Dziennikarka WP z Tunezji: hotele były zupełnie nieprzygotowane
- Po zamachu w muzeum Bardo wydawało się, że władze sporo robiły w kwestii bezpieczeństwa i walki z terroryzmem. Co chwila słyszało się o kolejnych aresztach i udaremnionych planach zamachowców. – mówi WP Ewa Wicik Ben Zid, polska prawniczka mieszkająca w Tunezji. Jednak zdaniem przebywającej w Tunezji dziennikarki WP Marty Klimczak, tunezyjskie hotele nie były dobrze zabezpieczone i przygotowane na kolejny zamach na turystyczne obiekty.
- Gdy byliśmy w Tunisie, w mieście było dużo policji i wojska na ulicach, szczególnie chronione było muzeum Bardo. Niestety hotele są pozbawione jakiejkolwiek ochrony i nie są bezpiecznym miejscem. W Egipcie po zamachach każdy hotel miał chronione wejście ze strażnikiem. Tunezja jest w ogóle nieprzygotowana do takiej sytuacji. Hotele faktycznie mają swoją ochronę, ale jej pracownicy nie noszą broni palnej. W razie zagrożenia mogą jedynie informować policję i służby. Wolelibyśmy pojechać do ambasady, niż pozostawać w hotelu - mówi Klimczak.
Dziennikarka przebywa obecnie w Hammamecie, ok. 100 kilometrów od Sousse wraz z grupą polskich dziennikarzy, którzy przyjechali tam na zaproszenie tunezyjskiej rządowej organizacji turystycznej. - Informacja o zamachach dotarła do nas, gdy zwiedzaliśmy Hammamet. Natychmiast zabrano nas do hotelu. Jutro mamy jechać do Sousse i organizatorzy powiedzieli nam, że nie będzie zmiany planu w związku z zamachem. Zaproszenie do Tunezji miało nas przekonać, że jest tam już bezpiecznie... - mówi Marta Klimczak.
Mord w Sousse miał miejsce zaledwie trzy miesiące po ataku na inną atrakcję turystyczną, muzeum Bardo w Tunisie. Według Ewy Wicik Ben Zid, Polki mieszkającej w stolicy kraju, tunezyjskie władze podjęły działania, aby poprawić bezpieczeństwo - lecz nie wystarczyło to, by nie dopuścić do zamachu.
- Po zamachu w muzeum Bardo wydawało się, że władze sporo robiły w kwestii bezpieczeństwa i walki z terroryzmem. Co chwila słyszało się o kolejnych aresztach i udaremnionych planach zamachowców. Ale z racji postu w Ramadanie ludzie są często osłabieni, więc to mogło mieć jakiś wpływ. O dostęp do broni jest niestety łatwo, bo za granicą, w Libii ciągle toczy się wojna domowa – mówi WP Ewa Wicik Ben Zid, Polka mieszkająca w Tunezji. Prawniczka przypomina, że do zamachu w tej samej nadmorskiej miejscowości doszło dwa lata temu, lecz wówczas w samobójczym ataku zginął jedynie sam terrorysta. Polka zwraca też uwagę na to, że do zamachu doszło podczas świątecznego miesiąca, Ramadanu.
- To nie pierwszy atak w Ramadanie, bo w zeszłym roku w tym samym czasie islamiści przeprowadzili zamach na tunezyjską armię w górach przy granicy z Algierią. To szczególnie szokujące dla muzułmanów, tym bardziej że Ramadan to dla muzułmanów miesiąc miłosierdzia, którego istotą jest niesienie pomocy ubogim i potrzebującym - tłumaczy.
- Tunezyjczycy, z którymi rozmawiałam nie mogą uwierzyć, że coś takiego mogło się wydarzyć podczas Ramadanu. Normalni ludzie są tutaj wrogo nastawieni terrorystów - dodaje Marta Klimczak.
Piątkowy zamach to również dotkliwy cios w turystykę, jedną z głównych gałęzi tunezyjskiej gospodarki.
- Sousse to jedno z bogatszych miast w Tunezji, właśnie ze względu na turystykę, w której pracuje duża część tamtejszych mieszkańców. Na pewno odbije się to na gospodarce. Wygląda to wygląda bardzo źle - mówi Wicik Ben Zid.
Jak dodaje Klimczak, sytuacja jest tym gorsza, że już poprzedni zamach terrorystyczny nie pozostał bez wpływu na liczbę gości odwiedzających ten najbardziej zachodni z państw arabskich.
- Już widać, że w Tunisie, jak i w kurortach jest dużo mniej turystów, niż wcześniej. Tunezja utrzymuje się z turystyki. Na pewno ten zamach im nie pomoże - mówi dziennikarka.