Ratujmy Polaków z Donbasu!
Ludzie gotowi zabić za torebkę kaszy. Przyzwyczaili się do strzelaniny i widoku trupów, ale z niepokojem wsłuchują się w ciszę, bo ta zwiastuje bombardowania. To codzienność tysięcy Ukraińców w Donbasie, a wśród nich kilkuset Polaków, którzy nie mogą stamtąd uciec lub nie mają z czego żyć, gdy ucieczka się powiedzie. - Jeśli Polska nam nie pomoże, możemy tylko czekać na powolną śmierć - przyznaje Wiktoria Charczenko z Doniecka, która wraz z Fundacją Wolność i Demokracja organizuje pomoc dla Polaków w Donbasie.
18.12.2014 | aktual.: 24.12.2014 11:01
W czasach radzieckich posiadanie dokumentów świadczących o polskości wiązało się z dużym niebezpieczeństwem. Dlatego tylko niektórym z czterech tysięcy obywateli o polskich korzeniach z obwodu donieckiego i ługańskiego udało się urzędowo potwierdzić swoje pochodzenie i dostać kartę Polaka. Część z nich zdołało uciec przed okropnościami wojny w spokojniejsze regiony Ukrainy. Ponad 50 trafiło do Polski. Ok. 400 zostało na miejscu walcząc każdego dnia o przeżycie.
- W Donbasie teraz nie da się żyć. Ciągła strzelanina. Nie wiadomo, skąd może paść strzał, gdzie spadnie pocisk. Ludziom zobojętniał już widok zabitych. Mogę zrozumieć tę obojętność. Inaczej przyszłoby zwariować - opowiada Wiktoria Charczenko, wiceprezes Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu.
Po wprowadzeniu blokady ekonomicznej przez rząd Ukrainy oprócz strachu przed bombardowaniem doszła jeszcze codzienna walka o kawałek chleba. - Ludzie gotowi są zabić za torebkę kaszy. Kolejki sięgają po 1500 osób. Życie bardzo staniało. Za to ceny stale rosną. Tam gdzie wojna, zawsze znajdą się tacy, co na tym zarobią. To wstyd - mówi pani Wiktoria.
Michał Dworczyk z Fundacji Wolność i Demokracja, wspierającej pomoc dla Polaków w Donbasie, zaznacza, że potrzebują jej szczególnie dwie grupy mieszkańców. - To są ci, którzy z różnych powodów zostali na miejscu i ci, którym udało się uciec, ale nie mają z czego żyć. Ci drudzy są zdani tylko na pomoc ludzi dobrej woli. Nie mają praw repatriantów. Oni chcą tu zwykle tylko przetrwać zimę. Przygarniają ich ludzie, którzy sami często ledwo wiążą koniec z końcem - opowiada Michał Dworczyk.
Podkreśla, że rząd szczególnie zaczął się interesować losem Polaków we wschodniej Ukrainie, gdy sprawę podjęły media. - Wówczas poszła znacząca pomoc finansowa na ten cel do konsulatu w Charkowie. Wcześniej na pomoc rząd przeznaczył 10 tys. złotych. Teraz jednak do Charkowa zza linii frontu ciężko się dostać, a konwoje humanitarne nie docierają do rejonów objętych wojną. Dojeżdżają zwykle do Lwowa lub Charkowa. Do Polaków zazwyczaj ta pomoc nie trafia albo dochodzi w śladowych ilościach - przyznaje.
Pani Wiktoria mówi jednak, że wszyscy zdani są na pomoc humanitarną. - Ona jest bardzo mizerna… trochę kaszy, kilka konserw. Od tamtejszych organizacji czasem słyszymy: "przecież jesteście Polakami, czemu Polska wam nie pomoże". Nie wiem, co mam wtedy odpowiadać.
Wiktoria Charczenko zastrzega jednocześnie, że polski rząd nie pozostawił ich zupełnie bez pomocy. - Ale teraz ta pomoc jest teraz szczególnie potrzebna - dodaje.
Numer konta, na które można wpłacać pieniądze na pomoc Polakom z Donbasu:
Fundacja Wolność i Demokracja
68114010100000506032001004
z dopiskiem: Ratujmy Polaków z Donbasu.
Sławomir Cedzyński, Wirtualna Polska