Tajemnice żony premiera

"Między nami" - Małgorzata Tusk wychodzi z cienia

Obraz

/ 12Małgorzata Tusk wychodzi z cienia - zdjęcia

Obraz
© PAP / Radek Pietruszka

Małgorzata Tusk wychodzi z cienia. Nakładem wydawnictwa "Znak" ukazała się właśnie autobiografia żony premiera, w której przedstawia blaski i cienie życia u boku czołowego polskiego polityka.

W swojej książce opisuje m.in. znajomość z Marią i Lechem Kaczyńskimi. Ujawnia, że Tusk znał Lecha od stanu wojennego, a Jarosława poznał w 1989 r. - "Z Lechem polubili się od razu, był u nas w hotelu (asystenckim, gdzie mieszkali, zanim kupili własne mieszkanie w Sopocie - przyp. js), współpracowali w czasie strajków w 1988 r.".

Marię i Lecha Kaczyńskich żona premiera poznała bliżej na przyjęciu w Leźnie, po którymś z tradycyjnych sopockich turniejów tenisowych. "Poszliśmy tam niechętnie, bo oboje nie lubimy tego typu spotkań, imprez i bywania. Stanęliśmy w kącie, nie chcąc za bardzo się integrować z coraz bardziej rozbawionym towarzystwem, a obok nas, równie jak my onieśmieleni, Maria i Lech" - opisuje. Oboje wydawali się jej skromni i serdeczni, a Lech - "ciepły i jowialny". "Donek uprzedzał mnie, że z Lechem Kaczyńskim rozmowa będzie jednostronna, to znaczy, on będzie mówił, sypał anegdotami i tak rzeczywiście było. Ale robił to z wdziękiem i poczuciem humoru. Chwilami śmialiśmy się do łez" - czytamy.

Przykre rozczarowanie w tych relacjach nadeszło jednak w 2005 r., podczas kampanii prezydenckiej. Podczas gdy państwo Kaczyńscy uśmiechali się do niej i męża przy okazji każdego spotkania, za plecami Tusków cynicznie spreparowano aferę z dziadkiem z Wehrmachtu. Poczuli się wtedy zaszczuci, to była pierwsza tak ostra kampania. To wówczas Małgorzata uznała, że o żadnej współpracy między PO i PiS nie może być mowy. "Z ludźmi, którzy przekraczają granice przyzwoitości, a tak traktowałam każdy atak na rodzinę i życie prywatne konkurenta w wyborach, nie powinno się tworzyć politycznej wspólnoty" - stwierdza. Przestrzegała przed takim ruchem męża, czując, że układy czy umowy z ludźmi bezwzględnymi w drodze do władzy to wielkie ryzyko, wręcz samozniszczenie. Że będą próbowali zniszczyć jego i Platformę.

(js)

/ 12"Ten Donek to jest jednak głupi"

Obraz
© AKPA / Andrzej Engelbrecht

Małgorzata Tusk powraca do początków swojego związku z mężem. "Donka", jak o nim mówi, poznała na objeździe naukowym (oboje studiowali historię) pod koniec drugiego roku studiów. Usiadła obok niego w autokarze. "Wtedy po raz pierwszy wzbudził moje zainteresowanie. Spojrzałam na niego, na te jego jasne loki, które mu się zawsze wiły nad czołem, na wydatny nos, i zaczęliśmy jakoś niemrawo rozmawiać. Był trochę onieśmielony, nie bardzo mu szła ta rozmowa, więc szybko dałam sobie spokój i resztę drogi przespałam" - opisuje.

Po wyjeździe spędzili noc i cały następny dzień u kolegi, który miał duży dom w Gdańsku-Osowej. Tam zaczęli dłużej rozmawiać. "Pamiętam, że rozmawialiśmy na jakiś temat, próbował mnie chyba podrywać, ale ja wtedy wyszłam z pokoju i w korytarzu powiedziałam do mojej koleżanki Molki: - Wiesz co, ten Donek to jest jednak głupi. Potem przyznał się, że stał obok, wszystko słyszał i potwornie go to ubodło" - zdradza.

Przyszły premier nie obraził się jednak, tylko zaczął robić wszystko, żeby Małgorzata zmieniła zdanie. "W każdym razie siedzieliśmy dalej razem, bez przerwy gadaliśmy, tańczyliśmy długo kultowy wtedy kawałek zespołu Yes 'Gates of Delirium', przytuliłam się do niego, potem zaczęliśmy się całować i następnego dnia mogłoby się wydawać, że jesteśmy parą. Nazajutrz jednak udawałam, że go nie znam. Uznałam, że to będzie właściwa reakcja, żeby zachować godność" - czytamy.

/ 12"Właściwie nie wychodziliśmy z pokoju"

Obraz
© AKPA / Euzebiusz Niemiec

Jak ujawnia Małgorzata Tusk, pewnie by zapomniała o tamtym wieczorze, gdyby jej przyszły mąż "nie gapił się na nią tymi swoimi wyłupiastymi oczami przy każdej okazji". Wkrótce pojechali z grupą znajomych na Hel. Był rok 1978 r. "Właśnie zaczynały się mistrzostwa świata w piłce nożnej w Argentynie i wszyscy poszli oglądać mecz naszej reprezentacji. Wszyscy z wyjątkiem... Donka, który został ze mną w pokoju, mimo że był zupełnie zwariowany na punkcie piłki. Mijały kolejne mecze i dni, a my zapatrzeni w siebie, właściwie nie wychodziliśmy z tamtego pokoju. Reszta towarzystwa dyskretnie nas omijała, koledzy przestali nawet wołać Donka na mecze. Powiedziałam mu wtedy, że ma profil cesarza Hadriana, czyli musiałam być już mocno zakochana, ale on już chyba też był nieprzytomny z miłości" - pisze o początkach ich miłości Małgorzata Tusk.

Kilka tygodni później młodzi pojechali na Kaszuby. "Mieliśmy jednoosobowy namiot, tak malutki, że nawet pokłóceni musieliśmy wtulać się w siebie. Jezioro, słońce, tanie wino, po którym Donek zbierał całe naręcza polnych kwiatów - oboje już wiedzieliśmy, że na serio chcemy być ze sobą" - czytamy w "Między nami". To podczas tamtych wakacji, Tuskowie zaczęli myśleć o ślubie, choć spotykali się dopiero trzy miesiące. "Uważaliśmy, że to będzie superwydarzenie, zrobimy imprezę dla całego roku. Byliśmy głównymi bohaterami na całym uniwersytecie. Wszyscy nas pokazywali palcami. Jedni się dziwili, dlaczego on jest ze mną, inni - dlaczego ja z nim. Jakieś koleżanki mówiły mi, że Tusk jest koszmarny, a jemu, że ja jestem beznadziejna" - pisze w swojej autobiografii Małgorzata Tusk.

/ 12Żona zwraca się do niego "mój ptaszku"

Obraz
© FOCUS / Newspix.pl

Młodzi wzięli ślub cywilny, bo tak było najłatwiej. Jak zdradza Małgorzata Tusk do urzędu spóźnili się godzinę, bo zapomniała zabrać dowód osobisty i musiała wracać do domu. Czterdzieści osób czekało, aż w końcu rozpocznie się uroczystość. Była sobota, padał ulewny deszcz. Po ślubie zamieszkali u matki przyszłego premiera w pokoju, który miał dwa metry szerokości i trzy długości. Bez okna i bez drzwi, z kolorową zasłonką jako ścianką oddzielającą go od pokoju teściowej.

Na ślub przed ołtarzem zdecydowali się dopiero 25 lat później, po śmierci papieża Jana Pawła II, a swój udział miała w tym... Zyta Gilowska. Jak ujawnia Małgorzata Tusk, ówczesna najbliższa współpracowniczka Tuska przez wiele tygodni pracowała nad jego "duszą": "Mówiła, że skoro oboje jesteśmy katolikami, to powinniśmy wreszcie wziąć ślub kościelny; dyskutowali zawzięcie o religii całymi godzinami". "Oboje przeżyliśmy to bardzo mocno, byliśmy bardziej wzruszeni niż ćwierć wieku wcześniej, kiedy braliśmy ślub cywilny" - pisze żona premiera.

Zdradza, że mąż zawsze mówił do niej "Gosik" albo "myszko", i mówi tak do dzisiaj. Ona do niego mówiła "aniołku", "Donku" albo "ptaszku", ale, jak stwierdza, jest już na to nieco za stary, więc mówi "kochanie".

/ 12"Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy"

Obraz
© Metaluna / Piotr Porębski

W swojej autobiografii Małgorzata Tusk zdradza swoją największą tajemnicę - trzydzieści lat temu niemal zostawiła męża dla innego mężczyzny. "Znalazłam. Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy. Znowu ktoś zwracał na mnie uwagę, znowu byłam dla kogoś ważniejsza niż otaczająca nas rzeczywistość. I było mi z tym dobrze: odnalazłam poczucie własnej wartości, samotność przestała dokuczać, a co najcenniejsze, nie czułam się już tak zdominowana przez męża i jego świat" - wspomina.

Jak pisze, wszyscy znajomi wiedzieli, co się dzieje, poza jej mężem: "Nawet wtedy, kiedy jego przyjaciel zwrócił mu uwagę już całkiem wprost, jak tamten mężczyzna i ja na siebie patrzymy, że widziano nas razem na ulicy. Donek zaśmiał się tylko: - Stary, ty nie masz pojęcia, jak my się kochamy. Świata poza sobą nie widzimy. Wszystko jest super. Inny facet - wykluczone!". Dlatego mało nie odszedł od zmysłów, kiedy się dowiedział. A dowiedział się od żony. "Pewnego dnia oznajmiłam mu bez większych emocji: - Odchodzę, dlatego, że się zakochałam. Wyprowadzam się za tydzień. Nie chcę z tobą żyć. To koniec. Najpierw poczuł się potwornie urażony. - W takiej sytuacji to jest rzeczywiście koniec wszystkiego. I wybiegł z domu" - relacjonuje.

/ 12"Co za gnojek! Całe życie mi spieprzył"

Obraz
© Metaluna / Piotr Porębski

"Wrócił na drugi dzień, podświadomie cały czas przekonany, że to jednak nie jest prawda. Że wystarczy, że zawalczy, i ja zostanę. Ale ja już podjęłam decyzję" - czytamy w "Między nami". Próbował żonę przekonać, by z nim została na wszystkie możliwe sposoby: awanturą, błaganiem, klęczeniem, płaczem i krzykami, ale ona była niewzruszona. Zbliżało się Boże Narodzenie i ich synek marudził, więc Małgorzata Tusk rzuciła: - Poszedłbyś z nim na spacer, na sanki. Gdybyś tylko umiał je załatwić. A potem nagle coś ją podkusiło i dodała: - No dobra, jak zdobędziesz te sanki, zostanę z tobą.

Następnego dnia, na dzień przed jej wyprowadzką, Tusk stanął w drzwiach z sankami w rękach, a na jego twarzy malowało się bezgraniczne szczęście. Powiedział triumfalnie: - Mam sanki, zostajesz. "A ja nawet przez chwilę nie sądziłam, że on to weźmie na serio i że w konsekwencji wyjdzie z tego tak okrutna drwina. - No, tak... Ale... Donek, ja przecież żartowałam. Zamarł" - opowiada.

Mąż bardzo stracił w jej oczach: "Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył. Ja sobie układam przyszłość w kolorowych barwach, a on znowu mi się tu pakuje. Przez okno widziałam, jak siedział na zaśnieżonej ławce z tymi sankami. Przez trzy ostatnie noce spał u kolegi, ale w dzień albo tkwił na naszym korytarzu, albo na tej ławce. Pilnował mnie. Pomyślałam, że on mnie mocno trzyma przy sobie. Śnieg padał, zrobiło się ciemno, ale wciąż go widziałam przez okno w świetle latarni. Mijały godziny, a ja coraz bardziej czułam, że te święta i wszystkie następne spędzimy jednak razem" - pisze żona premiera.

/ 12"Nie traktowałam zbyt serio jego działalności, dla draki był gotów na wiele"

Obraz
© AKPA / Dariusz Gałązka

Kiedy wychodziła za Donalda, Małgorzata Tusk wiedziała, że jest w jakiś sposób zaangażowany w działania gdańskiej opozycji, nie traktowała jednak zbyt serio działalności, jaką uprawiał na uniwersytecie. "Ulotki, rozklejanie nekrologów po zabójstwie Pyjasa, nielegalna literatura i gazetki, które przynosił do domu - wszystko było ciekawe, trochę niebezpieczne, ale i incydentalne. Wyglądało to raczej na młodzieżową drakę, a Donek dla draki był gotów na wiele. Nie sądziłam wówczas, że na moich oczach zaczyna się wielka historia i że polityka tak mocno i trwale zagości w moim życiu" - wspomina.

Jej udział w historii zaczął się od robótki na drutach. "Któregoś dnia, było to pół roku przed Sierpniem, Antek Mężydło przyjechał do nas i powiedział Donkowi, że Adam Michnik został zatrzymany i nie dotrze z wykładem na spotkanie. Mężydło uznał, że nie można go odwołać, więc poprosił Donka, żeby wygłosił wykład z historii międzywojennej Polski. A ja właśnie zupełnie spokojnie kończyłam robić mu sweter na drutach. Spojrzał na mnie błagalnie i spytał: - Zdążysz skończyć? Więc robiłam go przez całą noc, bo wiedziałam, jakie to dla niego ważne - debiut, i to w roli zastępcy Michnika. Następnego dnia wieczorem, dumny jak paw w nowym swetrze z szarej owczej wełny, jechał do Brzeźna na spotkanie z ludźmi, którzy kilka miesięcy później mieli zmienić historię Polski" - opowiada.

Wyjawia, że woziła paczki bibuły pod materacem w wózeczku maleńkiego synka, Michałka. "Umawialiśmy się z kolegą w parku na ławce, ja brałam na ręce Michałka, a on niby wygładzał kołderkę, pakując jednocześnie gazetki do siatki" - relacjonuje. Razem z mężem przywoziła też do strajkującej stoczni jedzenie, papierosy i wieści z miasta. "Donek uparł się, żeby kupić stoczniowcom arbuzy, bo sam je uwielbiał i sądził, że sprawi im wielką frajdę. Byli bardzo zdziwieni, ale po jego minie widziałam, że miał poczucie dobrze wykonanego zadania" - wspomina.

/ 12Żona premiera była fanką Macierewicza

Obraz
© PAP / Radek Pietruszka

Żona premiera zawsze denerwowała się, gdy jej mąż wychodził z domu, bo nie wiedziała, kiedy wróci. Często w ogóle nie miała pojęcia, co się z nim dzieje. "Mam wrażenie, że Donka nieobecności bardziej mnie wkurzały, niż niepokoiły. Raz zdarzyło się tak, że przez trzy dni umierałam ze strachu o męża" - pisze.

Wspomina jak w maju 1980 r. razem z mężem dostarczyła tajną przesyłkę Antoniemu Macierewiczowi. "Znaleźliśmy na mapie adres i podjechaliśmy pod blok, w którym mieszkał. Zrobiliśmy dwa okrążenia, żeby sprawdzić, czy nie ma niczego podejrzanego, i Donek z siatką pełną pism wjechał na górę. Ja zostałam na ławce. Dla mnie Macierewicz był wtedy 'kimś', bo zajmował się ustrojem politycznym państwa Inków. Czytałam jego publikacje w 'Etnografii Polskiej', mówiono nawet, że nauczył się języka keczua" - zdradza. Drugi raz zetknęli się trzydzieści lat później, kiedy Donald Tusk był już premierem, a Macierewicz zadzwonił na telefon stacjonarny willi na Parkowej, chcąc rozmawiać z... premierem Kaczyńskim. Porozmawiali dłuższą chwilę, pogratulowała mu jego publikacji naukowych i wyznała, że była jego fanką jako historyka państwa Inków. Na co Macierewicz odpowiedział, że bardzo zazdrości Tuskom wyprawy do Peru.

/ 12"Co noc budził go ból mięśni, ale jeszcze bardziej bolało go upokorzenie"

Obraz
© PAP / Wiktor Dąbkowski

Małgorzata Tusk opisuje różne prace, które Tusk podejmował, by utrzymać rodzinę w stanie wojennym. Był m.in. sprzedawcą pieczywa w dworcowym tunelu w Gdańsku ("Zaczynał pracę przed szóstą rano. Stał tam w białym kitlu i sprzedawał jagodzianki ludziom idącym na pierwszą zmianę"), redaktorem monografii kaszubskich wsi czy teczek haftu kaszubskiego ("Dzięki temu jest w rodzinie największym specjalistą od hafciarstwa"). Potem zatrudnił się w spółdzielni robót wysokościowych "Świetlik", gdzie na linach malował kominy.

Pod koniec lat 80. wyjeżdżał też do pracy za granicę. W Niemczech, w małej bawarskiej wsi za niewielkie pieniądze pracował przy prasie wyciskającej sok z jabłek. "Co noc budził go ból mięśni, ale jeszcze bardziej bolało go upokorzenie" - opisuje jego żona. W Norwegii - był szklarzem, murarzem, stolarzem, elektrykiem i hydraulikiem, pracował na tokarce i z piłami mechanicznymi, a nawet sprzątał biura. "Nie mogłam się nadziwić, jak Donek dawał sobie radę, bo nigdy nie był 'złotą rączką'" - wspomina Małgorzata Tusk. Wrócił z zarobionymi tysiącami dolarów, pięknymi swetrami dla dzieci, zabawkami, spryskiwaczem do szyb, kolorowymi spinaczami, samoprzylepnymi karteczkami, a nawet workiem pełnym... torebek reklamówek, dość zużytych, z których, nie wiedzieć czemu, był szczególnie zadowolony.

10 / 12Ze złamaną nogą został w domu, a żona poszła się bawić

Obraz
© AKPA / Jacek Kurnikowski

Żona premiera opisuje liczne wypadki, jakim ulegał jej mąż podczas gry w piłkę. Tuż po narodzinach córki Kasi złamał np. prawą rękę. "Pojawił się wieczorem blady i przestraszony, chowając rękę za plecami. Próbował się tłumaczyć, ale od razu zobaczyłam gips na tej ręce i naprawdę się załamałam. Kto będzie prał pieluchy?" - pisze Małgorzata Tusk.

Niedługo potem sytuacja się powtórzyła. W meczu sylwestrowym, jaki pracownicy spółdzielni "Świetlik" rozgrywali co roku - złamał nogę. "Byłam już gotowa do wyjścia na zabawę, kiedy mój mąż wrócił do domu o godzinie dwudziestej, o kulach, ze świeżym gipsem. Tak się wściekłam, że zacisnęłam zęby, uśmiechnęłam się zimno i rzuciłam tylko 'szczęśliwego Nowego Roku', po czym trzasnęłam drzwiami i sama poszłam na sylwestra. To był jedyny sylwester w naszym życiu, który spędziliśmy osobno. Do dziś mi wypomina, że spędził go sam, biedaczek, ze złamaną nogą, a nieczuła żona poszła się bawić" - czytamy.

Dowiadujemy się również, że premier kiedyś nałogowo palił, ale rzucił, kiedy maleńka córka przeczytała, że palenie zabija, stanęła przed tatą ze łzami w oczach i powiedziała, że jeśli nie rzuci papierosów, to ona odbierze sobie życie. "Od tego czasu nie widziałam Donka z papierosem w ustach" - czytamy w "Między nami".

11 / 12"Przez moment byłam nawet z niego dumna"

Obraz
© AKPA / Euzebiusz Niemiec

Małgorzata Tusk od początku nie znosiła polityki i zawsze była przeciwna zaangażowaniu się męża w politykę. Świat władzy nieszczególnie ją kusi, bo jest dość hermetyczny i koszmarnie nudny. "Przez całe nasze życie Donald podejmował decyzje, które były ponad moje możliwości pojmowania rzeczywistości" - pisze otwarcie Małgorzata Tusk. Wyjawia, że nigdy się nie wtrącała w to, co robił w polityce, bo z reguły nie rozumiała jego posunięć. Tak było w przypadku jego decyzji o połączeniu Kongresu Liberalno-Demokratycznego z Unią Demokratyczną, potem z wystąpieniem z Unii Wolności i wreszcie z założeniem Platformy Obywatelskiej. "Ja polityki nie rozumiem, on ma do niej talent" - stwierdza. Kiedy jednak uczestniczyła w zjeździe założycielskim PO, który odbył się Hali Oliva w Gdańsku w styczniu 2001 r. poczuła się "naprawdę cudownie". "Przez moment byłam nawet z niego dumna" - pisze.

Wyjawia, że w 2005 r., kiedy Tusk odniósł porażkę w wyborach prezydenckich było jej lżej, bo bała się, że cena za wygraną będzie zabójcza dla ich rodziny. Z kolei wygrana w 2007 r. bardzo ją ucieszyła. "Wtedy właśnie powiedziałam mu, że jestem z niego dumna. Nie robię tego zbyt często: facetów nie należy rozpieszczać, bo i tak mają w życiu łatwiej. A tym bardziej nie należy ich zanadto chwalić, bo męska próżność i bez naszych pochwał jest wystarczająco wielka. Ale czasami zasługują na miłe słowo" - podsumowuje.

12 / 12"Wtedy zaczął tańczyć jak Hugh Grant w 'To właśnie miłość'"

Obraz
© AFP / Janek Skarzyński

"Czasami zastanawiam się, czy nasze trochę jakby marynarskie życie, z mężem ciągle na morzu, nie było dla nas ratunkiem przed zabójczą rutyną. Bardzo za sobą tęskniliśmy, ale kiedy byliśmy razem, robiło nam się czasami za ciasno w naszym sopockim gniazdku" - pisze w autobiografii bez ogródek.

Od sześciu lat niemal co tydzień jeździ do Warszawy. Wie, że jest mężowi potrzebna, bo często jej mówi, że jak jej nie ma, a on wraca późno do domu, osacza go samotność. Samotność w najgorszym tego słowa znaczeniu, bo wszystkie osoby, które kocha, są gdzie indziej.

Żona premiera pisze o ich życiu codziennym, drobnych przyjemnościach i zwyczajach męża. Dowiadujemy się np., że Tusk, kiedy jest w domu codziennie przez półtorej godziny biega po plaży, a każdy bieg kończy kąpielą w morzu. Kiedyś nie znosił chodzić do kina, bo miał klaustrofobię i źle się czuł w ciemnej sali, ale przemógł się, żeby sprawić żonie przyjemność. Jednym z ulubionych filmów państwa Tusków jest komedia "To właśnie miłość" Richarda Curtisa, z którym wiąże się zabawna anegdota: "Mój mąż uwielbia żartobliwe prowokacje, więc kiedy był z wizytą w Londynie na Downing Street u Gordona Browna, ówczesnego premiera, spytał gospodarza, gdzie Hugh Grant zatańczył swój słynny numer. Brown ucieszył się i pokazał Donkowi to miejsce. Co prawda scenę dla filmu nagrano w studio zaaranżowanym na siedzibę premiera, ale Donkowi to nie przeszkadzało i zaczął tańczyć. Wyszło średnio, bo tancerzem wybitnym to on nie jest, ale frajdę miał niesamowitą". Ważnym elementem wieczornego życia Tusków są scrabble.

Fragmenty autobiografii Małgorzaty Tusk "Między nami" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa "Znak".

(js)

Wybrane dla Ciebie

"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód
Miedwiediew straszy "wojną biologiczną". Wskazał na Zachód
"Pięta achillesowa NATO". Może stać się celem Putina?
"Pięta achillesowa NATO". Może stać się celem Putina?
Pogrążą Trumpa? Demokraci pokazali kartkę dla Epsteina
Pogrążą Trumpa? Demokraci pokazali kartkę dla Epsteina
Strażacy mają ręce pełne roboty. Setki zgłoszeń po ulewach
Strażacy mają ręce pełne roboty. Setki zgłoszeń po ulewach
Wyniki Lotto 08.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 08.09.2025 – losowania Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Niemal połowa Polaków źle ocenia sytuację w kraju
Niemal połowa Polaków źle ocenia sytuację w kraju
Netanjahu ostrzega mieszkańców Gazy. "Uciekajcie stamtąd!"
Netanjahu ostrzega mieszkańców Gazy. "Uciekajcie stamtąd!"
Prezydent Nawrocki: Polacy za granicą priorytetem mojej prezydentury
Prezydent Nawrocki: Polacy za granicą priorytetem mojej prezydentury
Śmierć w górach. Wypadek na Koziej Przełęczy
Śmierć w górach. Wypadek na Koziej Przełęczy
Rosyjski Mi-8 naruszył przestrzeń Estonii. Jest reakcja
Rosyjski Mi-8 naruszył przestrzeń Estonii. Jest reakcja
Trąba powietrzna na Śląsku i w Małopolsce. Są kolejne ostrzeżenia
Trąba powietrzna na Śląsku i w Małopolsce. Są kolejne ostrzeżenia