Przez USA przelała się fala protestów, po tym jak funkcjonariusze policji w odstępie kilku dni, w czasie rutynowych zatrzymań, zastrzelili dwóch czarnoskórych mężczyzn, którzy nie grozili im bronią. W czwartek w czasie demonstracji w Dallas czarnoskóry snajper zastrzelił pięciu białych policjantów, którzy zabezpieczali protest, tłumacząc to zemstą.
Po strzelaninie w Dallas policja w całym kraju przeprowadziła setki aresztowań, dochodzi także do licznych incydentów i ataków skierowanych na funkcjonariuszy. Złagodzeniu nastrojów nie sprzyja także fakt, że szkolenie amerykańskich policjantów jest ukierunkowane na obsługę broni palnej i samoobronę. Bloki tych zajęć średnio zajmują aż 110 godzin szkoleniowych, podczas gdy techniki negocjacyjne i zarządzanie sytuacjami kryzysowymi to średnio zaledwie osiem godzin nauki.
Są jednak w USA miejsca, gdzie nawet policjanci wolą nie zaglądać. Przedstawiamy dziewięć najniebezpieczniejszych miast w Stanach Zjednoczonych, w których przestępczość osiąga rekordowy pułap, a policja, często niedofinansowana, od lat nie radzi sobie z sytuacją.
Na zdjęciu: opuszczone domy na jednym z osiedli Detroit.
(oprac. Adam Parfieniuk, WP)
9. Oakland, Kalifornia
Oakland, liczące nieco ponad 400 tys. mieszkańców, ma jeden z najwyższych wskaźników przestępczości w zestawieniu z innymi amerykańskimi miastami podobnej wielkości. Od końca lat 60. ubiegłego wieku Oakland uchodzi za "stolicę przestępczości" rejonu zatoki San Francisco.
W 2011 roku szef miejskiej policji mówił, że w jego mieście dochodzi średnio do trzech strzelanin dziennie, w których niejednokrotnie zostają ranni lub giną przypadkowi przechodnie. Charakterystyczna jest także silna koncentracja bezdomnych - około 3/4 z nich rezyduje w zaledwie trzech dzielnicach, w których mieszka tylko 44 proc. populacji miasta.
Według serwisu NeighborhoodScout.com, który z myślą o wycenach nieruchomości, gromadzi policyjne statystyki dla całych Stanów Zjednoczonych, prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Oakland wynosi 1 do 59 (w Kalifornii 1 do 252).
Na zdjęciu: policyjny szturm na budynek, gdzie ukrywał się napastnik, który w strzelaninie zabił trzech funkcjonariuszy, marzec 2009 r.
8. Saginaw, Michigan
Przez większość XX wieku Saginaw w stanie Michigan było jednym z najważniejszych ośrodków przemysłu drzewnego w Stanach Zjednoczonych. Jednak pod koniec ubiegłego stulecia przemysł zaczął się zwijać, pojawiło się bezrobocie, a wraz z nim odnotowywano wzrost przestępczości.
Gwałtownie zaczęła także odpływać ludność, szacuje się, że w latach 2000-2010 ubyło ponad 10 tys. mieszkańców, co przy populacji na poziomie ok. 62 tys. jest pokaźnym odsetkiem. Wraz z wyprowadzkami przybyło pustostanów, które stanowiły naturalne zaplecze dla grasujących w mieście kryminalistów. W szczytowym momencie kryzysu (2009 r.) bezrobocie wynosiło 23,5 proc. i to właśnie wtedy odnotowywano największe wskaźniki przestępczości. Obecnie miasto, choć nadal niebezpieczne, powoli wychodzi z dołka.
NeighborhoodScout.com wylicza, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Saginaw wynosi 1 do 58 (w Michigan 1 do 234).
Na zdjęciu: Washington Avenue, jedna z głównych arterii w Saginaw.
7. Flint, Michigan
Do połowy lat 90. XX wieku we Flint kwitł przemysł samochodowy. Pod koniec latach 80. tylko koncern General Motors zatrudniał w mieście 80 tys. ludzi (dziś mieszka w nim niecałe 100 tys.). W 2006 r. General Motors miał we Flint już tylko 8 tys. pracowników, w mieście zaczęło szaleć bezrobocie i coraz więcej ludzi przeprowadzało się do innych miast.
Wyludnienie, brak pracy, spadek cen nieruchomości - to wszystko pociągnęło za sobą znacznie mniejsze wpływy do miejskiego budżetu, co z kolei zmusiło włodarzy do ograniczenia policyjnych etatów. Podobny scenariusz miał miejsce w wielu upadłych, zdeindustralizowanych amerykańskich miastach. W przypadku Flint w 2012 roku pozostało 122 policjantów (pięć lat wcześniej było ich 265), jeden funkcjonariusz na ponad 800 mieszkańców.
Miasto uchodzi także za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc do życia dla kobiet, z uwagi na wysoki współczynnik gwałtów. Szerokim echem obiła się historia 87-latki, która w 2012 roku została zgwałcona przed własnym domem w biały dzień.
NeighborhoodScout.com wylicza, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy we Flint wynosi 1 do 58 (w Michigan 1 do 234).
Na zdjęciu: Saginaw Street we Flint.
6. Memphis, Tennessee
Z populacją ponad 650 tys. Memphis plasuje się w czołówce przestępczości w gronie dużych amerykańskich miast. Podobnie, jak w przypadku wielu innych miast, także w Memphis to gangsterzy mają przewagę. W 2008 roku na pełnym etacie w policji służyło 1549 funkcjonariuszy, którzy mogli przeprowadzać aresztowania, podczas gdy liczbę członków gangów szacowano na ok. 10 tys.
Z ostatnich statystyk policyjnych wynika, że fala przestępczości słabnie. W 2014 roku odnotowano 6,4 proc. brutalnych przestępstw mniej, a tych bez użycia przemocy aż o 16,3 proc. mniej niż w roku poprzedzającym.
NeighborhoodScout.com podaje, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Memphis wynosi 1 do 58 (w Tennessee 1 do 164).
Na zdjęciu: policjant z Memphis upamiętnia Johna Sykesa, który poległ na służbie w Memphis w 1982 r.
5. Wilmington, Delaware
W ostatnich latach Wilmington często plasuje się na przestępczym podium w kategorii małych miast w USA. Miasto, mające 72 tys. populacji, można przejechać samochodem w 10 minut, jednak są w nim dzielnice, w które nie warto się zapuszczać.
"W czasie moich czterech dni w Wilmington doszło do czterech strzelanin, we wszystkich ofiarami byli czarnoskórzy mężczyźni w wieku 17-19 lat. Do żadnej nie doszło w czasie, gdy jeździłam po mieście w policyjnych radiowozach, ale po powrocie do domu o poranku dostałam SMS-a od policjantki, która mi towarzyszyła: 'Właśnie opuściłam miejsce morderstwa', a kilka godzin później: "W Hilltop właśnie mieliśmy strzelaninę. Tu zawsze dużo się dzieje, było po prostu nudno, gdy u nas byłaś'" - pisała o Wilmington reportażystka "Newsweeka" w 2014 r.
Według NeighborhoodScout.com, prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Wilmington wynosi 1 do 57 (w Delaware 1 do 204).
Na zdjęciu: Wilmington widziane z lotu ptaka.
4. Alexandria, Luizjana
Za jedno z najniebezpieczniejszych miast w USA od lat uchodzi Baton Rouge w Luizjanie, ale to niewielka (48 tys.) Alexandria przoduje pod względem liczby przestępstw w tym stanie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Sama Luizjana należy zresztą do grona najniebezpieczniejszych stanów.
W 2013 roku burmistrz Alexandrii, jako pierwszy lokalny lider w kraju, zaczął wdrażać program zwiększania bezpieczeństwa i zwalczania przestępczości w oparciu o kompleksową strategię SafeGrowth, która zakłada m. in. ścisłą współpracę z mieszkańcami osiedli. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo przestępczość zaczęła spadać natychmiast, choć droga do krajowej średniej wciąż jest długa.
NeighborhoodScout.com wyliczył, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Alexandrii wynosi 1 do 56 (w Luizjanie 1 do 194).
Na zdjęciu: centrum Alexandrii.
3. Detroit, Michigan
Wiele wcześniej wymienionych miast to historia upadku - od przemysłowej potęgi do wyludnionego zagłębia przestępczości - nie inaczej jest z Detroit, z tym że historia tego upadku jest nieporównywalna z żadnym innym przypadkiem.
W latach 40. XX wieku populacja miasta liczyła 1,850 mln mieszkańców, dziś w Detroit jest niecałe 700 tys. ludzi. W 2013 roku szacowano, że w mieście jest około 78 tys. opuszczonych budynków, w tym samym roku miasto ogłosiło bankructwo. To największy ośrodek w historii USA, który został zmuszony do takiego kroku.
To właśnie upadłe dzielnice są rozsadnikiem przestępczości, bo jak pokazują badania, przestępczość w centrum miasta jest na niższym poziomie niż krajowe, stanowe i metropolitalne średnie. W sieci można znaleźć mnóstwo nagrań, które ukazują ogrom dewastacji tego niegdyś wielkiego miasta.
Z analizy NeighborhoodScout.com wynika, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Detroit wynosi 1 do 50 (w Michigan 1 do 234).
Na zdjęciu: bezdomny śpi na werandzie opuszczonego budynku w Detroit, w tle strażacy gaszą pustostan, wrzesień 2013 r.
2. Camden, New Jersey
Camden było dużym ośrodkiem przemysłowym. Po upadku wielu zakładów miasto zaczęło się wyludniać, a wśród pozostałych mieszkańców szaleje bezrobocie i rosną wskaźniki przestępczości. Dziś Camden liczy 77 tys. mieszkańców i jest jednym z dwóch niebezpiecznych miast USA.
Aż 40 proc.populacji Camden żyje poniżej granicy ubóstwa, ogromnym problemem jest bezdomność. Przez lata do miasta przylgnęła łatka "najbiedniejszego i najniebezpieczniejszego" miasta USA. Camden stało się bohaterem niezliczonych reportaży. Obecnie nie tylko oficjele przekonują, że najgorsze dni miasto ma już za sobą, ale przemawiają za tym także statystyki, które wykazują spadek rokroczny spadek najcięższych przestępstw. Nie oznacza to oczywiście, że Camden jest bezpiecznym miejscem.
NeighborhoodScout.com obliczył, że prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w Camden wynosi 1 do 49 (w New Jersey 1 do 384).
Na zdjęciu: policjant na patrolu w Camden, sierpień 2013 r.
1. East St. Louis, Illinois
Oddzielone rzeką od właściwego St. Louis, East St. Louis liczy dziś zaledwie 27 tys. mieszkańców, trzy razy mniej niż jeszcze 60 lat temu. East St. Louis to kolejna historia marginalizacji znaczenia miasta położonego w tzw. Pasie Rdzy - środkowo-zachodnich i północno-wschodnich stanach, które szczególnie dotknął upadek przemysłu ciężkiego.
W przypadku przestępczości w East St. Louis mowa już nie tyle o palmie pierwszeństwa w USA, co o regularnym meldowaniu się na liście najniebezpieczniejszych miast na całym świecie. W najgorszych latach współczynnik morderstw przekraczał 100 zgonów na 100 tys. mieszkańców i był dwa razy wyższy niż w innych miejscach USA, uchodzących za szczególnie niebezpieczne. Był też wyższy niż w Hondurasie, państwie, w którym dochodzi do największej liczby morderstw przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców.
Liczby są zatrważające. Według przytoczonego powyżej współczynnika na 100 tys. mieszkańców, w 2006 roku w East St. Louis było pięć razy więcej morderstw niż średnio w całym kraju, osiem razy więcej gwałtów, prawie siedem razy więcej rabunków, 17 razy więcej napaści, trzy razy więcej kradzieży i prawie cztery razy więcej kradzieży samochodów.
NeighborhoodScout.com obliczył, że obecne prawdopodobieństwo, że padniemy ofiarą przestępstwa z użyciem przemocy w East St. Louis wynosi aż 1 do 28 (w Illinois 1 do 270).
Na zdjęciu: Collinsville Avenue w centrum East St. Louis.
(oprac. Adam Parfieniuk, WP)