100 tys. zł i przeprosiny za publikację rozmów Kaczmarków
Wydawca "Dziennika Polska Europa Świat" ma przeprosić Janusza i Honoratę Kaczmarków i zapłacić im 100 tys zł. Wyrok dotyczy publikacji w 2009 r. podsłuchów rozmów Kaczmarków z 2007 r., gdy b. szef MSWiA był w kręgu podejrzeń o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.
Konsekwencje poniesie spółka Axel Springer Polska, która wydawała wówczas "Dziennik". Jej prawnym następcą od jest od 2010 r. firma Ringier Axel Springer Media AG. Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpatrywał apelacje pozwanego wydawcy oraz Honoraty Kaczmarek, żądającej dodatkowych 50 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych.
- Bezprawnie naruszono prawo do prywatności małżeństwa. Bez zgody opublikowano materiały będące w aktach śledztwa. Nie przemawiał za tym interes społeczny - orzekł sąd, podtrzymując zeszłoroczny wyrok sądu niższej instancji. Orzekł on wtedy, że opublikowanie na łamach prasy i na portalu internetowym dziennik.pl stenogramów z prywatnych rozmów Kaczmarków było bezprawne i nie leżało w interesie społecznym.
Wyrok sądu jest prawomocny i powinien zostać wykonany w ciągu najbliższych 14 dni. Pełnomocnik pozwanych mec. Radosław Pośnik zapowiedział, że tak się stanie i ukażą się zasądzone przeprosiny w "Gazecie Wyborczej" oraz "Rzeczpospolitej", a zadośćuczynienie zostanie Kaczmarkom przekazane, ale niezależnie od tego prawdopodobnie złoży kasację do Sądu Najwyższego. Jak mówił, wyrok może nadmiernie ograniczyć rolę prasy w społeczeństwie.
"Dziennik" publikuje stenogramy rozmów
W maju 2009 r. "Dziennik" podał, że "dotarł do stenogramów" podsłuchanych latem 2007 r. przez ABW rozmów Kaczmarków. Posługujący się pseudonimem nieustalony autor opublikował je na portalu dziennik.pl zaraz po tym, jak przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków zeznawała Honorata Kaczmarek. Żona Kaczmarka mówiła w podsłuchanych rozmowach mężowi m.in., by "przestał kłamać". - Ciągniesz nas w otchłań. Ziobro nie ma żadnych dowodów! On poleci po opinii publicznej! I na twoich pier... kłamstwach! - mówiła kobieta.
Według "Dziennika" z rozmów miało wynikać, że "Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów". "Zakazała mu udzielać wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra; poleciła, żeby kontratakował Zbigniewa Ziobrę" - napisano w "Dzienniku".
Kaczmarkowie pozywając wydawcę "Dziennika" uznali, że publikacja prywatnych rozmów jest "jawnym naruszeniem prawa do prywatności" i "swoistą groźbą przed kolejnymi zeznaniami przed sejmową komisją śledczą". Jak ustalił sąd, przed publikacją nikt z "Dziennika" się z nimi nie skontaktował, a treść opublikowanych stenogramów wypacza sens całości rozmów.
Sąd podkreślił, że Kaczmarkowie nie wyrazili zgody na publikację ich prywatnych rozmów oraz że Honorata Kaczmarek nie była osobą publiczną, więc jej prywatność należy szczególnie chronić.
Z tymi argumentami nie zgadza się przedstawiciel pozwanego wydawcy. - Pan Kaczmarek był wtedy czynnym politykiem. W rozmowie z żoną była mowa o kłamstwie, więc nie zgadzam się, że fakt, iż jest ona osobą prywatną powinien spowodować, że się tego nie publikuje. Żona polityka powinna się liczyć z pewnym ograniczeniem prywatności - przekonywał po wyroku Jakub Kudła z Ringier Axel Springer Polska.
Publikację "Dziennika" z urzędu badała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, podejrzewając ujawnienie tajemnicy śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Stenogramy nie były zaś już tajemnicą państwową, bo klauzule tajności wobec nich uchylono na potrzeby konferencji prasowej z sierpnia 2007 r. nt. Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Neztla. Ówczesny wiceprokurator generalny Jerzy Engelking ujawnił wtedy ich podsłuchane rozmowy. Zarzucono im wtedy utrudnianie wyjaśniania przecieku z akcji CBA i fałszywe zeznania. Śledztwo wobec nich umorzono ostatecznie jesienią 2009 r.