15 mln zł odszkodowania dla spadkobierców Adama Branickiego
Nie 5 mln zł, jak zasądził sąd pierwszej
instancji, a 15 mln zł zapłaci prezydent Warszawy w imieniu Skarbu
Państwa za grunty na warszawskim Ursynowie, które uzyskała
spółdzielnia Dębina, założona w połowie lat 90. przez urzędników ówczesnego Urzędu Rady Ministrów.
02.06.2005 19:00
Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował o podwyższeniu odszkodowania dla spadkobierców Adama Branickiego. Anna Helena Branicka-Wolska i cztery inne osoby otrzymają łącznie ok. 15 mln zł za to, że w połowie lat 90. dwie działki - w sumie ok. 8 ha na warszawskim Ursynowie, do których roszczenia złożyli spadkobiercy Branickiego - kierownik ówczesnego urzędu rejonowego przekazał w wieczyste użytkowanie Dębinie.
Sąd apelacyjny podzielił stanowisko sądu pierwszej instancji, że do naruszenia prawa doszło przez zaniechanie urzędników. Nie powiadomili oni przedwojennych właścicieli o zamiarze przekazania gruntu bez przetargu w wieczyste użytkowanie dla spółdzielni, mimo że znali adres przedstawiciela Branickich i wiedzieli o ich roszczeniach.
Sędzia Bogdan Świeraczkowski podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że prawo pierwszeństwa w odzyskaniu tego znacjonalizowanego podczas reformy rolnej gruntu przez dawnego właściciela lub jego spadkobierców było ważniejsze od wszystkich innych działań podejmowanych przez władających gruntem urzędników.
Oddający grunt w wieczyste użytkowanie warszawski urząd rejonowy najpierw powinien powiadomić na piśmie Branickich, że zamierza tak uczynić. Dopiero gdyby spadkobiercy nie wyrazili zainteresowania, mógłby przekazać go - zgodnie z decyzją wojewody - bez przetargu spółdzielni. Ponieważ tego nie uczynił, sąd przyznał spadkobiercom odszkodowanie za różnicę pomiędzy wartością rynkową działek powiększoną o odsetki, a o wiele mniejszą kwotą, za jaką mogliby odzyskać od Skarbu Państwa grunty na Ursynowie, gdyby urzędnicy nie pominęli ich przy tej procedurze.
Spółdzielnia Dębina, do której należał m.in. były premier Leszek Miller, przejęła w połowie lat 90. grunty przy ul. Nowoursynowskiej i Rosoła bez przetargu, na podstawie ustawy z 1991 r.. Pozwalała ona na to po przyjęciu do spółdzielni osób, które w latach PRL wpłaciły pieniądze na mieszkanie i znalazły się na listach kandydatów do spółdzielni mieszkaniowych - tzw. "zamrażarek". Spółdzielnia skorzystała z ustawy, mimo że takich kandydatów z list wojewody przyjęła mniej, niż deklarowała.
Miller i ok. 50 innych osób na mieszkania w tym osiedlu wzięli kredyt z Banku Współpracy Eksportowej należącego do firmy Bartimpex Aleksandra Gudzowatego.
Według mediów oprócz Millera segmenty lub mieszkania kupili tam Jerzy Jaskiernia, były szef gabinetu prezydenta Marek Ungier, były szef Kancelarii Premiera Marek Wagner, były szef doradców premiera Grzegorz Rydlewski, były rzecznik rządu Michał Tober.
Spółdzielnię założyli pracownicy Urzędu Rady Ministrów. Wśród jej założycieli byli m.in. były sekretarz stanu w URM Kazimierz Korona i były prezes PZU Zdzisław Mątkiewicz. Teren przejęty w wyniku reformy rolnej od Branickich należał do Skarbu Państwa. Wcześniej z zarządzania terenem zrezygnował Urząd Rady Ministrów. Na bezprzetargowe przekazanie działek spółdzielni zgodził się wojewoda warszawski, ale to kierownik warszawskiego urzędu rejonowego podjął decyzję o jej przekazaniu.
Prokuratura, która w 2002 r. z inicjatywy rządu AWS prowadziła śledztwo w sprawie nieprawidłowości związanych ze spółdzielnią, umorzyła je.
Wyrok jest prawomocny. Przysługuje jedynie kasacja do Sądu Najwyższego.