Odlotowy senator
Dwa opóźnione samoloty, gigantyczna kolejka, wściekli ludzie i zamieszanie wśród obsługi lotniska. Powód? Pijaniutki senator SDPL Zbigniew Zychowicz (52 l.), który zataczając się i bełkocząc, próbuje wsiąść do samolotu do Szczecina. Na szczęście bez powodzenia.
21.02.2005 | aktual.: 21.02.2005 06:16
Piątek, 21.40. Służbowa lancia zatrzymuje się przed halą odlotów, niepewnie otwierają się drzwi, ktoś wystawia na zewnątrz dwie pokaźene torby i... Raz, drugi, potem znowu – ma spore problemy z wydostaniem się z auta. Mętny wzrok, niewyraźna mina i potężny odór alkoholu – tak senator z Zachodniopomorskiego wraca do domu.
Idziemy za nim krok w krok. Ale po paru metrach przerwa. Zychowicz zwala się na krzesełko w poczekalni. Dobrych parę minut grzebie po kieszeniach.
Wreszcie jest! Okazuje się, że szukał biletu. Z cennym znaleziskiem zmierza do odprawy. I... zator! Bo tu pojawia się kolejny problem: nie może znaleźć dokumentów. Mija minuta za minutą, gęstnieje kolejka zniecierpliwionych pasażerów, a senator przeszukuje własne bagaże. – Ale nadżumiony! – komentują ludzie.
Wreszcie sukces! Senatorowi udało się uniknąć linczu wściekłych pasażerów – znalazł prawo jazdy. Ale zamiast w kierunku samolotu idzie na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Za krótko. Bo gdy wraca do stanowiska odprawy, znów bełkocze i blokuje kolejkę.
Jest 22.18. Odlot za dwie minuty. Pracownicy lotniska wyłuskują więc z kolejki innych pasażerów lecących do Szczecina i Katowic, by ich pospiesznie obsłużyć. – Szybko proszę – popędzają. Ale i tak obydwa samoloty, jak nam powiedziano w informacji, wystartowały z opóźnieniem. A Zychowicz? Wygląda na to, że go zawrócono. Bo choć przepychając się w tłumie, dotarł do wyjścia do samolotu, za chwilę znów pojawił się w terminalu i chciał zwrócić bilet.
Gdy wczoraj opowiedzieliśmy senatorowi o jego piątkowych perypetiach, był zaskoczony. Nawet nie pamiętał, że robiliśmy mu zdjęcia. – Wypiłem dwie, trzy lampki... – bronił się. – Znam swoje możliwości i wiem, ile mogę wypić!
A w piątek byłem po prostu chory... – tłumaczył. Panie senatorze, pańską "chorobę" widziało pół lotniska! Nawet pasażerowie lecący za granicę, bo ledwie stojąc na nogach, szwendał się pan także po międzynarodowym terminalu.
Michał Piąsta