ŚwiatDramatyczna sytuacja w szpitalach w Strefie Gazy. Relacje dla WP.PL

Dramatyczna sytuacja w szpitalach w Strefie Gazy. Relacje dla WP.PL

W gazańskich szpitalach szybko kończą się podstawowe zapasy medyczne, a jedyne, czego nie brakuje, to kolejka rannych po izraelskich bombardowaniach. Lekarze z Szify pracują na 24-godzinne zmiany. Niektórzy zresztą nie mają gdzie wracać - ich domy zostały zniszczone w nalotach. Tak się stało w przypadku dyrektora placówki, który dostał ostrzeżenie, że za 10 minut na jego dom spadną bomby. Dramatyczną sytuację ze Strefy Gazy relacjonuje dla Wirtualnej Polski Ala Qandil.

Dramatyczna sytuacja w szpitalach w Strefie Gazy. Relacje dla WP.PL
Źródło zdjęć: © AFP | Mahmud Hams

Dyrektor głównego szpitala Szifa w Strefie Gazy, doktor Nasser, słaniał się na nogach, stojąc w ruinach swojego domu. W niedzielę wieczorem izraelskie lotnictwo zbombardowało budynek, potem lekarz całą noc pracował w szpitalu, a od rana pościł. W końcu zasłabł. - Od pierwszego dnia wojny jestem cały czas w szpitalu. Wyszedłem wczoraj (we wtorek - red.) na dwie godziny, sprawdzić jak się ma moja rodzina - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. W niedzielę wieczorem, gdy zasiadał z bliskimi do kolacji kończącej całodzienny post, jego siostrzeniec przybiegł z ostrzeżeniem: zadzwoniła do niego izraelska armia z informacją, że dom doktora Nassera będzie zbombardowany za 10 minut.

Lekarz zawiadomił sąsiadów, wybiegł z dziećmi i żoną na ulicę i patrzył jak na dorobek jego życia spadają kolejne rakiety. Pomodlił się, nic nie zjadł i wrócił do Szify, żeby przygotować szpital na przyjęcie rannych, których w nocy masowo zwożą z bombardowanych miejsc ratownicy medyczni.

Niedobory w szpitalach

Po siedmiu dniach izraelskich bombardowań Strefy Gazy nie żyje blisko 190 osób, a ponad 1000 zostało rannych, prawie wszyscy to cywile. W Szifie lekarze ciągle się martwią, że zabraknie łóżek dla pacjentów. Ale największą ich bolączką są kończące się podstawowe zapasy medyczne.

- Kończą się nici chirurgiczne, antybiotyki, gaza, środki do anestezji, odkażające, igły i strzykawki - wymienia doktor Fawzi Nablusi, lekarz na oddziale intensywnej opieki medycznej. Od wczesnych godzin rannych przenosił pacjentów ze swojego oddziału, żeby przygotować miejsce dla nowych ofiar bombardowań.

- Ja już jestem starszym człowiekiem, pracuję tu od 1982 roku. Byłem w Szifie podczas ostatnich dwóch wojen: izraelskiej inwazji lądowej w 2008 roku, to był najgorszy czas, i podczas bombardowań w 2012 roku - mówi. Ze względu na swój wiek, doktor Fawzi jest jednym z nielicznych lekarzy, którzy wracają do domu na noc. Pozostałe osoby w Szifie pracują na 24-godzinne zmiany. - Tu śpią, tu jedzą, tu się modlą - dodaje. Po okrągłej dobie zmienia ich druga drużyna, a pierwsza idzie odpoczywać.

Wszyscy wracają pamięcią do poprzedniej ofensywy Izraela w 2012 roku, gdy sytuacja była inna: Egipt otworzył przejście graniczne ze Strefą Gazy w Rafah, przez które wjeżdżały kolejne delegacje polityków i działaczy praw człowieka, wioząc ze sobą brakujące zapasy medyczne. Tym razem nie przysłano nic. Granica jest otwarta tylko dla nielicznych osób wyjeżdżających z Gazy, choć czekają tysiące. A w gazańskich szpitalach wielu leków brakowało jeszcze przed rozpoczęciem izraelskich nalotów.

Strefa Gazy znajduje się od 2007 roku pod ścisłą izraelską blokadą - dozwolony jest bardzo ograniczony ruch towarów i osób, przez co szpitale nie mogą normalnie uzupełnić zapasów. Dom doktora Nassera to nie jedyny przypadek izraelskiego ataku na palestyńskie służby zdrowia. W środę w ostrzale stacji palestyńskiego czerwonego półksiężyca w północnej Gazie rannych zostało czterech ratowników medycznych, zniszczono trzy ambulanse. W sobotę izraelskie lotnictwo zbombardowało dwa ośrodki dla niepełnosprawnych; zginęły dwie pacjentki, a jeden z budynków zamienił się w gruz. Trzy inne szpitale zostały lekko uszkodzone, gdy bomby spadły na pobliskie tereny.

Los dzieci

Prywatne szpitale w Strefie Gazy zaczęły zwozić do Szify własne zapasy medyczne i gdy mogą, przewozić do siebie pacjentów. Tak robi mały prywatny szpital, w którym od kilku lat pracuje doktor Amin Asfuor. To anestezjolog po studiach w Polsce. Jego żona Polka, Teresa Asfour też pracuje w gazańskiej służbie zdrowia, jest farmaceutką. Wcześnie dr Asfour był anestezjologiem w Szifie. Podczas izraelskiej inwazji lądowej w 2008 roku, gdy zginęło ponad 1300 osób, ze szpitala nie wychodził przez dwa-trzy dni. Dziś, gdy przychodzi w odwiedziny, lekarze kłaniają mu się do pasa. W szpitalu cieszy się ogromnym szacunkiem.

Jego kolega, doktor Ahmed al-Dżadba też jest tu uwielbiany. Kilka dni temu uratował dziewięcioletnią Miriam, ofiarę izraelskiego bombardowania. - Do szpitala przyjechała nieprzytomna, gdy ją intubowałem, nie miała żadnych odruchów. Ale dziewczynka obudziła się. Ma poważny uraz głowy, paraliż lewostronny, nie może mówić - mówi dr al-Dżabda w rozmowie z Wirtualną Polską. Ocenia jednak, że Mariam ma szansę na pełny powrót do zdrowia.

Palestyńskie ministerstwo zdrowia organizuje dla niej wyjazd do Turcji na rehabilitację w lepszych warunkach. Rodzina Mariam otacza jej łóżko, mają łzy w oczach. Jej ojciec nie przestaje chwalić lekarzy: - Zrobili wszystko, co było w ich mocy. To dzięki nim Mariam czuje się już lepiej. Doktor al-Dżabda jest dla niej jak drugi ojciec, tak bardzo o nią dbał.

W palestyńskiej kulturze to dzieci są największym źródłem dumy rodziny. Dlatego też lekarze w Szifie tak walczą o Mariam. Jej mama, Hanan Masri trzy razy bezowocnie próbowała zajść w ciążę metodą in vitro. Każda próba kosztowała rodzinę mnóstwo energii, zdrowia i pięć tysięcy dolarów. Udało się dopiero za czwartym razem i Hanan urodziła bliźniaki: Mariam i Muhammeda. Chłopiec nie przestaje płakać, gdy patrzy na sparaliżowaną siostrę. - Jedyne co mamy w tym życiu, jedyne, co ważne, to nasze dzieci - mówi ich ojciec. - Gdy zobaczyłam, jak Mariam dostaje odłamkami bomby i przewraca się na głowę, umarłam na chwilę - dodaje jej matka.

To właśnie o swoich pacjentach, również o Mariam, opowiada doktor Nasser, siedząc przed ruiną swojego domu. - Nigdy nie zapomnę chłopca, który jako jedyny przeżył bombardowanie domu. Gdy obudził się i zaczął pytać, gdzie moja mama, gdzie mój tata, gdzie mój mały braciszek, nikt nie miał serca odpowiedzieć mu, że wszyscy nie żyją - mówi Wirtualnej Polsce.

- Zbudowanie tego domu i otwarcie kliniki zabrało mi dwadzieścia lat życia. A im tylko 10 sekund, żeby to wszystko zniszczyć - mówi z kolei doktor At-Tattar, opierając się o czarny od pyłu kawałek ściany w swoim białym lekarskim fartuchu. Dom at-Tattarów to jeden z blisko tysiąca uszkodzonych lub zniszczonych budynków w Strefie Gazy w ciągu ostatnich siedmiu dni.

Ala Qandil, ze Strefy Gazy dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)