Zaginięcie Iwony Wieczorek. Były policjant odkrywa kulisy sprawy

Od zaginięcia Iwony Wieczorek mija 12 lat. Ostatni raz widziano ją, jak w nocy z 16 na 17 lipca 2010 r. gdańszczanka wracała pieszo z imprezy w Sopocie. Od tamtej pory słuch o niej zaginął. Wciąż nie udało się ustalić, co się wydarzyło, dlaczego dziewczyna przepadła. Według Marka Dyjasza, byłego dyrektora wydziału kryminalnego Komendy Głównej Policji, który pracował przy sprawie, na braku wyjaśnienia tajemniczego zniknięcia mogły zaważyć policyjne błędy na początkowym etapie śledztwa.

Iwona Wieczorek
Iwona Wieczorek
Źródło zdjęć: © Facebook, Policja
Sylwester Ruszkiewicz

17.07.2022 | aktual.: 17.07.2022 07:30

19-letnią Iwonę Wieczorek monitoring zarejestrował po raz ostatni przy wejściu nr 63 na plażę w Gdańsku Jelitkowie. Była godzina 4.12. Na nagraniu kamery widać za idącą samotnie dziewczyną mężczyznę z ręcznikiem. Mimo apeli policji, nigdy nie udało się go odnaleźć. Z tego miejsca Iwona do swojego mieszkania na osiedlu Jelitkowski Dwór ma ok. 2,5 km. Ale do niego nie dociera.

Kobiety nie odnaleziono do dzisiaj. Przez 12 lat wielokrotnie przeszukiwano m.in. las w Parku Reagana w Gdańsku, a także trójmiejskie ogródki działkowe. Sprawę poszukiwań początkowo umorzono. W marcu 2019 r. trafiła do krakowskiego Archiwum X w Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Prokuratury Krajowej.

Wcześniej, bo jesienią 2011 r., do przeanalizowania sprawy wysłano doświadczonych funkcjonariuszy Komendy Głównej Policji. Wśród nich był Marek Dyjasz, ówczesny szef Biura Kryminalnego Komendy Głównej, były szef wydziału zabójstw Komendy Stołecznej Policji, a obecnie wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wirtualna Polska: Mija dwanaście lat od zaginięcia Iwony Wieczorek. Sprawa, mimo dziesiątek sprawdzonych hipotez, ekspertyz sporządzanych przez najlepszych specjalistów od kryminalistyki w kraju, cały czas znajduje się pod lupą śledczych. Praktycznie każdego roku pojawiają się informacje o rzekomym przełomie. Ten jednak nigdy nie nastąpił. Pracował pan przy podobnej sprawie?

Marek Dyjasz: Nie. Nie przypominam sobie takiej sprawy, żeby nad ranem, w uczęszczanym miejscu, osoba nagle "rozpłynęła się we mgle".

W 2011 roku osobiście włączył się pan do badania sprawy, jako dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Razem z innymi funkcjonariuszami KGP analizowaliście akta, co się wówczas udało ustalić?

Jako Komenda Główna Policji "weszliśmy" do sprawy ponad rok po zaginięciu. Mniej formalnie, bardziej na zasadzie wsparcia w czynnościach procesowych i operacyjnych. Pierwsze na co zwróciliśmy uwagę, to sposób w jaki podchodzono do sprawy na początku. Dziewczyna w chwili zaginięcia miała 19 lat. Była dorosła. Policjanci z Sopotu przyjęli założenie, że mogła – bez udziału innych osób – samodzielnie się oddalić i po jakimś czasie zapewne wróci. Ale to był błąd. Wcześniej nie miała takich sytuacji na swoim koncie. Ze wstępnego wywiadu z matką Iwony Wieczorek wynikało, że zawsze informowała bliskich, jeśli miała gdzieś wyjść na dłużej. To od razu powinno wzbudzić podejrzenia policjantów

A dodatkowo czekała na informację z Akademii Marynarki Wojennej, czy dostała się na studia i miała wkrótce wyjechać na wakacje do Hiszpanii.

No właśnie. Te elementy również powinny zapalić lampkę policjantom z Sopotu. Nie powinno się brnąć w wersję, że samodzielnie się oddaliła i na pewno się znajdzie. Pojawiały się głosy, że najpewniej poszła dalej imprezować. Niestety lampka zapaliła się później i wiele śladów kryminalistycznych zostało bezpowrotnie utraconych. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że na początku śledztwo było po prostu źle prowadzone.

Analiza przeprowadzona przez Komendę Główną Policji wskazywała również, że ważnym wątkiem były ponowne przesłuchania znajomych i towarzystwa, w którym Iwona Wieczorek się bawiła tamtego wieczoru.

Bazowaliśmy na aktach sprawy, szukając luk w materiale dowodowym zebranym przez trójmiejskich policjantów. W analizach kryminalnych, które przygotowaliśmy, wskazywaliśmy na niezgodności i wyszukiwaliśmy potencjalne wątpliwości. W naszej ocenie trzeba było szukać bardziej tropów w kręgu znajomych Iwony Wieczorek. Uważaliśmy, że nie wsiadła do obcego samochodu i nie dała się uprowadzić, musiała mieć zaufanie do osoby, z którą poszła.

Działanie sprawcy tego przestępstwa nie musiało być działaniem celowym i zamierzonym. Mogło dojść do nieszczęśliwego splotu okoliczności. Kłótnia, popchnięcie, uderzenie o chodnik czy krawędź, przez co Iwona mogła stracić życie.

Skłania się pan bardziej ku hipotezie, że do tragicznego zdarzenia mogło dojść bliżej osiedla na którym mieszkała, czy też od razu po wejściu na deptak w Gdańsku Jelitkowie?

Nie przypuszczam, że mogła zostać zaatakowana tuż po wejściu na deptak. Według analizy biura kryminalnego, do zdarzenia doszło dalej. Dlatego krąg poszukiwań terenu był tak duży. Co ciekawe, w pobliżu miejsca zamieszkania, kilkanaście minut po wejściu Iwony Wieczorek na deptak, ok. 4.28-4.30 pojawił się patrol policji. Przejechał w kierunku, z którego powinna iść kobieta i nie zauważył nic podejrzanego.

Czy z zapisów monitoringu coś wynikało? Udało się pozyskać nowe dowody?

Przypuszczam, że przed pojawieniem się policyjnego patrolu, Iwona Wieczorek mogła wsiąść do jakiegoś samochodu. I odjechać. Wiem, że policjanci sprawdzali zapis monitoringu pod kątem uchwycenia wszystkich pojazdów, które w określonym przedziale czasowym przejeżdżały w tamtej okolicy. Niestety nie przyniosło to żadnego efektu. Sprawcy tego zdarzenia szczęście dopisało i dalej dopisuje.

Czego jeszcze zabrakło na początkowym etapie śledztwa?

- Nie było publikacji informacji o zaginięciu w mediach i dopiero później zabezpieczono obraz z monitoringu. Jako KGP wskazywaliśmy też, że powinno się odszukać i przesłuchać osoby, które mogły mieć jakąś wiedzę bądź zauważyły coś, co według nich nie miało symptomów przestępstwa, ale było podejrzane. Przykładowo jeśli widzieli odepchnięcie czy szarpanie się na ulicy. Nie udało się również ustalić tożsamości mężczyzny, który szedł za Iwoną Wieczorek z ręcznikiem, a którego internauci nazwali "Panem Ręcznikiem". Do tej pory go nie przesłuchano.

A jak pan ocenia działania prowadzone przez Krzysztofa Rutkowskiego, który już kilka razy ogłaszał znalezienie ciała Iwony Wieczorek i odnalezienie sprawcy, ale za każdym razem informacje się nie potwierdzały.

Rutkowski wprowadził do sprawy dużo szumu i wypuszczał sporo informacji w medialny obieg, które później okazywały się niewypałem. Ale to on na początku sprawy, a co policjanci całkowicie zbagatelizowali, zwrócił uwagę na zabezpieczenie monitoringu. Funkcjonariusze zachowali się wówczas mało profesjonalnie, a powinni to zrobić w pierwszej kolejności. Natomiast później, częściej widzieliśmy jego telewizyjne występy i konferencje prasowe, tyle że jego działania nie przyniosły efektów. Nie jestem przeciwny angażowaniu przez bliskich prywatnych detektywów do takich spraw, byle tylko prowadzone przez nich czynności nie przeszkadzały i nie utrudniały śledztwa. W przypadku Rutkowskiego miały miejsca spięcia z policją i to sprawie się nie przysłużyło.

W polskiej kryminalistyce, niektóre ze spraw udało się rozwikłać i złapać sprawcę po dłuższym czasie aniżeli 12 lat, które minęło od zaginięcia Iwony Wieczorek. Widzi pan jeszcze realne szanse na wyjaśnienie tej sprawy?

Zawsze trzeba liczyć na łut szczęścia. Ale w tym przypadku nastawiałbym się na ewentualną możliwość przypadkowego odnalezienia ciała Iwony Wieczorek, co by mogło popchnąć sprawę do przodu. Może się jednak zdarzyć, że ciało kobiety nie zostanie nigdy odnalezione. Tak jak w wielu sprawach, które prowadzili policjanci w wydziale zabójstw w Komendzie Stołecznej Policji. Pamiętam sprawę siedmioletniej dziewczynki na warszawskim Mokotowie, która została uprowadzona z miejsca zamieszkania. Jej rodzice wówczas zostali zabici przez dilerów narkotyków. Od tamtej pory, a był to 2002 rok, dziewczynka zapadła się pod ziemię. Nie wiadomo czy żyje, nie ma też informacji o zwłokach. W przypadku Iwony Wieczorek już wcześniej mówiłem publicznie, że trzeba liczyć się z najgorszym, i że jej ciało zostało na tyle dobrze ukryte, że policjantom trudno jest odszukać jakichkolwiek śladów, pomocnych w odnalezieniu zwłok

Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (553)