Reforma systemu dowodzenia Wojskami Specjalnymi do kosza? MON wciąż się waha
Wszystko wskazuje na to, że MON po cichu pracuje nad odkręceniem przeprowadzonej rok temu reformy systemu dowodzenia Wojskami Specjalnymi, na której eksperci nie zostawili suchej nitki. Stosowny rozkaz czeka ponoć od ponad miesiąca na podpis ministra. Problem w tym, że taka decyzja byłaby przyznaniem się do błędu. A tego nie lubi robić żadna władza.
10.03.2015 | aktual.: 11.03.2015 19:37
O sprawie jako pierwszy napisał portal Defence24.pl, który dotarł do dwóch niezależnych źródeł, potwierdzających wcześniej pojawiające się pogłoski. - Ja bym nawet nie napisał tego materiału. Od ponad miesiąca wiem, że dokument odkręcający tę feralną reformę jest przygotowywany i czeka teraz na podpis. I wstrzymywałem się z publikacją licząc, że minister w końcu go zatwierdzi. Ale zmiany, o których wiedziałem od dawna, nadal nie zostały wprowadzone i stąd mój tekst - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maksymilian Dura, autor publikacji.
Coś się kończy, coś się zaczyna
O co chodzi? Aby dotrzeć do źródła dzisiejszego zamieszania, należy cofnąć się o ponad rok. Na przełomie 2013 i 2014 roku w życie weszła długo zapowiadana reforma systemu kierowania i dowodzenia polskimi siłami zbrojnymi. W dużym uproszczeniu polegała ona na tym, że w miejsce dowództw poszczególnych rodzajów sił zbrojnych powołano jedno Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych (DG RSZ), które na co dzień miało zająć się przygotowaniem i utrzymaniem wszystkich sił, oraz Dowództwo Operacyjne (DO RSZ), któremu za cel postawiono planowanie ćwiczeń i dowodzenie wojskami w czasie kryzysów, wojen i misji zagranicznych.
W rezultacie wraz z dowództwami Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej, rozwiązano również Dowództwo Wojsk Specjalnych (DWS). Decyzja o jego utworzeniu zapadła stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku, choć jej korzeni należy szukać jeszcze wcześniej, gdy postanowiliśmy, że komandosi będą w NATO naszą specjalnością. Skupienie wszystkich jednostek specjalnych pod odrębnym dowództwem podyktowane było ich odmiennym charakterem i specyfiką prowadzonych operacji. Żeby móc skutecznie działać, Wojska Specjalne musiały otrzymać odpowiedni stopień autonomii.
Niezależność WS znalazła swe odzwierciedlenie w obowiązującej we wszystkich najlepszych formacjach specjalnych na świecie zasadzie force user - force provider (czyli "użytkownik sił" i "dostarczyciel sił"). Nie zagłębiając się zanadto w szczegóły chodzi o to, że WS same odpowiadały za szkolenie i wyposażenie swoich sił oraz dowodzenie nimi w czasie operacji bojowych. W końcu to dowódcy WS wiedzieli najlepiej, czego potrzebują i jak przygotowane są podległe im jednostki. A na bazie zdobytych doświadczeń mogli natychmiast udoskonalać to, co wymaga poprawy. Z drugiej strony niezależny budżet pozwalał im realizować bardzo specyficzne potrzeby swoich oddziałów.
Dzięki utworzeniu odrębnego dowództwa Wojska Specjalne stały się wiodącą gałęzią polskich sił zbrojnych, a nasi komandosi weszli do światowej elity. Zwieńczeniem polskich starań było dołączenie naszego kraju do sześciu państw ramowych NATO, które są uprawnione do dowodzenia sojuszniczymi operacjami specjalnymi. Jakby tego było mało, zostaliśmy wybrani formalnym liderem Europy Środkowo-Wschodniej w dziedzinie sił specjalnych, a polskie rozwiązania w tym zakresie zostały uznane przez naszych zachodnich partnerów za wzorcowe.
Chaos organizacyjny
Gdy zapowiedziano reformę systemu kierowania i dowodzenia, przygotowywaną przez ośrodek prezydencki (Biuro Bezpieczeństwa Narodowego z gen. Stanisławem Koziejem na czele) we współpracy z MON-em, pojawiły się obawy, że WS zostaną potraktowane tak samo jak pozostałe rodzaje sił zbrojnych i utracą dotychczasową autonomiczność. Początkowo jednak kształt reformy napawał optymizmem - co prawda DWS zostało rozformowane, ale w jego miejsce 1 stycznia 2014 roku powołano Dowództwo Sił Specjalnych (DSSpec.), które z grubsza przejmowało jego obowiązki, wspierając nowo utworzony w ramach DG RSZ Inspektorat Wojsk Specjalnych.
Radość nie trwała długo, bo w tej postaci reforma przetrwała zaledwie... sześć dni. Już 7 stycznia, ku zaskoczeniu wszystkich, MON ogłosił, że z dniem 10 stycznia DSSpec. zostaje rozformowane, a w jego miejsce powstaje Centrum Operacji Specjalnych (do nazwy którego zaraz dodano Dowództwo Komponentu Wojsk Specjalnych - COS DKWS), przyporządkowane Dowództwu Operacyjnemu. Następstwem niezapowiedzianych i wprowadzanych w pośpiechu zmian był kompletny chaos organizacyjny.
- Ludzie z DSSpec. 1 stycznia byli gotowi do działania, mieli zatwierdzone i przemyślane zakresy obowiązków, obsadzone stanowiska, mieli przygotowane nawet nowe pieczątki i wydrukowane dokumenty - w tym kalendarze na rok 2014 z napisem "Dowództwo Sił Specjalnych". Jak się dowiedzieli o nowej reformie, byli zszokowani. To zostało zrobione za ich plecami - opowiada Maksymilian Dura.
- Wtedy poruszyła mnie tylko jedna rzecz. 1 stycznia 2014 roku została zrobiona jedna reforma systemu dowodzenia Wojskami Specjalnymi, a 10 stycznia 2014 r. przeprowadzono kolejną, która poprzednią obróciła w pył. I według deklaracji przedstawicieli resortu obrony miała to być już docelowa struktura. Jak się teraz okazuje, nie była - dodaje publicysta Defence24.pl.
Wszystkie zadania realizowane przez DSSpec., czyli kierowanie szkoleniem, organizowanie przetargów, przeprowadzanie kontroli i wiele, wiele innych, nagle spadły wyłącznie na barki Inspektoratu Wojsk Specjalnych. Szkopuł w tym, że przewidziano w nim kilka razy mniej etatów, niż było w DSSpec. Był on więc po prostu zbyt mały, by samodzielnie poradzić sobie z tak wielkim natłokiem obowiązków.
- Już w styczniu ubiegłego roku między Dowództwem Operacyjnym a Dowództwem Generalnym zaczęły krążyć pisma, w którym DG prosi o pomoc, ponieważ Inspektorat Wojsk Specjalnych ma trudności w realizacji zadań po zabraniu mu ludzi z DSSpec. Specjaliści ci, po przejściu pod Dowództwo Operacyjne, nie byli w pełni wykorzystani, szczególnie, gdy nie były prowadzone operacje specjalne. Zaczęły więc krążyć pisma i powstał poważny problem. Oczywiście nikt nie chciał się do tego przyznać i MON unikał tematu jak ognia - mówi Dura.
Kto zawinił?
Przedstawiciele resortu obrony tłumaczyli, że DSSpec. było strukturą przejściową, która miała pozwolić przygotować funkcjonowanie docelowego Centrum Operacji Specjalnych. Jednak zdaniem branżowego magazynu "Special OPS" wyjaśnienia te brzmią mało wiarygodnie, a wszystkie poszlaki wskazują na to, że Wojska Specjalne padły ofiarą dogmatycznego ujednolicania struktur organizacyjnych armii, bez oglądania się na specyfikę tej formacji. DSSpec. było najwyraźniej solą w oku osób odpowiedzialnych za reformę systemu kierowania i dowodzenia, którzy postanowili nie dopuścić do istnienia takiego "odstępstwa".
"Z dużym prawdopodobieństwem można wskazać jako sprawcę równania WS do reszty armii głównego architekta reformy, szefa BBN gen. prof. Stanisława Kozieja. W środowisku wojskowym panuje powszechne przekonanie, że to inspirowane przez niego decyzje z Pałacu Prezydenckiego wpłynęły na błyskawiczne zmiany, które zakończyły krótki żywot DSSpec." - pisał "Special OPS" w lipcu ubiegłego roku.
Ekspert blisko związany z wojskiem, który nie chciał wypowiadać się pod nazwiskiem, w rozmowie z Wirtualną Polską przekonywał jednak, że to niekoniecznie BBN ponosi pełną odpowiedzialność za powstały chaos. - Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że to Sztab Generalny jest największym winowajcą, a minister Stanisław Koziej bierze to na siebie, żeby nie powodować dodatkowego zamieszania. I to nie pierwsza sytuacja, kiedy ludzie w BBN wysyłają propozycję, która potem w realizacji wypada zupełnie inaczej niż w planach BBN-u - argumentował.
Odmiennego zdania jest Maksymilian Dura. - Mam tu dużą pretensję do Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które w jakiś sposób powinno kontrolować MON. Tym bardziej, że cała idea reformy systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi, to była właśnie idea BBN-u. I to ludzie stamtąd powinni sprawdzać, czy to, co wymyślili, działa dobrze czy też nie. Zrobili bałagan, a teraz się od tego odwracają, mówiąc, że to nie my. A to nie jest prawda. Pomysłodawcą systemu reformy i kierowania był szef BBN-u gen. Stanisław Koziej. I on także odpowiada za to, co w tej chwili się dzieje. Nie można się z tego wycofać, wskazując, że zmiany zrobił ktoś inny. Ten, który wywołuje całą awanturę, też za to odpowiada.
Powrót do przeszłości
Przytłaczająca większość niezależnych ekspertów nie zostawia suchej nitki na obecnej strukturze dowodzenia WS. Wprowadzony system jest niewydolny i skomplikowany. Wbrew zamierzeniom, proces decyzyjny i obieg dokumentów tylko się wydłużył. Najgorsze jest to, że przy jego tworzeniu praktycznie w ogóle nie wzięto pod uwagę opinii głównych zainteresowanych. Na nic zdały się ostrzeżenia, że reforma w tej postaci będzie kompletnym niewypałem. Przedstawiciele resortu obrony pozostali głusi na te nawoływania.
Co ciekawe, w czerwcu ubiegłego roku Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Lech Majewski zapowiadał, że pod koniec roku w komputerowym ośrodku dowodzenia Akademii Obrony Narodowej przeprowadzone zostanie ćwiczenie "Model 14", które miało dać odpowiedź, jak funkcjonuje nowo powołane Dowództwo Generalne. Ostatecznie trening sztabowy odbył się nie w Centrum Symulacji i Komputerowych Gier Wojennych w AON, lecz tylko w obiektach DG RSZ. Dlaczego?
Rzecznik DG RSZ ppłk Artur Goławski poinformował Wirtualną Polskę, że "Model 14" kolidował wtedy z innymi przedsięwzięciami w AON, niemniej tegoroczna edycja tego przedsięwzięcia szkoleniowego ma już odbyć się poza Dowództwem. Dodał jednocześnie, że trening sztabowy przeprowadzony został w całym zaplanowanym zakresie - trwał kilka dni i wzięli w nim udział żołnierze wszystkich rodzajów sił zbrojnych, w tym Wojsk Specjalnych, oraz pracownicy cywilni, w sumie kilkaset osób. Ppłk Goławski nie mógł jednak zdradzić więcej szczegółów z powodu niejawnego charakteru ćwiczenia.
Nie wiemy, jakie były wnioski z przeprowadzonego ćwiczenia, ale pierwsze pogłoski o tym, że resort obrony pracuje nad odkręceniem nieudanej reformy, pojawiły się jeszcze w grudniu ubiegłego roku. - Wydaje się, że sprawa jest wyłącznie ambicjonalna. Ponadto zrobiono błąd PR-owski, bo wprowadzając zmiany w styczniu, zamiast powiedzieć, że jest to jakiś model przejściowy, że sprawdzamy, jak to wyjdzie, stanowczo zakomunikowano, iż jest to docelowa struktura - powiedział Wirtualnej Polsce ekspert, który chce pozostać anonimowy. - Efekt jest taki, że teraz panowie w MON mają problem, by się z tego wycofać z twarzą - dodaje.
- Informacja o kolejnych zmianach w strukturze dowodzenia Wojsk Specjalnych w 2015 r. mnie zaskoczyła, bo jeżeli poprzednia struktura miała być docelowa, to po co takie manewry? - pyta retorycznie Dura. - Wiedząc już jednak, że takie zmiany są przygotowywane, od stycznia tego roku zacząłem się pytać MON-u, czy rzeczywiście nastąpi jakaś reorganizacja Wojsk Specjalnych. Jednak resort odpowiadał na moje pytania zdawkowo, najwyraźniej chcąc się mnie pozbyć - opowiada.
To, że coś jest na rzeczy, potwierdziło się na początku lutego w czasie obrad senackiej Komisji Obrony Narodowej. Do nagrania z tego posiedzenia dotarł portal Defence24.pl. Wiceminister obrony Czesław Mroczek przyznał wtedy, odpowiadając na pytanie byłego ministra obrony - senatora Bogdana Klicha, że MON myśli o tym, żeby "był organ dowodzenia, który będzie pracował i w Dowództwie Generalnym, i w Dowództwie Operacyjnym. (...) Będzie organ dowodzenia w Dowództwie Generalnym, który będzie przechodził razem z wojskami w podporządkowanie Dowódcy Operacyjnego".
Strach przed przyznaniem się do błędu
Ostatecznie portalowi Defence24.pl udało się potwierdzić w dwóch niezależnych źródłach, że stosowny rozkaz już od ponad miesiąca czeka tylko na podpis ministra. - Teraz dochodzi do paranoi, bo MON boi się przyznać do błędu i odwleka zrobienie czegoś, co jest rzeczywiście potrzebne. A tak naprawdę ludzie w resorcie obrony powinni się bać tego, że Wojska Specjalne są obecnie dowodzone z dużymi problemami. W ten sposób dla PR-u poświęca się naprawdę ważne rzeczy - ocenia Maksymilian Dura.
Publicysta Defence24.pl sugeruje jednocześnie, że nowa reorganizacja może być wymuszona naciskiem ze strony sojuszników, szczególnie Stanów Zjednoczonych. Pamiętajmy, że swojego czasu "zaniepokojenie" kierunkiem zmian w polskich Wojskach Specjalnych wyraził w liście do MON admirał William H. McRaven, ówczesny szef Dowództwa Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych. - Podejrzewam, że Amerykanie zorientowali się w tym, co się tutaj dzieje i ten bałagan im się nie podoba. Natomiast nikt się oczywiście do tego nie przyzna - mówi Dura.
Rzecznik MON płk Jacek Sońta napisał na Twitterze, że "w resorcie obrony trwają prace nad dopracowaniem obecnego systemu, ale nie zakładają one powrotu do stanu sprzed reformy. Ostateczne decyzje zostaną podjęte w najbliższym czasie. Cel jest jeden: usprawnienie obecnych struktur".
Znawcy tematu nie mają wątpliwości, że zmiany są konieczne, bo tylko one dają szanse naprawienia wyrządzonych szkód. O potrzebie przebudowy obecnego systemu coraz głośniej mówią również dowódcy WS. - Po roku funkcjonowania reformy uważamy, że Wojskom Specjalnym potrzebna jest bardziej spójna i skonsolidowana struktura - ocenił ostatnio podczas wykładu w AON gen. bryg. Jerzy Gut, szef Centrum Operacji Specjalnych, cytowany przez "Polskę Zbrojną".
Ale problem nie polega wyłącznie na odwróceniu niekorzystnych zmian. - Ludzie, którzy na początku stycznia ubiegłego roku popsuli dobre rozwiązanie, nadal pracują w wojsku i nadal w nim mieszają. Jeżeli teraz MON musi naprawiać ich pomysły, to trzeba się tych "reformatorów" pozbyć, bo to są ludzie, którzy szkodzą. Przez rok czasu nasze Wojska Specjalne były przez ich pomysły dowodzone, najdelikatniej mówiąc, z dużymi trudnościami. Trzeba ich odszukać, bo oni znowu zaczną wprowadzać jakieś swoje pomysły. I proszę mi wierzyć, jeszcze nie takie rzeczy będą wymyślali - uważa Dura.
Nikt nie jest nieomylny i każdemu może zdarzyć się popełnić błąd. Sztuką jest jednak, by w porę go dostrzec, wyciągnąć z niego odpowiednie wnioski i spróbować go naprawić. Wydaje się, że resort obrony miał już na to wystarczająco dużo czasu. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie mu teraz odwagi, by przyznać się do błędu i przywrócić sprawdzone rozwiązania. W grę wchodzi nie tylko los Wojsk Specjalnych, ale też, a być może przede wszystkim, bezpieczeństwo nas wszystkich.
Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska
SPROSTOWANIE: W pierwotnej wersji tekstu błędnie napisałem, że ćwiczenie "Model 14" w ogóle się nie odbyło. Najmocniej przepraszam za pomyłkę i podanie tej nieprawdziwej informacji.