunku nie było. Zatrzymany niedługo potem sprawca alarmu był pijany - badanie trzeźwości wykazało ok. 1,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. 37-latek tłumaczył, że był niezadowolony z wysokiego rachunku w hotelu. Swoje zachowanie oceniał jako nieprzemyślany wybryk po pijanemu.