Państwo Islamskie kontra Al-Kaida. Gdzie przebiegają linie podziału w świecie dżihadu?

Chociaż łączy ich wspólna ideologia, Państwo Islamskie i Al-Kaida nie są towarzyszami broni na ścieżce dżihadu. Liderzy organizacji nie przepadają za sobą, a zarówno samozwańczy kalif Ibrahim, jak i Ajman az-Zawahiri mają wyraźną ochotę na samodzielne rządy w szeregach islamskich ekstremistów. Jednak jak zauważa Tomasz Otłowski w tekście dla WP, tam gdzie "góra" nie może znaleźć wspólnego języka, szeregowi "żołnierze" niejednokrotnie dogadują się na tym samym polu walki. Analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego przestrzega, że w dalszej perspektywie dla Zachodu szczególnie niebezpieczna może okazać się sytuacja, gdy idea kalifatu ostatecznie zjednoczy zwaśnionych islamskich ekstremistów.

Bojownicy Państwa Islamskiego
Źródło zdjęć: © Twitter
Tomasz Otłowski

Gdy latem 2014 roku Abu Bakr al-Bagdadi - nieznany wówczas szerzej w świecie lider, równie mało kojarzonej poza samym Bliskim Wschodem organizacji islamskich ekstremistów o nazwie Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL) - ogłosił powstanie kalifatu, a siebie samego przedstawił jako kalifa, chyba nikt nie przypuszczał, że mamy do czynienia z przełomowym wydarzeniem w dziejach nie tylko regionu, ale i całego świata.

Dwa obozy dżihadystów

Islamski kalifat i kierująca nim organizacja Państwo Islamskie (IS), będąca bezpośrednim organizacyjnym następcą ISIL - stały się w ciągu następnych kilkunastu miesięcy symbolami i synonimami nowej generacji terroru, brutalności i barbarzyństwa, popełnianych w ramach "świętej wojny" (dżihadu). Wojny, prowadzonej w imię Allaha z Dar al-Harb ("światem niewiernych", "światem Zachodu"). Co więcej, pasmo militarnych i propagandowych sukcesów IS oznaczało, że dzierżąca dotychczas palmę pierwszeństwa w ruchu globalnego sunnickiego dżihadu Al-Kaida zaczęła szybko spadać z piedestału, stając się w ciągu zaledwie półtora roku niemalże drugorzędną organizacją islamistyczną, zmuszoną do nieustannego udawadniania swych praw i przypominania przeszłych "zasług".

Na czym jednak w istocie polega różnica między Państwem Islamskim a Al-Kaidą? I czy w ogóle można mówić o autentycznych i wyraźnie zauważalnych elementach, np. w ramach programów obu ugrupowań czy ich ideologii, które sprawiają, że te dwie struktury zmuszone są działać oddzielnie, a nawet wbrew i przeciw sobie?

Aby odpowiedzieć na te pytania, należy cofnąć się w czasie o kilka lat i wrócić do momentu, w którym zaznaczył się tak wyraźny podział między tymi strukturami. Proces ten rozpoczął się prawie cztery lata temu, gdy wojna domowa w Syrii przestała być wyłącznie wewnętrznym konfliktem, toczącym się między dyktatorskim reżimem prezydenta Baszara al-Asada a zbrojną opozycją, stając się w zamian "starciem zastępczym" (ang. proxy war) regionalnych i pozaregionalnych aktorów.

Al-Kaida w Iraku

Wraz z szybko postępującą internacjonalizacją syryjskiej wojny, rosnąć zaczęła także rola odgrywana w tym konflikcie przez struktury i organizacje o profilu dżihadystycznym. Jedną z bez wątpienia największych oraz najbardziej efektywnych grup islamistycznych, które zaangażowały się w tamtym czasie w operacje na syryjskim teatrze działań, było Islamskie Państwo Iraku (ISI). Struktura ta - będąca w prostej linii sukcesorką grupy Dżammi’at al-Tau’hid u’al-Dżiha’ad osławionego Abu Musaby az-Zarkawiego - od 2004 roku, kiedy to złożyła przysięgę wierności (bayah) Osamie bin Ladenowi, powszechnie określana była jako "Al-Kaida w Iraku" (AQI - od angielskiej nazwy Al-Qaeda in Iraq).

Wiadomo jednak, że sam az-Zarkawi i jego najbliższe otoczenie, w którym już wówczas znajdował się al-Bagdadi - przyszły kalif Ibrahim - nigdy nie podchodzili na serio do swej deklaracji wierności Al-Kaidzie, traktując to jako wynikający z konieczności czasu i miejsca propagandowy i PR-owy zabieg, mający przynieść określone korzyści polityczne i medialne. Taki swobodny stosunek do centrali Al-Kaidy i jej wytycznych okaże się później, po niemal dekadzie, bardzo brzemienny w skutki.

Nazwa "Al-Kaida w Iraku" i skrót AQI przylgnęły jednak do organizacji az-Zarkawiego na dobre, stając się jej symbolem i znakiem rozpoznawczym. Prawdą jest jednak i to, że grupa wiele skorzystała na związkach ze strukturą kierowaną przez Osamę bin Ladena. Do Iraku napływały nie tylko fundusze, ale przede wszystkim doświadczeni i wyszkoleni przez Al-Kaidę bojownicy, przywożący ze sobą bogate terrorystyczne know-how tej organizacji. Bez wsparcia centrali skuteczność struktur az-Zarkawiego w Iraku byłaby z pewnością dużo mniejsza, a efekty jego działań znacznie skromniejsze i mniej krwawe.

Okazja czyni dżihadystę

Gdy latem 2006 roku Amerykanom udało się ostatecznie dopaść i zabić az-Zarkawiego w Iraku, a w kolejnych dwóch latach niemal zupełnie rozbić jego organizację - głównie zresztą dzięki współdziałaniu lokalnych irackich plemion sunnickich - zdawało się, że ISI ostatecznie przeszła do historii. Najbliższe lata pokazały jednak, że nic bardziej mylnego. Począwszy od 2009 roku niedobitki ISI - korzystając z szybko zmniejszającego się poziomu zaangażowania USA w Iraku - ponownie zaczęły siać terror i zamęt w irackich miastach, atakując głównie szyitów i te spośród sunnickich klanów, które kilka lat wcześniej - faktycznie lub nie - przyczyniły się do śmierci az-Zarkawiego i klęski jego grupy. Apogeum aktywności ISI przypadło na 2011 rok - czas, gdy Bliski Wschód pogrążać się zaczął w chaosie rewolucji Arabskiej Wiosny, a Amerykanie... postanowili ostatecznie wycofać się z Iraku.

ISI/AQI, kierowana już wówczas przez al-Bagdadiego, nie przegapiła wydarzeń rozgrywających się w sąsiedniej Syrii. Już w połowie 2011 roku wysłano tam z Iraku kilkudziesięciu najbardziej doświadczonych bojowników ISI, których celem miało być stworzenie syryjskiej odnogi Al-Kaidy. Działania tych ludzi w Syrii - od stycznia 2012 roku prowadzone pod szyldem nowo sformowanej organizacji o nazwie Dżabh’at an-Nusrah li-Ahli asz-Sz’am (Front Poparcia Ludności Lewantu, w skrócie An-Nusra) - obejmowały głównie wschodnią i południowo-wschodnią część kraju.

Operacje Frontu okazały się tam o tyle proste, że grupa ta była w tamtym czasie w istocie jedyną tak dobrze zorganizowaną, doświadczoną i relatywnie silną strukturą rebeliancką o islamistycznym profilu, występującą przeciwko władzom w Damaszku. Nic zatem dziwnego, że oddziały An-Nusra, przyciągające tysiące ochotników z całego regionu i z Zachodu, szybko zajęły duże obszary wschodniej Syrii, zamieszkane w większości przez ludność sunnicką. Żyjące tam od wieków mniejszości (chrześcijanie, jazydzi, Kurdowie) musieli uciekać albo poddać się opresyjnym rządom islamistów, opartych na szariacie. W tym samym czasie ISI odniosło również szereg spektakularnych sukcesów w Iraku, "wyzwalając" spod kontroli władz w Bagdadzie dużą część sunnickiej prowincji Anbar.

Nowa generacja dżihadu

Na fali tych zwycięstw, wiosną 2013 roku Abu Bakr al-Bagdadi, bez konsultacji z centralą Al-Kaidy i bez zgody jej emira Ajmana az-Zawahiriego, ogłosił sformowanie nowego ugrupowania - Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL), które powstać miało z połączenia ISI/AQI z Frontem An-Nusra.

Ta jednostronna decyzja al-Bagdadiego została natychmiast zanegowana przez kierownictwo Al-Kaidy i same An-Nusra. Rozpoczął się, trwający niemal rok, okres wzajemnych przepychanek i walk, który ostatecznie zakończył się w lutym 2014 roku oficjalnym zerwaniem wszelkich relacji między Al-Kaidą a ISIL. To w tym właśnie momencie drogi Al-Kaidy i nowej - jak się już niedługo okazało - generacji sunnickiego dżihadu ostatecznie się rozeszły.

Sam Front An-Nusra przeszedł całą serię wewnętrznych wstrząsów i rozłamów, z której wyszedł osłabiony i pozbawiony większości cudzoziemskich ochotników. Jego "włości" we wschodniej Syrii faktycznie przestały istnieć, a gdy późnym latem 2014 roku ISIL- już jako Państwo Islamskie, działające w imieniu świeżo powołanego kalifatu - zaatakowało resztki sił Al-Kaidy w Syrii, An-Nusra poszła w rozsypkę. Pogrom we wschodniej Syrii przeżyli nieliczni bojownicy, a oddziały Frontu przetrwały tylko w tych częściach kraju (m.in. w regionie Aleppo czy na pograniczu libańskim), gdzie nie było w tym czasie formacji IS.

Syryjska struktura Al-Kaidy potrzebowała całego roku, aby odzyskać siły i móc wrócić do akcji; dzisiaj jej oddziały kontrolują spory obszar Syrii na północy (prowincje Idlib i Aleppo) oraz skrawki terenu na południu (Da’ara) i na zachodzie (masyw Qalamoun).

Nowe przyciąga młodych

Zarysowana powyżej (w dużym skrócie) historia burzliwego procesu tworzenia się Państwa Islamskiego i jego kalifatu pokazuje wyraźnie, że obecny podział między Al-Kaidą a IS nie ma głębszych podstaw ideologiczno-programowych czy religijnych. To nie jakieś zasadnicze, fundamentalne rozbieżności, dotyczące dalszej strategii działań ruchu dżihadu, jego celów czy możliwych do zastosowania środków, zadecydowały o rozejściu się dróg Al-Kaidy i IS.

Jak wszystko na to wskazuje, u podstaw podziału między tymi organizacjami - dokonanego zaledwie niespełna dwa lata temu - legły bardzo prozaiczne powody: personalne animozje między głównymi liderami obu ugrupowań i względy ambicjonalne, dotyczące przywództwa nad strukturami islamistycznymi w regionie Lewantu, a w perspektywie - być może również nad całym ruchem dżihadu.

Warto pamiętać, że obecny emir Al-Kaidy Ajman az-Zawahiri, z pochodzenia Egipcjanin, to islamista należący do starego pokolenia dżihadystów, pamiętający jeszcze czasy "pierwszego" Bractwa Muzułmańskiego czy Islamskiego Dżihadu w Egipcie oraz ich walkę, w której aktywnie uczestniczył, z ówczesnymi władzami egipskimi (lata 70. i 80. ub. wieku).

Dla wielu dzisiejszych islamskich radykałów, urodzonych przed około dwudziestu - trzydziestu laty, osoby pokroju az-Zawahiriego i ich doświadczenia to już prehistoria, nijak nie przystająca do obecnych realiów. Dla tych młodych ludzi zdecydowanie, bezkompromisowość i polityczno-religijny radykalizm al-Bagdadiego były, są i z pewnością nadal będą bardziej atrakcyjne, niż względna zachowawczość, a nawet pewnego rodzaju ideowe "skostnienie" Al-Kaidy.

Kalif Ibrahim wyprzedził Al-Kaidę

Schemat ten doskonale było widać szczególnie po powołaniu do życia kalifatu przez IS. Dzisiaj, w półtora roku po tym wydarzeniu, widać wyraźnie, że decyzja al-Bagdadiego o wskrzeszeniu kalifatu - czyli wymarzonego i wyczekiwanego przez muzułmanów "państwa islamskiego", rządzącego się "pierwotnymi", czystymi regułami islamu określonymi przez samego Proroka Mahometa - okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Krok ten stał się czynnikiem, który nie tylko ostatecznie pogrzebał jakiekolwiek szanse na przywrócenie współpracy i zgody z Al-Kaidą w najbliższej przyszłości, ale przede wszystkim zapewnił IS polityczną i duchową przewagę nad organizacją założoną onegdaj przez Osamę bin Ladena. Al-Kaida przespała (dosłownie i w przenośni) szansę na wykorzystanie rozbudzonego przez swe działania potencjału islamskiego radykalizmu.

Zarówno bin Laden, jak i az-Zawahiri (od początku będący "głównym ideologiem" Al-Kaidy) odżegnywali się od powołania kalifatu, choć taki był przecież strategiczny cel organizacji i całego ruchu, argumentując, iż "czas jeszcze nie nadszedł". Według nich, ten czas miał nadejść wtedy, gdy większość społeczeństw muzułmańskich dojrzałaby do obalenia skorumpowanych i prozachodnich władz swych krajów oraz do przyjęcia norm szariatu jako głównego źródła praw i obowiązków.

Tymczasem Abu Bakr al-Bagdadi i jego organizacja nie bawili się w niuanse teologiczno-ideologiczne: wykorzystując chaos wojny w Syrii i słabość władz w sąsiednim Iraku, wykroili z obszarów tych państw spory kawałek terytorium i zająwszy go, powołali kalifat, nie oglądając się na protesty (przyznajmy - dość niemrawe i symboliczne) islamskich autorytetów.

Sęk jednak w tym, że w islamie nie ma jednego ośrodka władzy religijnej i duchowej, na wzór np. katolickiego Watykanu, który określałby ogólnie obowiązujące wszystkich wiernych wytyczne oraz interpretacje w zakresie teologii i norm wiary. W islamie każdy imam ("proboszcz"), a nawet szejk (czyli przywódca danej społeczności), może interpretować zapisy Koranu po swojemu i jeśli tylko znajduje wiernych słuchaczy, to znaczy, że ma rację. A Abu Bakr al-Bagdadi - czyli samozwańczy kalif Ibrahim - znalazł w krótkim czasie miliony wiernych na całym świecie, co sprawiło, że zostawił daleko w tyle Al-Kaidę w wyścigu o prymat w ruchu dżihadu i walce z "niewiernymi".

Wodzowie się kłócą, żołnierze współpracują

Analizując narastającą od dwóch lat rywalizację między Al-Kaidą a Państwem Islamskim warto zwrócić uwagę na element, który pośrednio potwierdza sztuczność i fasadowość całego sporu między tymi dwoma ugrupowaniami, wynikające z braku autentycznych, rzeczywistych różnic ideowych czy programowych.

Oto bowiem w czasie, gdy liderzy i kierownictwa obu struktur odsądzają się nawzajem od czci i wiary, obrzucając się kalumniami i kolejnymi fatwami, szeregowi dżihadyści bardzo często ... ściśle ze sobą współdziałają na ścieżkach "świętej wojny". Tak zrobili bracia Said i Szarif Kouachi - powiązani z Al-Kaidą (a konkretnie z jej jemeńskim odgałęzieniem, AQAP - Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego) oraz ich bliski przyjaciel, Amedy Coulibaly, który działał jako członek Państwa Islamskiego.

Wszyscy trzej wspólnie i całkiem zgodnie zaplanowali, przygotowali i skutecznie przeprowadzili serię ataków terrorystycznych na paryską redakcję tygodnika "Charlie Hebdo" oraz sklep koszerny w Porte de Vincennes, które wstrząsnęły Francją w styczniu 2015 roku.

Podobnie, jak wszystko na to wskazuje, wygląda sytuacja w kontekście niedawnego ataku terrorystycznego, przeprowadzonego w USA przez małżeństwo islamskich ekstremistów, Tashfeen Malik i Saida Farooka, w kalifornijskim San Bernardino. Kobieta miała mieć związki z Państwem Islamskim, tuż przed śmiercią zdołała też złożyć (za pośrednictwem Twittera) oficjalne bayah wobec kalifa Ibrahima, co automatycznie, w świetle doktryny islamistycznej, plasuję ją jako szahida męczennika za wiarę). Jej mąż z kolei podejrzewany jest o bliskie relacje z ... Frontem an-Nusrah, a więc de facto z Al-Kaidą).

Powyższe przykłady dobitnie pokazują, że pomimo różnic i waśni „na górze”, tzw. doły współpracują zgodnie i bez większych przeszkód. Ale bywa i tak, jak w Afganistanie, Pakistanie czy Libii, że struktury deklarujące podległość poszczególnym ośrodkom dżihadu stają się nagle, z dnia na dzień, śmiertelnymi przeciwnikami, choć jeszcze niedawno funkcjonowały w ramach jednego ugrupowania. Tam walka idzie na całość, a rywalizacja o prymat staje się krwawą łaźnią i głęboko orze lokalne relacje polityczne, społeczne, klanowe itd.

Wspólny front islamistów?

Jaka zatem przyszłość czeka sunnicki ruch dżihadu? Od wielu miesięcy pojawiają się, zarówno po stronie Państwa Islamskiego, jak i Al-Kaidy, głosy prominentnych przywódców duchowych - imamów i "uczonych w piśmie" - którzy nawołują do zjednoczenia struktur islamistycznych. Ich apele zyskują stopniowo coraz większy odzew i oddźwięk na portalach i forach internetowych, wykorzystywanych przez szeregowych członków zarówno IS, jak i Al-Kaidy. I nieuchronnie narasta oddolna presja, aby zjednoczyć szeregi bojowników "świętej wojny" w imię walki o jednolite cele, ze wspólnym wrogiem - czyli "krzyżowcami" (szeroko rozumianym Zachodem, do którego wlicza się i Rosja), heretykami (szyitami, alawitami i Kurdami) oraz niewiernymi (jazydami, druzami, żydami).

Jeśli obecne różnice i podziały wynikają tylko i wyłącznie z uwarunkowań personalnych i osobistego sporu głównych liderów, to można zakładać, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby dysonans ten zażegnać poprzez... eliminację przynajmniej jednego z upartych przywódców. Zatem jeśli az-Zarkawi i al-Bagdadi nie znajdą szybko sposobu na zażegnanie osobistych urazów i animozji, mogą któregoś dnia stanąć w obliczu oddolnego buntu swych podwładnych, coraz bardziej zirytowanych bratobójczymi waśniami i dążących do "normalizacji" sytuacji w łonie ruchu dżihadu.

To - nie miejmy złudzeń - nie byłoby z perspektywy Zachodu pożądanym i pozytywnym elementem rozwoju sytuacji. Taki zjednoczony, silny ruch islamskiej "świętej wojny" mógłby bowiem okazać się czynnikiem ostatecznie pieczętującym klęskę zachodniej cywilizacji.

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Nie żyje Kazimierz Pietrzyk. Polityk i działacz sportowy miał 83 lata
Nie żyje Kazimierz Pietrzyk. Polityk i działacz sportowy miał 83 lata
"Dron konstrukcji styropianowej". Co spadło na Lubelszczyźnie?
"Dron konstrukcji styropianowej". Co spadło na Lubelszczyźnie?
Izraelska armia wysadziła wieżowiec w Gazie. Gigantyczna eksplozja
Izraelska armia wysadziła wieżowiec w Gazie. Gigantyczna eksplozja
Zawyły syreny na Pradze Południe. Wiadomo, co się stało
Zawyły syreny na Pradze Południe. Wiadomo, co się stało
Estońscy instruktorzy w Polsce. Będą szkolili Ukraińców
Estońscy instruktorzy w Polsce. Będą szkolili Ukraińców
TVP Info zmienia ramówkę. Znika program Wysockiej-Schnepf
TVP Info zmienia ramówkę. Znika program Wysockiej-Schnepf
Wypadek na hulajnodze elektrycznej. 14-latka nie miała kasku
Wypadek na hulajnodze elektrycznej. 14-latka nie miała kasku
Elbląg. Nie żyje 19-latek, którego dzień wcześniej zatrzymała policja
Elbląg. Nie żyje 19-latek, którego dzień wcześniej zatrzymała policja
Eksplozja na poligonie w Rembertowie. Ranni cywile
Eksplozja na poligonie w Rembertowie. Ranni cywile
Trump rozważa atak na kartele w Wenezueli. Presja na Maduro
Trump rozważa atak na kartele w Wenezueli. Presja na Maduro
Zakazana broń na froncie Ukrainy. Dziennikarze dotarli do szczegółów
Zakazana broń na froncie Ukrainy. Dziennikarze dotarli do szczegółów
Rosja chce zmienić strategię. Ukraińskie media ujawniają plany
Rosja chce zmienić strategię. Ukraińskie media ujawniają plany