15 stycznia ruszy proces Anny Jaruckiej
15 stycznia 2007 r. ma się zacząć proces Anny Jaruckiej, byłej asystentki szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza, oskarżonej o posługiwanie się sfałszowanym dokumentem, rzekomo uprawniającym ją do zmiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza. Afera z Jarucką doprowadziła do wycofania się polityka SLD ze startu w wyborach prezydenckich w 2005 r.
O wyznaczeniu daty rozpoczęcia procesu PAP dowiedziała się w Sądzie Okręgowym w Warszawie, który będzie prowadził sprawę.
O Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Na prośbę Cimoszewicza miała usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. Sam Cimoszewicz mówił, że jego oświadczenie nie było nigdy zmieniane. Przyznawał zaś, że pomylił się, wypełniając je zgodnie ze stanem z kwietnia 2002 r, kiedy składał oświadczenie, a powinien był je wypełnić zgodnie ze stanem na koniec 2001 r., kiedy jeszcze posiadał akcje PKN Orlen (sprzedał je w styczniu 2002 r.).
Zdaniem Jaruckiej, Cimoszewicz skłamał, twierdząc, że się pomylił. Komisja śledcza zawiadomiła Prokuraturę Okręgową w Warszawie o przestępstwie Cimoszewicza. Prokuratura uznała jednak, że Cimoszewicz fakt posiadania akcji zataił nieumyślnie i umorzyła śledztwo.
Na wniosek Cimoszewicza prokuratura zajęła się zaś sprawą rzekomego upoważnienia dla Jaruckiej i - m.in. po badaniach grafologicznych - uznała, że zostało ono sfałszowane. Według ustaleń prokuratury, motywem działania b. asystentki Cimoszewicza była chęć zemsty. Kobieta wielokrotnie zwracała się bowiem do szefa MSZ, a później marszałka Sejmu, o "załatwienie" dla niej i jej męża placówki dyplomatycznej we Włoszech. Cimoszewicz jednak odmówił.
Oprócz posłużenia się podrobionym dokumentem, prokuratura oskarżyła Jarucką także o składanie fałszywych zeznań przed komisją śledczą co do okoliczności związanych z wystawieniem tego upoważnienia. Jeszcze inny zarzut dotyczy ukrywania w jej mieszkaniu dokumentów z MSZ, w tym związanych z oświadczeniem Cimoszewicza - znalezionych u niej w styczniu 2005 r. podczas rewizji przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Byłej asystentce grozi do 5 lat więzienia. Będzie odpowiadać z wolnej stopy. Nie przyznała się ona do zarzutów. Wielokrotnie zapewniała, że nie działała na niczyje zlecenie i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek, ani branie udziału w kampanii prezydenckiej".
Jarucka wywołała jednak zamieszanie na scenie politycznej w okresie wyborczym. We wrześniu 2005 r. Cioszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta. Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek - oświadczył. Zrezygnował "w proteście przeciw deprawowaniu obyczaju politycznego w Polsce przez część polityków i część dziennikarzy".
Akt oskarżenia przeciw Jaruckiej prokuratura wysłała do sądu w styczniu 2006 r. Proces może - przynajmniej w części - toczyć się za zamkniętymi drzwiami z uwagi na niejawny charakter niektórych wyjaśnień oskarżonej.
W lipcu tego roku Jarucka pozwała MSZ za mobbing, żądając 50 tys. zł zadośćuczynienia. Zarzuca ona resortowi - którego pracownicą formalnie pozostaje, przebywając na długotrwałym zwolnieniu - że miał w nim powstać spisek "w celu pozbawienia jej środków do życia".
W sierpniu Jarucka przegrała z kolei proces cywilny, jaki wytoczył jej redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik. Na mocy nieprawomocnego jeszcze wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie Jarucka ma przeprosić Michnika za to, że przed komisją śledczą powiedziała, iż był on członkiem "grupy trzymającej władzę".
Toczy się jeszcze inny proces cywilny z Jarucką w tle. Poseł PO Konstanty Miodowicz wytoczył go Tomaszowi Nałęczowi, rzecznikowi Cimoszewicza jako kandydata na prezydenta. W sierpniu 2005 r. Nałęcz powiedział: Jak patrzymy na sprawę pani Jaruckiej, to jest dokładnie ten sam mechanizm, co przy lojalce, przy niby-lojalce, pana (Jarosława) Kaczyńskiego. Tak samo podrobiony podpis, ten sam mechanizm. Ja pytam publicznie, choć nie mam żadnych dowodów, ale pytam Donalda Tuska: proszę wyjaśnić rolę pułkownika Miodowicza we wszystkich tych sprawach.
Poseł PO (szef kontrwywiadu UOP do połowy lat 90.) zaprzeczył swemu udziałowi w sfabrykowaniu rzekomej "lojalki" J. Kaczyńskiego ze stanu wojennego i udziałowi w spreparowaniu dokumentu o oświadczeniach majątkowych Cimoszewicza. Przyznał zarazem, że to on prosił Jarucką, by napisała oświadczenie dla komisji śledczej ds. PKN Orlen - której był członkiem - bo "prywatnie zwierzyła się przypadkiem jego znajomemu" o całej sprawie.