Topniejące lodowce uwalniają groźne substancje
W wielu krajach owadobójczy dichlorodifenylotrichloroetan, czyli DDT jest od lat zakazany, jednak zgromadzone w antarktycznych lodowcach osady uwalniają ten związek wraz z topnieniem lodu - informuje "New Scientist".
08.05.2008 17:22
DDT został po raz pierwszy zsyntetyzowany w roku 1874, jednak do zwalczania owadów użyto go na masową skalę dopiero w latach 40-tych XX wieku. Wydawał się tak nieszkodliwy dla ludzi, że rozpylano go na dzieci. Dzięki DDT udało się na pewien czas ograniczyć występowanie malarii, jednak wpływ tej substancji na środowisko budził coraz większe obawy i w końcu zakazano jego stosowania w większości krajów (wciąż jest stosowany tam, gdzie duży problem stanowi malaria).
Jednym z pierwszych niepokojących zjawisk były cieńsze skorupki jaj ptaków drapieżnych - nie wytrzymywały ciężaru wysiadującego je ptaka. DDT rozpada się na maleńkie cząstki, które niesione wiatrem docierają wszędzie - także na Antarktydę. W odróżnieniu od krążącego w przyrodzie DDT, które przekształca się w mające podobne właściwości DDE, DDT osadzone na lodowcu pozostaje niezmienione i - gdy się znów dostanie do środowiska - łatwo zauważyć jego wyższy poziom w żywym organizmie.
Jak wykazały przeprowadzone przez Heidi Geisz z amerykańskiego Virginia Institute of Marine Science badania, narażone na kontakt z DDT są między innymi pingwiny Adeli. Poziom DDT w ich organizmach nie jest na tyle wysoki, by mogło to ptakom zaszkodzić, jednak świadczy o tym, że także inne zamrożone dotąd w antarktycznym lodzie substancje mogą się uwolnić do środowiska wraz z globalnym ociepleniem.
Badaczka obawia się, że w ten sposób mogą zostać uwolnione między innymi polichlorowane bifenyle oraz polibromowane etery difenylowe - wiadomo, że wywierają one szkodliwy wpływ na ludzi.