Znaleziono drugą czarną skrzynkę airbusa, który rozbił się w Alpach
Na miejscu katastrofy samolotu niemieckich linii Germanwings we francuskich Alpach znaleziono drugą czarną skrzynkę, czyli rejestrator parametrów lotu - poinformowała prokuratura w Marsylii.
Airbus A320 rozbił się 24 marca we francuskich Alpach, lecąc z Barcelony do Duesseldorfu. W katastrofie zginęło 144 pasażerów i 6 członków załogi: 75 Niemców, 50 Hiszpanów, a także obywatele USA, Maroka, Wielkiej Brytanii, Argentyny, Australii, Belgii, Kolumbii, Danii, Izraela, Japonii, Meksyku, Iranu i Holandii.
Pierwszą skrzynkę, która rejestrowała rozmowy i dźwięki w kokpicie, odnaleziono krótko po katastrofie. Analiza nagrania doprowadziła do podejrzenia, że maszynę celowo rozbił drugi pilot, Andreas Lubitz, który zamknął się w kokpicie i uniemożliwił powrót do niej kapitana.
Także w czwartek prokuratura w Duesseldorfie poinformowała, po analizie komputera Lubitza, że poszukiwał on w internecie informacji na temat "metod leczenia", a także "sposobów popełnienia samobójstwa". Sprecyzowano, że operacje takie Lubitz przeprowadzał od 16 do 23 marca.
Prokuratura w Duesseldorfie jest odpowiedzialna za niemiecką część śledztwa.
"Przynajmniej jednego dnia osoba ta przez kilka minut sprawdzała informacje dotyczące drzwi kokpitu i ich zabezpieczeń" - podano w komunikacie.
Kilka dni temu Lufthansa, do której należą tanie linii Germanwings, przyznała, że była w 2009 roku poinformowana o "ciężkim epizodzie depresyjnym", który przeszedł Lubitz; następnie jednak przedłożył on wyniki badań potwierdzające zdolność do pilotowania samolotu.
W ubiegłym tygodniu podano, że w mieszkaniu Lubitza znaleziono podarte zwolnienie lekarskie, wskazujące, że tego dnia, gdy doszło do katastrofy, mężczyzna był chory i nie powinien był lecieć.
Szef Lufthansy Carsten Spohr, który odwiedził w środę miejsce katastrofy samolotu Germanwings we francuskich Alpach, oświadczył, że jej wyjaśnianie zabierze "bardzo dużo czasu". Podziękował ratownikom i obiecał rodzinom ofiar pomoc.
Spohr przebywał na miejscu katastrofy wraz z szefem tanich linii Lufthansy, Germanwings, Thomasem Winkelmannem. Odmówił wypowiedzenia się w sprawie tego, co linie wiedziały o stanie psychicznym drugiego pilota Andreasa Lubitza, którego podejrzewa się o celowe rozbicie maszyny.
Szef Lufthansy oświadczył, że linie "każdego dnia dowiadują się więcej" o tym, co mogło doprowadzić do katastrofy, ale "zrozumienie tego, jak mogło się to stać, zajmie bardzo dużo czasu". Zapewnił, że rodzinom ofiar udzielana będzie "pomoc tak długo, jak będzie to konieczne". Podziękował następnie wszystkim, którzy brali udział w akcji ratowniczej i poszukiwawczej - policji, żandarmerii, wojsku i lekarzom, a także mieszkańcom.