Jerzy Zelnik dla WP: zawsze byłem i będę zwolennikiem lustracji. Trzeba zmierzyć się z prawdą
- Zawsze byłem i będę zwolennikiem lustracji. W naszym kraju lepiej powodzi się oprawcom niż ofiarom i dlatego trzeba zrobić z tym porządek, choćby dla sprawiedliwości dziejowej. Jestem absolutnie zdania, że moją sprawę trzeba wyjaśnić. Robi się to i tak zbyt późno, gdyż należało to zrobić już 26 lat temu. Zmierzenie się z prawdą jest zawsze najlepszym rozwiązaniem - komentuje sprawę teczek znalezionych w IPN w rozmowie z WP Jerzy Zelnik.
WP: Z ustaleń "Gazety Wyborczej" wynika, że w IPN odnalazła się teczka pracy tajnego współpracownika SB, którym miał być Jerzy Zelnik.
- Nie chcę teraz komentować tej sprawy. To było wiele lat temu i nie pamiętam tych wydarzeń. Nie wiem, co może być w tych dokumentach, gdyż dotyczą one mojej wczesnej młodości. Obecnie bada je redaktor Cezary Gmyz. Więcej będę mógł powiedzieć w przyszły poniedziałek.
WP: Pański przykład jest jednak używany jako argument do zaprzestania lustracji. Jakie w obliczu dokumentów, które trafiły do IPN, jest pańskie stanowisko w tej sprawie?
- Zawsze byłem i będę zwolennikiem lustracji. W naszym kraju lepiej powodzi się oprawcom, niż ofiarom i dlatego trzeba zrobić z tym porządek, choćby dla sprawiedliwości dziejowej. Jestem absolutnie zdania, że moją sprawę trzeba wyjaśnić. Robi się to i tak zbyt późno, gdyż należało to zrobić już 26 lat temu. Zmierzenie się z prawdą jest zawsze najlepszym rozwiązaniem.
WP: Znalezienie pańskiej teczki stało się również argumentem w obronie tezy, że dokumenty gromadzone przez bezpiekę nie były wykorzystywane do szantażowania i wykorzystywania polityków lub innych znanych ludzi. Czy zdarzyło się panu, że ktoś próbował wykorzystać fakt istnienia takiej teczki?
- Nie. Jestem istnieniem tej teczki zupełnie zaskoczony, zresztą nie wiem nawet, co może w niej być. To jest dla mnie zamierzchła przeszłość. Każdy człowiek, jeżeli jest uczciwy, to jest w stanie rozliczyć się z błędów młodości czy też późniejszego życia. Odwaga w ocenie własnego życia jest najważniejsza.
WP: W artykule "Gazety Wyborczej" pojawiła się wzmianka, że współpracę podjął pan 1963 albo 1965 roku, a zaraz po tym dodano, że najważniejszą rolę w swoim życiu, w filmie "Faraon", otrzymał pan w 1965 roku. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to aluzja, iż mógł pan czerpać profity ze współpracy.
- Sugerowanie, że dostałem rolę za współpracę jest dla mnie krzywdzące. Podsunięcie takiego rodzaju interpretacji jest niesprawiedliwe, gdyż to, że dostałem rolę w "Faraonie" mogę zawdzięczać jedynie decyzji reżysera oraz własnym predyspozycjom. Najlepiej świadczy o tym sam film. Gdybym się w nim nie sprawdził, to można by snuć teorie, że dostałem rolę niesłusznie. Takie domysły są niecne.
WP: Odnalezienie pańskiej teczki w IPN może być również sporym problemem dla PiS. Nie jest bowiem tajemnicą, że od dłuższego czasu wspiera pan tę partię.
- To nie jest dla PiS żaden problem. Przecież przyznałem, że w młodości mogłem popełnić błąd. Wydaje mi się, że żadnej krzywdy nikomu nie wyrządziłem, bo gdyby było inaczej, to bym to pamiętał. Jeżeli spojrzymy na tę sprawę z tej perspektywy, to nie może tu być mowy o problemie. Proszę również wziąć pod uwagę to, co robiłem od 1968 roku, a zwłaszcza w latach 80. Moje życie najlepiej o mnie świadczy i jeżeli ktoś chce je oceniać, to niech je przeanalizuje. Zawsze byłem człowiekiem zaangażowanym i tak jest do teraz.