Polscy politycy dostali bolesną nauczkę?
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie kodeksu wyborczego jest korzystne dla największych partii politycznych, rosną szanse PO i PiS - ocenił politolog Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego.
20.07.2011 | aktual.: 20.07.2011 13:40
- Orzeczenie TK jest nauczką dla polityków, by nie zmieniać prawa przed kampanią wyborczą. Teraz partie polityczne muszą zweryfikować strategie dotyczące kampanii. Orzeczenie TK będzie miało wpływ na wyniki wyborów, jest ono korzystne dla obecnego układu parlamentarnego, czyli dla dużych partii, które posiadają wielkie pieniądze i mają możliwość używania środków masowego przekazu - podkreślił Bartłomiej Biskup.
Politolog dodał, że na pewno ogranicza to szanse PJN i partii spoza parlamentu. - Nie sądzę, by dwudniowe wybory miały wpływ na frekwencję. Pomysł ich przeprowadzenia był sztucznym zabiegiem - stwierdził.
To PiS zaskarżył nowe przepisy
TK zajmował się wnioskiem PiS, które zaskarżyło m.in. zdanie kodeksu mówiące, że "organ zarządzający wybory może postanowić, że głosowanie w wyborach przeprowadzone zostanie w ciągu dwóch dni". Sędziowie uznali, że wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do senatu, głosowanie przez pełnomocnika i korespondencyjne nie narusza konstytucji; za niezgodne z ustawą zasadniczą uznał dwudniowe głosowanie w wyborach do sejmu, senatu i prezydenckich oraz zakaz używania billboardów i spotów w kampanii wyborczej.
TK orzekł, że jesienne wybory do parlamentu odbędą się według kodeksu wyborczego; kodeks ten znajdzie też zastosowanie w kampanii wyborczej prowadzonej po 1 sierpnia tego roku. - W razie ewentualnego zarządzenia przez prezydenta wyborów przed tym dniem, do kampanii wyborczej prowadzonej do 31 lipca 2011 znalazłyby zastosowanie dotychczasowe przepisy - tłumaczył, odczytujący uzasadnienie wyroku TK, jego prezes Andrzej Rzepliński. Bronisław Komorowski zapowiedział już, że wybory wynaczy na 9 października. Dziewięciu sędziów, w tym sam Rzepliński zgłosiło zdanie odrębne do wyroku.
PiS chciało, aby podczas wyborów do senatu zastosowano dotychczasową ordynację, a nie okręgi jednomandatowe. W ocenie PiS, sposób przyjęcia przepisów o okręgach jednomandatowych - w drodze poprawki senackiej - był niezgodny z konstytucją.
Będą okręgi jednomandatowe do senatu
TK zdecydował, że nie ma konstytucyjnych przeszkód, by okręgi wyborcze do senatu były jednomandatowe. Uznał też, że senat nie wykroczył poza swe kompetencje wnosząc taką poprawkę do kodeksu wyborczego.
Jak mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku Rzepliński, konstytucja opisując system wyborczy do senatu nie przewiduje tzw. zasady równości materialnej, więc system ten może pomijać kwestię stosunku liczby mandatów do liczby uprawnionych do głosowania. Z tego powodu sędziowie TK orzekli, że zasady równości wobec prawa oraz praw wyborczych nie mogą być uznane za wzorzec konstytucyjny, z którym konfrontuje się przepisy kodeksu wyborczego.
Ponadto Trybunał uznał, że senat - wprowadzając do kodeksu jednomandatowe okręgi w senackich wyborach - nie wykroczył poza swe kompetencje. Według prezesa TK, kodeks wyborczy to nie nowelizacja, lecz całkiem nowa ustawa, a w takich sytuacjach senat może sobie pozwolić na więcej niż w przypadku prac nad nowelą. Zarazem Trybunał zauważył, że propozycja jednomandatowych okręgów w wyborach do senatu pojawiła się już na etapie sejmowych prac nad ustawą - więc nie była to propozycja, o której wcześniej nie dyskutowano. Z tych względów Trybunał nie dopatrzył się niekonstytucyjności w trybie wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach do senatu do kodeksu wyborczego.
Dwudniowe głosowanie? Nic z tego
TK uznał za niezgodne z konstytucją przepisy Kodeksu wyborczego o możliwości dwudniowych wyborów do sejmu i senatu oraz na prezydenta; dwa dni może zaś trwać głosowanie w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego.
Jak mówił Rzepliński, konstytucja jasno stanowi, że wybory parlamentarne i prezydenckie odbywają się w ciągu jednego dnia. Jak wyjaśnił, używane w Kodeksie wyborczym sformułowanie "głosowanie w wyborach" jest tym samym pojęciem co konstytucyjny termin "wybory". Dlatego - mówił - jedyną możliwością "trzymającą standard konstytucyjny" jest głosowanie jednodniowe, bo Konstytucja RP jasno określa tę kwestię.
Według Rzeplińskiego, takiego standardu nie da się przypisać wyborom na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz wyborom do Parlamentu Europejskiego. Dlatego TK uznał, że w tych wypadkach dwudniowe głosowanie konstytucji nie narusza. - Wskazane jako wzorce przepisy konstytucji używają określenia dzień wyborów, zawsze w liczbie pojedynczej, co zdaniem Trybunału, przesądza, że wybory rozumiane jako głosowanie powinny odbyć się w ciągu jednego dnia, co do zasady wolnego od pracy - powiedział prezes TK.
Jak dodał, Trybunał nie podzielił stanowiska sejmu, iż wyraz "wybory" nie oznacza głosowania, lecz moment skumulowania przez organy wyborcze wszystkich oddanych głosów w toku procesu wyborczego. - Przyjęcie takiego rozumienia terminu wybory pozwalałoby traktować za dzień wyborów zawsze tylko ostatni dzień głosowania bez względu na liczbę wcześniejszych dni głosowania, co jest nie do przyjęcia konstytucyjnie - uzasadniał prezes TK.
Niekonstytucyjny zakaz billboardów i spotów
Trybunał uznał za niezgodny z konstytucją zakaz korzystania w kampanii wyborczej z billboardów i płatnych spotów. Zdaniem TK, zakaz taki ogranicza wolność wyrażania poglądów przez partie i wolność pozyskiwania informacji przez wyborców.
Jak podkreślił Rzepliński powyższe ograniczenia dotyczą jednej z fundamentalnych wolności: osobistej i politycznej. Przywołał argumenty autorów tych rozwiązań, którzy chcieli m.in., by środki finansowe pochodzące głównie z dotacji budżetowych przeznaczane na kampanię wyborczą były lepiej wydawane niż na billboardy i spoty.
- Jeżeli ratio legis tych ograniczeń miałaby być zmiana sposobu wykorzystania, czy korzystania przez partie i komitety wyborcze z publicznych środków finansowych (...), to ustawodawca powinien odpowiednio zmodyfikować przepisy o finansowaniu kampanii, a nie wymuszać zmiany zachowań w tym zakresie przy pomocy instrumentów ograniczających wolność słowa - podkreślił Rzepliński.
Ponadto TK uznał, że cała nowelizacja Kodeksu wyborczego z 3 lutego 2011 roku wprowadzająca m.in. zakaz płatnych spotów jest niezgodna z art. 2 Konstytucji. Argumentował, że została ona uchwalona z naruszeniem "zasady ciszy legislacyjnej", która polega na niewprowadzaniu istotnych zmian w prawie wyborczym w terminie późniejszym niż sześć miesięcy przed rozpoczęciem wyborów.
TK orzekł też, że niezgodny z konstytucją jest zapis kodeksu wyborczego, który uzależnił od terminu zarządzenia wyborów przez prezydenta to, na jakich zasadach się one odbędą. - Gdyby (prezydent) zarządził wybory do końca lipca, wybory odbyłyby się na podstawie ordynacji wyborczej, gdyby natomiast nastąpiło to 1 sierpnia lub później, odbyłyby się według Kodeksu wyborczego - wyjaśnił Rzepliński. Dlatego - zaznaczył TK - do upływu 31 lipca 2011 r. nie byłoby pewności co do prawa, jakie będzie obowiązywało w toku jesiennych wyborów.
Trybunał uznał, że mechanizm taki w praktyce niweczy bezpieczeństwo prawne zagwarantowane przez uchwalenie i opublikowanie nowego prawa wyborczego w lutym 2011 roku. - Właśnie owa niepewność co do prawa (...) decyduje o niekonstytucyjności kwestionowanych przepisów - zdecydował TK. W przekonaniu Rzeplińskiego, orzeczenie TK tę pewność przywraca.
Zagłosujemy korespondencyjnie i przez pełnomocnika
Trybunał uznał natomiast za konstytucyjną możliwość głosowania przez pełnomocnika oraz głosowania korespondencyjnego dla Polaków za granicą. Zdaniem TK, głosowanie przez pełnomocnika ułatwia, a niekiedy nawet umożliwia udział w wyborach osobom niepełnosprawnym oraz ludziom w podeszłym wieku.
TK orzekł, że głosowanie przez pełnomocnika jest jedną z alternatywnych form głosowania, a tym samym jest dodatkową gwarancją korzystania przez obywateli z czynnego prawa wyborczego. Rzepliński przypomniał, że głosowanie przez pełnomocnika umożliwia prawo m.in.: Belgii, Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii, a i w Polsce instytucja pełnomocnika nie jest nowa, bo w odniesieniu do wyborów do PE, prezydenckich i samorządowych została wprowadzona do polskiego systemu wyborczego w 2009 roku.
TK orzekł też, że głosowanie przez pełnomocnika nie jest sprzeczne z zasadą równości wyborów w sensie formalnym.
- Pełnomocnik oddaje bowiem głos w imieniu wyborcy, a nie swoim. Nie dysponuje zatem dwoma głosami, ale jednym głosem własnym jako wyborca i jednym głosem realizowanym w imieniu innego wyborcy. W tym ostatnim wypadku, działając jako pełnomocnik związany jest do głosowania zgodnie z wolą mocodawcy - uzasadnił prezes TK.
Uznając za zgodne z konstytucją głosowanie korespondencyjne TK podkreślił, że takie rozwiązanie umożliwia oddanie głosu wyborcom przebywającym za granicą, którym trudno dotrzeć do odległych od miejsca zamieszkania lub pobytu obwodowych komisji wyborczych.
TK zwrócił uwagę, że głosowanie za pośrednictwem poczty dopuszczalne jest m.in. w Austrii, Belgii, Danii czy Hiszpanii. Dodał, że postulat wprowadzenia tej formy głosowania zgłaszali uczeni, prawnicy, politolodzy, RPO oraz PKW.
Według Trybunału głosowanie korespondencyjne realizuje zasadę powszechności wyborów i jest zgodne z zasadą tajności wyborów. Prezes TK zaznaczył m.in., że koperty z wypełnionymi kartami do głosowania przekazywane są przez konsulat bez ich otwierania do obwodowej komisji wyborczej. - Komisja wrzuca je do urny wyborczej, a jeżeli zostaną dostarczone po zakończeniu głosowania komisja niszczy je bez otwierania - przypomniał. Ocenił, że taka regulacja zapewnia wyborcy tajemnicę głosowania.
Jak mówił Rzepliński, wyborca głosujący korespondencyjnie nie ma gwarancji, że jego głos "faktycznie dotrze do komisji wyborczej", co - w jego opinii - narusza czynne prawo wyborcze, ale wnioskodawcy nie przedstawili ku temu dostatecznych argumentów.
Prezes TK odniósł się też do kwestii oddania głosu przed dniem wyborów. - Procedura oddania głosu korespondencyjnie rozciąga się w czasie (...), ale wrzucenie głosu do urny, choć nie jest wykonywane bezpośrednio przez wyborcę, może się odbyć jedynie w dniu wyborów - wyjaśnił Rzepliński. - Wrzucenie karty do urny jest ostatnim elementem procedury oddania głosu, od którego zależy skuteczność decyzji wyborczej. Oznacza to, że także wyborca głosujący korespondencyjnie oddaje głos w dniu wyborów - dodał.
- Akt głosowania ziszcza się dopiero wówczas, gdy karta do głosowania zostanie wrzucona do urny. Sam fakt jej wypełnienia przez wyborcę nie jest równoznaczny z oddaniem głosu" - podsumował Rzepliński. Jak zauważył, również w lokalu wyborczym wyborca może pobrać kartę do głosowania, ale nie wrzucić jej do urny i w ten sposób nie wziąć udziału w głosowaniu. "Głosowanie zostaje dokonane dopiero w momencie wrzucenia karty do urny wyborczej - tłumaczył prezes TK.