14-latek porażony prądem mógł żyć - zawinili dorośli
Wrocławski sąd uznał b. dyrektorkę
gimnazjum, policjanta i dyspozytora pogotowia energetycznego za
winnych niedopełnienia obowiązków i narażenia na utratę życia 14-letniego Filipa R. Chłopca na boisku szkolnym śmiertelnie poraził prąd. Sąd wymierzył oskarżonym kary od roku do półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Do śmiertelnego wypadku doszło 30 lipca 2006 r. na boisku szkolnym w centrum Wrocławia. 14-letni Filip R. grał z kolegami w koszykówkę. Gdy piłka wpadła na mur okalający boisko, uczeń wdrapał się na niego. Tymczasem na murze znajdowała się jeszcze metalowa siatka, która - jak się okazało - była pod napięciem. Mimo reanimacji prowadzonej przez lekarzy pogotowia ratunkowego, chłopak zmarł.
Zdaniem przewodniczącej składu sędziowskiego Magdaleny Bombały wszyscy oskarżeni nie dopełnili swoich obowiązków. Dyrektor Ewelina G., która wiedziała o zagrożeniu przynajmniej od dwóch tygodni od woźnej, zlekceważyła je. Z kolei dyżurujący policjant - Krzysztof C., podobnie jak dyspozytor pogotowia energetycznego - Zygmunt L. nie przyjęli zgłoszenia od zawiadamiającej ich o zagrożeniu Barbary C.
Jednocześnie sędzia zdecydowała się wymierzyć oskarżonym kary w zawieszeniu, bowiem wszyscy cieszyli się do tej pory nienaganną opinią. Ponadto sąd przyznał rodzinie zmarłego Filipa 7 tys. zł odszkodowania.
O zagrożeniu już dwa tygodnie przed wypadkiem informowała Barbara C., mieszkająca niedaleko boiska szkolnego. Kobieta o niebezpiecznej siatce na szkolnym murze, która "kopie prądem", dowiedziała się od syna, który grając w piłkę na boisku szkolnym sam został porażony prądem, ale lekko i nie doznał większych obrażeń.
Barbara C. o przebiciu prądu rozmawiała również ze szkolną woźną Marią G. Woźna przyznała, że na początku lipca słyszała o "rażącym prądzie" od uczniów. Po rozmowie z Barbarą C. woźna poinformowała o wszystkim dyrektorkę gimnazjum Ewelinę G., która nie zrobiła w tej sprawie nic. Pół miesiąca później z powodu porażenia prądem zmarł 14-letni Filip R.
Jak wynika z opinii biegłych z zakresu elektroenergetyki, do śmiertelnego wypadku doszło z powodu "utrzymywanie się długotrwałego niebezpieczeństwa dotykowego na siatce". Przebicie prądu nastąpiło wskutek przetarcia się dwóch warstw izolacyjnych przewodu zasilającego pobliski zakład. Biegli stwierdzili też, że "przyłącze napowietrzne" pod napięcie ok. 230V nie było nadzorowane, nie podlegało okresowym przeglądom instalacji elektrycznych.
Oskarżeni nie przyznali się do winy. Wyrok jest nieprawomocny.