"Media się skompromitowały, przestaję ufać TVN24"
Kto odpowiada za nakręcanie sporu wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim? Wielu publicystów i socjologów uważa, że są to nie tylko politycy ale i media. Nieustanną obecnością reporterów stacji informacyjnych irytują się również sami obrońcy krzyża. Jak poinformowała stołeczna prokuratura jedna z osób, która groziła pobiciem pracownika telewizji usłyszała już zarzuty. Prof. Wojciech J. Burszta, socjolog i antropolog kultury uważa, że media się skompromitowały. W opinii Wiesława Godzica, medioznawcy, trudno jednak winić media za to, że są, gdzie być powinny.
Co roku, o tej porze media zasypywały nas informacjami typowymi dla sezonu ogórkowego. W tym roku tematem przewodnim nie były jednak kierunki wakacyjnych wojaży Polaków czy ziemniaki giganty, ale spór o krzyż. Reporterzy nie odstępują na krok przeciwników i zwolenników przeniesienia symbolu religijnego w inne miejsce. Sposób relacjonowania wydarzeń sprzed Pałacu nie podoba się jednak socjologom.
Prof. Wojciech J. Burszta, kierownik Katedry Antropologii Kultury w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej uważa, że media, a w szczególności TVN24, się skompromitowały. – Jesteśmy świadkami czyhania na sensację, podżegania do tego, aby coś się wydarzyło. Gdyby nie to, że stacje telewizyjne od kilku tygodni non-stop relacjonują co się tam dzieje, z pewnością nikt nie obrzucałby tablicy odchodami. Nie można wymagać od mediów, aby w ogóle nie podejmowały tego tematu, ale nie powinny robić tego tak nachalnie jak TVN24. Przestaję ufać tej telewizji – mówi prof. Burszta.
Zdaniem antropologa media muszą wyciągnąć wnioski z tej sytuacji: - Dziennikarze powinni skupić się na analizie wydarzeń a nie pogoni za tanią sensacją – podkreśla profesor.
Podobną opinie wyraża Mariusz Cieślik na łamach Newsweeka. Publicysta tygodnika pisze w swoim felietonie, że to TVN24 jest największym beneficjentem wydarzeń przed Pałacem Prezydenckim: „ Gdyby nie one, w sezonie ogórkowym stacja byłaby skazana na wieloryby w Wiśle albo krwawe walki chomików. Dziennikarze musieliby się najeździć po kraju za newsami. A tak… Wystarczy ustawić na Krakowskim Przedmieściu wóz transmisyjny i zawsze będzie co pokazać”.
Obrońcy krzyża coraz ostrzej reagują na dziennikarzy, fotoreporterów i operatorów telewizyjnych, którzy robią zdjęcia i filmują ich na Krakowskim Przedmieściu. W ubiegłym tygodniu jeden z uczestników zgromadzenia zaatakował Anitę Gargas, współpracowniczkę TVP i szefową programu „Misja Specjalna”. Mężczyźnie nie podobało się, że dziennikarka robi zdjęcia osobom szydzącym z krzyża, wyzwał ją i wyrwał jej aparat fotograficzny.
Anna Kalocińska, reporterka Wirtualnej Polski i towarzyszący jej operator też spotkali się z agresywną reakcją obrońców krzyża. Jeden z protestujących podszedł do nich i rzucił torbą w kamerę. Zobacz wideo
Prof. Wiesław Godzic ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej porównuje dziennikarzy, którzy opisują wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim do dziennikarzy wojennych. – Stają na froncie, wchodzą w wyznaczoną przez "obrońców krzyża" sferę sacrum i balansują na granicy profanum codzienności, więc muszą się liczyć z tym, że mogą zostać opluci, wyzwani od najgorszych – mówi medioznawca. Jak jednak dodaje, wielu z obrońców, wbrew pozorom, chce zaistnieć w mediach. – Trudno ich nazwać celebrytami, ale wyraźnie widać, że wielu chce się pokazać – akcentuje profesor. Po co to robią? – Sądzą, że mają coś ciekawego do powiedzenia, prawdy do objawienia – tłumaczy prof. Godzic.
Jak jednak dodaje, obecność kamer eskaluje konflikt. - Kamera nie jest niewinna, jest rodzajem przyspieszacza zdarzeń, powoduje zaognienie sporu. Przed kamerą zachowujemy się inaczej, bardziej wyraziście i agresywniej niż gdy jej nie ma. Stacje telewizyjne mają więc trudne zadanie – z jednej strony muszą zaspokoić ciekawość widza, który chce być dobrze poinformowany, z drugiej – pokazywać wydarzenia dyskretnie. Muszą troszczyć się o to, by nie przekroczyć granicy, być obserwatorem a nie uczestnikiem zdarzeń – podkreśla prof. Godzic.
Pytany o to, czy media informacyjne zdały egzamin relacjonując manifestacje pod krzyżem, mówi, że tak. – W gruncie rzeczy mamy bardzo stonowane media, które są tam, gdzie być powinny - informują odbiorców o tym, co się dzieje. Nie sądzę, by spór o krzyż był całkowicie wymyślony przed media jak inne newsy w sezonie ogórkowym. Nie można porównywać przecież walk chomików do awantury przed Pałacem Prezydenckim, chodzi bowiem o ludzi, symbole religijne, partie polityczne, wizerunek Polski. Gdyby media nie komentowały tego, też byłyby krytykowane – podsumowuje medioznawca.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska