"Oni stoją tam gdzie Rosjanie" - ostre słowa w kampanii?
Czego możemy się spodziewać w kampanii wyborczej? Jakie to będą dwa miesiące? Czy szykuje się powrót IV RP? - Czeka nas agresywna, pseudopatriotyczna kampania, w której Jarosław Kaczyński wykorzysta mit zmarłego brata, który zginął w walce o prawdę i mit swojej męczeńskiej partii – PiS. Zagra vabank – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Wojciech Jabłoński, politolog, specjalista ds. marketingu politycznego z Instytutu Politologii Uniwersytetu Warszawskiego.
26.04.2010 | aktual.: 04.01.2011 14:29
WP: Joanna Stanisławska: Czy na naszych oczach rodzi się mit Lecha Kaczyńskiego, prezydenta, który tragicznie zginął na polu bitwy o prawdę oraz Prawa i Sprawiedliwości – męczeńskiej partii, „Chrystusa narodów”, która w tej walce poniosła najwyższą ofiarę? Czy - jak powiedział europoseł PiS Marek Migalski – to „prawdziwy mit”, który przetrwa nawet ewentualną porażkę wyborczą Jarosława Kaczyńskiego?
Dr Wojciech Jabłoński: - On nie jest prawdziwy, bo to mit propagandowy. Legenda o bardzo krótkim okresie przydatności. Należy ją wykorzystać natychmiast, bo szybko traci świeżość. Sytuacja przypomina trochę przypadek papieża Jana Pawła II, którego ogłoszono najwybitniejszym Polakiem, a pięć lat po jego śmierci na forach internetowych można znaleźć na jego temat wypowiedzi obfitujące w wulgaryzmy. W przypadku Lecha Kaczyńskiego, „odbrązawianie” mitu będzie postępować znacznie szybciej. Atmosfera żałoby się rozpłynie.
WP:
Jak będzie przebiegał ten proces?
- O Lechu Kaczyńskim będzie się mówiło bardzo źle albo wcale. Próbę stworzenia legendy zmarłego prezydenta-bohatera podjęto dopiero po jego śmierci, ona nie jest głęboko zakorzeniona. Nawet ci, którzy kierowali tą propagandą przyznają, że Lech Kaczyński nie miał dobrego wizerunku i był prezydentem raczej niepopularnym. Po tragedii to media obarczono winą za pokazywanie prezydenta w nieprzychylnym świetle. Przypięto im gębę, że „zmanipulowały przekaz”. Na szczęście w nowoczesnej demokracji medialnej mało kto da się nabrać na takie tłumaczenia. To polityk powinien dbać o swój wizerunek. Mieć specjalnych ludzi po to, by media prezentowały go z „właściwej” strony. Trwałość propagandowej legendy zmarłego prezydenta można liczyć w miesiącach. To jest akurat czas na przeprowadzenie agresywnej, pseudopatriotycznej kampanii.
WP:
Jak będzie wyglądać kampania?
- Jeśli Jarosław Kaczyński wystartuje to będzie grał vabank. Szykuje się kampania kontrastów. Wkrótce zacznie się przeciwstawianie przez Jarosława Kaczyńskiego tych, którzy stali tam gdzie stała „Solidarność”, tym którzy stoją tam gdzie stało ZOMO. Tym razem w wariancie: ci, którzy stoją tam, gdzie stał Lech Kaczyński, naprzeciw tym, którzy stoją tam, gdzie stali Rosjanie. Taka analogia jest już powoli rozgrywana w mediach przychylnych prawicy. Rządowi zarzuca się m.in. zaniedbanie w dostępie do czarnych skrzynek i wraku samolotu na rzecz Rosjan.
WP:
Czy skoro wraca stara retoryka, powinniśmy liczyć się z tym, że powróci również hasło IV RP?
- IV RP się zużyła. Na bazie starych pomysłów, czyli walki z korupcją i IV RP na sztandarach PiS chciał utrzymać władzę w 2007 r. Bez sukcesu. Obecna kampania potrzebuje nowych pomysłów. Oczekują tego ci, którzy przyszli pod Pałac Prezydencki. Jest zapotrzebowanie na wizję świata prezentowaną przez PiS, na nowe oblicze tej partii. A wiarygodnie mógłby je przedstawić tylko Jarosław Kaczyński. I on powinien podjąć to wyzwanie. Gdyby kogoś wyznaczył zamiast siebie na kandydata na prezydenta, przez cześć elektoratu i działaczy swojej partii zostałby odebrany jako ten, który ucieka się do uników. To on jest przecież naturalnym kontynuatorem myśli swojego brata.
WP:
Jarosław Kaczyński ma jednak bardzo liczny elektorat negatywny.
- W polityce nigdy nie jest tak, że wszyscy nas lubią. Tak się dzieje tylko w Korei Północnej. A jeśli zdarza się elektorat negatywny to jest też – choć niekoniecznie tak liczny - elektorat bardzo pozytywny. Jarosław Kaczyński jest albo czarny albo biały, ale nie musi się tym przejmować. W PiS w następstwie tragedii powstał kryzys przywództwa. Jarosław Kaczyński byłby nierozsądny, gdyby wystawił w wyborach kogoś, kto zbierze raptem kilkanaście procent głosów, podczas gdy on sam może ugrać 30%.
WP: Według przeprowadzonego w ostatnich dniach sondażu MillwardBrown SMG/KRC dla "Faktów" TVN 41% Polaków oddałoby swój głos na Platformę Obywatelską, podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość może liczyć na 35-procentowe poparcie wyborców. Oznacza to, że po tragedii w Smoleńsku Platforma straciła 6 punktów procentowych poparcia, a PiS zyskał 14 punktów procentowych. Dystans między obiema partiami dramatycznie się skurczył. Co ciekawe, znacznie wzrosła ilość osób, które chcą wziąć udział w wyborach. Miesiąc temu było ich 58%, teraz - 75%. Czy widok Jarosława Kaczyńskiego w żałobie przekonał do niego niezdecydowanych wyborców? Czy zagłosują oni właśnie na niego?
- To nie jest automat. Na pewno PiS jest teraz w stanie przyciągnąć do siebie znacznie więcej niezdecydowanych, niż przed katastrofą w Smoleńsku. Emocje skupione wokół mitu propagandowego Lecha Kaczyńskiego, nieugiętego bojownika o prawdę, trzeba wykorzystać, w kampanii 2011 r. będzie na to za późno. Czy to jednak wystarczy do zwycięstwa, to zupełnie inna sprawa.
WP:
Jak zagrają te emocje?
- Gdyby doszło do drugiej tury, Jarosławowi Kaczyńskiemu wróżyłbym drugi wynik, ale z różnicą 10-15-procentową między nim a Bronisławem Komorowskim. I to byłby jego sukces.
WP: Kilka grup intelektualistów wystosowało listy poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Gorąco poparła go także prof. Jadwiga Staniszkis. O czym świadczą te głosy?
- Trudno uznać je za reprezentatywne. Na środowisku intelektualistów PiS nigdy nie zbił dużego kapitału, chociaż próbował się do niego odwoływać podczas swoich kongresów. Ci, którzy przychodzili pod Pałac Prezydencki zapalić znicze, to też nie były te – tak wyszydzane przez niektórych – elity. One zachowały raczej dystans do tego wydarzenia. A pani prof. Staniszkis, mogłaby być jedną z twarzy kampanii, czemu nie.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska