Trwa ładowanie...
d4b4zxu
08-12-2009 06:00

Jak wesprzeć USA, ratować NATO i dbać o swoje interesy?

Jeden z naszych najważniejszych sojuszników, jakimi są Stany Zjednoczone Ameryki, oczekuje wsparcia w Afganistanie. Nie można tego oczekiwania zbyć milczeniem, ani tym bardziej wzruszeniem ramion. Ale też nie powinno się bezrefleksyjnie i bezwarunkowo realizować wszystkich planów przygotowanych jednostronnie w Waszyngtonie, wyłącznie z perspektywy potrzeb USA. Warto zastanowić się, jak pomóc Amerykanom (bo trzeba), ale w sposób maksymalnie zgodny z naszymi, narodowymi interesami bezpieczeństwa.

d4b4zxu
d4b4zxu

Wiadomo, że w Afganistanie jesteśmy głównie ze względu na NATO. Tak też argumentują nasi decydenci polityczni. Troska o siłę sojuszu (potrzebną dla naszego bezpieczeństwa) trzyma nas w Afganistanie i nawet nakazuje starać się być tam prymusem. Skoro tak, to nasza aktywność powinna być rozpatrywana głównie z tej właśnie perspektywy: na ile i jak możemy przyczyniać się do tego, aby NATO w Afganistanie się nie psuło, nie mówiąc już o katastrofie klęski.

Tymczasem widać wyraźnie, że nad NATO krąży widmo porażki w Afganistanie. A nawet katastrofy w stylu "drugiego Wietnamu". Dlatego wszyscy kibicują Amerykanom, bo nowa strategia prezydenta Obamy pozwala na chwilę przynajmniej przepędzić to widmo, odłożyć w czasie coś, co nadciąga nieuchronnie. Prezydent USA wybrał strategię tradycyjnie w stylu amerykańskim, czyli w dużym stopniu zdeterminowaną wojskową perspektywą. To następstwo patrzenia na Afganistan przez okulary głównodowodzącego najpotężniejszą armią świata. Trzeba przyznać, że z punktu widzenia teorii wojskowej nowa strategia jest logiczna i poprawna. Przypomina metodę wychodzenia z okrążenia. Ale przeniesiona na poziom polityczno-strategiczny w konkretnych warunkach afgańskich dużo traci ze swojej teoretycznej atrakcyjności. Jest jakaś szansa na jej powodzenie, ale niestety raczej niewielka.

Główne jej ryzyka tkwią nie w niedostatku sił międzynarodowych, ale w słabościach struktur afgańskich. Władze centralne są słabiutkie, bez żadnego autorytetu. Nie uda się go odbudować, ani też zbudować kilkusettysięcznych sił bezpieczeństwa. Niechciany reżim centralny nigdy nie zapanuje nad krajem w stopniu umożliwiającym przekazanie mu odpowiedzialności w sposób odpowiedzialny. Zapewne mniej więcej w dzień po wyjściu sił międzynarodowych sam by także "wyszedł", pozostawiając Afganistan w stanie totalnego chaosu. Lepiej więc byłoby budować państwo "od dołu". Z punktu widzenia bezpieczeństwa lepsze jest nawet państwo niepokorne i nieprzyjazne, ale faktycznie zarządzane i przewidywalne, niż państwo rządzone przez spolegliwego sojusznika, który nie ma żadnej władzy.

Ryzyka niepowodzenia nowej strategii amerykańskiej leżą także po naszej stronie, czyli sojuszników. I te możemy i powinniśmy redukować. Zwłaszcza w NATO jest wiele do zrobienia. NATO próbuje wygrać wojnę niewojennymi metodami. To jest niewykonalne i dlatego konieczne są zmiany jakościowe. Pierwszym i najważniejszym wyzwaniem dla polskich decydentów politycznych nie jest więc zaakceptowanie przygotowanego przez wojskowych planu zwiększenia liczby żołnierzy w Afganistanie, ani też ustanawianie polskiego planu operacyjnego dla Ghazni, tak jakbyśmy chcieli prowadzić jakąś swoją, polską "wojnę w Ghazni". Głównym zadaniem powinno być podjęcie próby doprowadzenia w NATO do politycznego przełomu w podejściu do kryzysu afgańskiego. Należałoby w ramach NATO proces decyzyjny prowadzić w takim kierunku, aby przyjęcie amerykańskiej strategii wiązać z jednoczesną zmianą statusu afgańskiej operacji NATO, czyli z przekształceniem jej z dowolnej w jednakowo obowiązkową, bez zróżnicowanych narodowych ograniczeń na użycie
wojska, z niesolidarnej w solidarną.

d4b4zxu

Bez wątpienia nasza obecność w Afganistanie wynika głównie z troski o spójność NATO. Jeśli nie zmienimy statusu operacji i procedur, wygranie wojny będzie niemożliwe, niezależnie jak wielu dodatkowych żołnierzy zostałoby wysłanych. Polska decyzja wobec Afganistanu powinna zaczynać się w Brukseli, w NATO, od prac nad tą zmianą, a rozważania nad liczbą dodatkowych żołnierzy należy zostawić na koniec. Utrzymywanie sytuacji, gdy państwa członkowskie sojuszu są nierównomiernie zaangażowane w operację, osłabia NATO, a tylko solidarność wewnątrz NATO ma dla nas wartość. I o tę wartość powinniśmy przede wszystkim zabiegać. Wzmacniając procedury wewnętrzne NATO możemy najlepiej pomóc Amerykanom, zabezpieczając jednocześnie swój narodowy interes bezpieczeństwa.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

d4b4zxu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4b4zxu
Więcej tematów