Historia okrucieństwa - dlaczego na świecie nadal stosowane są tortury?
"Przed założeniem Rzymu i po jego założeniu, w dwudziestym wieku przed i po Chrystusie, tortury są, jak były, zmalała tylko Ziemia", pisała Wisława Szymborska w wierszu "Tortury". I choć utwór powstał ponad ćwierć wieku temu, dalej poraża autentycznością. Bo dziś, mimo szeregu konwencji, międzynarodowych aktów prawnych i apeli organizacji broniących praw człowieka, na świecie wciąż stosowane są tortury.
01.10.2012 | aktual.: 01.10.2012 11:49
Historia ludzkości to historia okrucieństwa - od zarania dziejów światem wstrząsały wojny, gwałty, prześladowania, morderstwa. Przez tysiące lat torturowano wrogów, konkurentów, tych, którzy nie chcieli się podporządkować władzy. Aż do końca XIX wieku tortury były uznawane za skuteczne narzędzie przesłuchań bądź represjonowania społeczeństwa. Jednak wstrząs, jaki wywołała druga wojna światowa, sprawił, że przywódcy państw poprzysięgli już nigdy nie dopuścić, by prawa człowieka były tak okrutnie łamane.
Idea, która 65 lat temu przyświecała spisywaniu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, pozostała jednak tylko mrzonką. - Nie jestem pewien, czy stosowanie tortur zmalało od przyjęcia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, pomimo większej świadomości globalnej na ten temat i rzadszego łamania fundamentalnych praw człowieka - uważa Joe Oloka-Onyango, ugandyjski prawnik, wykładowca i członek Dobrowolnego Funduszu ONZ na Rzecz Ofiar Tortur (UNVFVT). A organizacja Amnesty International alarmuje, że w ponad 150 państwach wciąż stosowane są tortury. Na długiej liście znajdują się nie tylko dyktatury i państwa, w których regularnie łamane są prawa człowieka, jak Chiny, Afganistan, Arabia Saudyjska, Kuba, Iran czy Syria, ale również siewcy demokracji ze Stanami Zjednoczonymi na czele.
Dlaczego więc, mimo podpisania szeregu deklaracji, w tym konwencji genewskich i konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur, władze państw na całym świecie nie tylko odwracają wzrok, gdy na rządzonym przez nich terytorium są torturowani ludzie, ale często same przykładają do tego rękę?
Okrucieństwo bez granic
Powodów, dla których tortury wciąż są stosowane, jest mnóstwo: utrzymanie w ryzach społeczeństwa, podtrzymanie atmosfery strachu i terroru, wyeliminowanie przeciwników, zdobycie informacji czy, jak ma to miejsce w przypadku Stanów Zjednoczonych, ochrona bezpieczeństwa obywateli.
Również pomysłowość oprawców i lista metod stosowanych przez nich dla osiągnięcia "wyższego celu" nie ma końca.
W Iranie rządzonym przez szacha Rezę Pahlawiego do "najsłynniejszych" narzędzi opresji stosowanych przez tajną policję polityczną należały m.in. rozgrzany stół, do którego przywiązywano przesłuchiwanych, pudła z karaluchami, w które wsadzano głowy podejrzanych i worki z dzikimi wygłodzonymi kotami lub jadowitymi wężami, do których ich wrzucano.
Czytaj więcej: Tortury i korupcja z błogosławieństwem Zachodu.
Na Kubie więźniarki przetrzymywane są w ciasnych i ciemnych pomieszczeniach, gdzie roi się od szczurów i robactwa. Doznają skrajnego upokorzenia, bo nie dostając przez kilka dni jedzenia i picia, sięgają do wykutej w podłodze dziury, służącej za latrynę.
W Chinach, od wieków przodujących w wymyślnych technikach zadawania bólu, praktykujący Falun Gong i więźniowie polityczni są m.in. skuwani kajdanami w pozycji zwanej śmiertelnym mankietem, rozciągani na łóżkach i przykuwani, karmieni wysoko skoncentrowanym roztworem solnym, wywarem z ostrej papryki, moczem lub odchodami czy wieszani do góry nogami. Z Syrii, gdzie od półtora roku rozgrywa się najbardziej okrutny z dramatów Arabskiej Wiosny, codziennie napływają informacje o bezwzględności reżimu wobec obywateli, a w internecie krąży coraz więcej zdjęć skatowanych ofiar tajnych służb wywiadowczych. - Zaczęli zgniatać mi palce obcęgami. Wbijali zszywki w palce, klatkę piersiową i uszy. Mogłem je wyjąć tylko wtedy, jeśli mówiłem. Zszywki w uszach bolały najbardziej - mówi w rozmowie z Human Rights Watch mężczyzna przetrzymywany przez muchabarat.
Stany Zjednoczone zastosowały bardziej "humanitarne" metody, przez administrację Busha nazywane "wzmocnionymi technikami przesłuchania": poniżanie, obrażanie uczuć religijnych, podtapianie (waterboarding), przetrzymywanie więźniów w bardzo niewygodnych pozycjach, w kompletnych ciemnościach lub przeciwnie, w jarzeniowym świetle.
Wszystko po to, by odbudować w społeczeństwie poczucie bezpieczeństwa, które runęło wraz z wieżami WTC. Profesor prawa Jeannine Bell z Uniwersytetu Indiana przekonuje, że z tego powodu Amerykanie ulegli propagandzie rządowej i przeszli do porządku dziennego nad stosowaniem tortur jako metody przesłuchiwania. Na dowód przytacza dwie historie, z których tylko jedna jest prawdziwa.
Scenariusz czy tragedia?
W pierwszej oficer amerykańskiego wywiadu dowiaduje się, że - dzięki interwencji organizacji humanitarnej Amnesty Global - lada moment z aresztu zostanie zwolniony mężczyzna podejrzany o udział w spisku terrorystycznym. Składa więc wypowiedzenie, bo nie chce, by agencja poniosła konsekwencje tego, co wkrótce zrobi. Zastawia na terrorystę pułapkę i na własną rękę przeprowadza przesłuchanie w swoim samochodzie. Podejrzany nie chce wyjawić, gdzie została ukryta bomba, więc oficer łamie mu kości w nadgarstkach, przystawia nóż do gardła i wydusza z niego informacje, które ratują życie dziesiątkom ludzi.
W drugiej młody Kanadyjczyk, wracając do domu z wakacji u rodziny, zatrzymuje się na lotnisku w Nowym Jorku. Zostaje aresztowany przez amerykańskich agentów i dowiaduje się, że jest podejrzany o powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Po kilkunastu dniach przesłuchań oficerowie wywiadu wsadzają go skutego kajdankami do samolotu lecącego do stolicy Jordanii, Amanu, a stamtąd, już samochodem, przewożą go do Syrii i oddają w ręce swoich "kolegów po fachu". Syryjscy agenci w przerwach między biciem i torturowaniem kablami pod napięciem przetrzymują go w ciasnej podziemnej celi. W końcu chłopak przyznaje się do wszystkiego. Rok później zostaje wypuszczony z więzienia - bez jakichkolwiek zarzutów, bez jakiegokolwiek wyroku.
Pierwsza historia to tylko jeden z wątków amerykańskiego serialu sensacyjnego "24 godziny". Bell zwraca uwagę na fakt, że wszyscy oddychają z ulgą, gdy oficer Jack Bauer udaremnia zamach terrorystyczny. I nikt nie wylewa łez nad torturowanym przestępcą. Druga historia jest prawdziwa. Jej bohaterem, a raczej ofiarą, jest pochodzący z Syrii Kanadyjczyk, który po zamachach 11 września został wciągnięty na "czarną listę" amerykańskiego wywiadu antyterrorystycznego. Ani wcześniej, ani później nie znaleziono żadnych dowodów na jego powiązania z organizacjami terrorystycznymi.
(Nie)efektywne tortury
Przytaczając obie opowieści w eseju "'Behind this mortal bone': The (In)Effectiveness of Torture", Bell rozprawia się z, jak to określa, "mitem tortur", na który składają się trzy błędne przeświadczenia. Pierwsze to przekonanie, że rząd bądź śledczy mają absolutną pewność, że dana osoba jest powiązana z terroryzmem. Drugie, że dzięki torturom można uzyskać wiarygodne zeznania i uratować życie wielu ludzi lub zapobiec atakom terrorystycznym. Trzecie, że zadawanie cierpienia przynosi rezultaty.
Jej zdaniem nie ma żadnego usprawiedliwienia dla stosowania tortur. Nie tylko ze względu na ich niemoralny, nieludzki i nieetyczny wymiar, ale także - nieefektywność. Człowiek poddawany fizycznym czy psychicznym udrękom prędzej czy później "pęknie" i powie śledczym wszystko, co chcą usłyszeć. - To technika "zszokuj i przeraź". Przerażasz człowieka do tego stopnia, że staje się tak uległy, że da ci to, czego chcesz - wyjaśniał Moazzam Begg, były więzień Gunatanamo, w rozmowie z Wirtualną Polską. Tak było w przypadku Binyama Mohameda, innego byłego więźnia Guantanamo, który w wyniku tortur przyznał, że planował zdetonować tzw. brudną bombę w amerykańskich środkach transportu, czy Ibn al-Szejka al-Libiego, który po kilku miesiącach cierpień zadawanych przez oficerów amerykańskiego i egipskiego wywiadu zdradził, że Saddam Husajn ma powiązania z Al-Kaidą, a na terenie Iraku znajduje się broń masowego rażenia. Pod tym względem tortury przyniosły jednak zamierzony efekt - administracja Busha dzięki jego wyznaniu
otrzymała błogosławieństwo Kongresu i w 2003 roku zaatakowała Irak.
Puszka Pandory
Pomimo nieustających apeli i działań organizacji broniących praw człowieka, w większości krajów świata tortury są na porządku dziennym. Co więcej, znajdują swoich zwolenników, którzy nie boją się otwarcie przyznać, że ich stosowanie to wyższa konieczność. Były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Dick Cheney w swoich wspomnieniach opisanych w książce "W moim czasie" stwierdza, że gdyby nie "wzmocnione techniki przesłuchań", Londyn mógłby w 2003 roku paść ofiarą podobnych zamachów terrorystycznych, jak te z 11 września.
Czy "wyższym dobrem" można tłumaczyć dehumanizację i zadawanie cierpienia? Tortury wywołują, często nieodwracalne, spustoszenie w życiu ofiary. Manfred Nowak, były specjalny sprawozdawca ONZ ds. tortur, określił je jako "bezpośredni atak na rdzeń osobowości człowieka", sprowadzający go do całkowitej bezsilności, uprzedmiotawiający i niszczący jego godność jako istoty ludzkiej. "Tortury kaleczą ciało i duszę. Zadają rany, które mogą nigdy się nie zagoić".
"Jest jedno miejsce, w którym prywatność, intymność, integralność i nienaruszalność jednostki są gwarantowane - jest to ciało, unikatowa świątynia i znajomy teren osobistej historii. Oprawca atakuje, bezcześci i hańbi ten przybytek. Czyni to publicznie, celowo, wielokrotnie, często sadystycznie i seksualnie, z nieukrywaną przyjemnością", stwierdza z kolei dr Sam Vaknin, izraelski pisarz, w artykule "Psychologia tortur".
Jednak wpływ zadawania cierpienia ofierze na oprawcę nie jest tak jednoznaczny, jak uważa dr Vaknin. - Jeden z oficerów w Bagram, odpowiedzialny za stosowanie tortur, został później przeniesiony do Abu Ghraib (więzienia w Iraku, 30 km od Bagdadu - red.). Zadzwonił do mnie kilka lat temu. Gdy podniosłem słuchawkę i usłyszał mój głos, rozpłakał się. Prosił o przebaczenie. Powiedział: to, co wam zrobiłem w większym stopniu zniszczyło życie moje niż wasze - mówił Begg.
Czytaj również: Porwali go na oczach dzieci - na głowę nałożyli mu worek.
Destrukcyjny wpływ tortur nie tylko na ofiarę potwierdzają lekarze pracujący dla Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka, Helen Bamber and Michael Korzinski. "Praktyka stosowania tortur to puszka Pandory. Raz otwarta (…) ma poważne skutki dla społeczności, rodzin i jednostek", a sprawcy, ofiary, ocaleni i ich opiekunowie są związani "nierozerwalną więzią".
Każdy ból fizyczny ma swój kres - kończy się, gdy ofiara umiera lub zostaje uwolniona. Jednak cierpienie psychiczne trwa jeszcze długo, bo odczuwa je nie tylko ona, ale całe społeczeństwo. I będzie ono trwać, póki rządzący będą znajdywać usprawiedliwienia dla jego zadawania.
Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska