"Cholera, sprowadzać" - czego nie ma w raporcie MAK?
- Sprawa rosyjskich kontrolerów lotu w ogóle nie została poruszona, a przecież uczestniczyli w tym zdarzeniu, wydawali komendy podczas lotu prezydenckiego samolotu. Jestem niemile zdziwiony tym, co zostało zaprezentowane podczas konferencji. Myślałem, że Rosjanie będą chcieli wszystko do końca wyjaśnić, a nie kogoś obwiniać– mówi w rozmowie z Wirtualną Polską płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i polski akredytowany przy MAK. - Nie zinterpretowano komend wydawanych z wieży - dodaje oburzony ekspert.
Przyczyny katastrofy w ocenie MAK
Tatiana Anodina przedstawiając końcowy raport ws. katastrofy smoleńskiej wskazała przyczyny wypadku. Za najważniejsze Rosjanie uznali niepodjęcie na czas decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe po otrzymaniu informacji o warunkach pogodowych, obniżanie lotu bez widoczności naziemnych punktów i wbrew ostrzeżeniom, brak odpowiedniej reakcji i wymaganych działań przy wielu ostrzeżeniach systemu TAWS i zejście poniżej dopuszczalnej wysokości lotu, podejście do lądowania mimo braku zgody z wieży kontrolnej. Była mowa również tym, że piloci byli pod presją obecności w kabinie dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika oraz przewidywanej negatywnej reakcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Ponadto ujawniono, że we krwi gen. Błasika było 0,6 promila alkoholu etylowego.
Jak na informacje przedstawione przez przewodniczącą MAK Tatianę Anodinę i szefa Komisji Technicznej Aleksieja Morozowa zareagował płk Klich, który dopiero wczoraj dowiedział się z mediów o planowanej konferencji?
- Podczas konferencji nie poruszono w ogóle sprawy kontrolerów, a przecież oni również uczestniczyli w tym zdarzeniu, wydawali komendy podczas lotu prezydenckiego samolotu. Jestem niemile zdziwiony tym, co zostało dziś zaprezentowane. Myślałem, że Rosjanie będą chcieli wyjaśnić wszystko do końca, a nie kogoś obwiniać – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ja się pytam: jak odczytać słowa, które padły z ust kierownika lotu?
Tłumaczy, że nie zinterpretowano komend wydawanych z wieży. – Ja się pytam: jak odczytać słowa, które padły z ust kierownika lotu np. „No tak powiedzieli, cholera, sprowadzać, na razie”? Z tych słów wynika przecież, musieli się kontaktować z kimś, ktoś polecił im sprowadzać. Poza tym jeśli dochodziło do owego „sprowadzania”, to oznacza, że była czynna współpraca kontrolerów z załogą. Mówienie więc, że załoga sama za wszystko odpowiada jest niepoważne” – mówi Klich.
Edmund Klich zwraca też uwagę na kolejną komendę, która padła z wieży: „Towarzyszu generale, podchodzić. Wszystko włączone”. – Z tych słów wynika, że jakiś generał brał udział w tych rozmowach i procesie podejmowania decyzji – mówi polski akredytowany.
Podczas konferencji Morozow poinformował, że załoga nie reagowała na ostrzeżenia sytemu TAWS nakazującego poderwać samolot (pull up) ani na komendę kontrolera "horyzont, 101". - Był to klasyczny przypadek zderzenia w locie sterowanym - tłumaczył Morozow. Do tego stwierdzenia odniósł się Edmund Klich. – Komenda, o której mówi pan Morozow, była podana za późno i to jest jedna z przyczyn katastrofy – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
Płk Klich pytany o to, jak rozumieć stwierdzenie podane podczas konferencji, że główny wysokościomierz fałszował wskazania o 170 m, mówi: - Myślę, że nie chodziło tu o żadne fałszowanie a raczej błędny sposób wykorzystania wysokościomierza. Największym błędem było, korzystanie z radiowysokościomierza, co doprowadziło do zniżenia się samolotu poniżej wysokości pasa – mówi płk Klich.
"Karygodne jest to, że gen. Błasik był pod wpływem alkoholu"
Pytany o presję wywieraną na pilotów i to, że kabinie było więcej osób, mówi. – Niestety, taka jest prawda. Karygodne jest to, że gen. Błasik był pod wpływem alkoholu. Gdyby mówił, że pogoda jest zła, lądujcie, to można mu było wybaczyć, że był pod wpływem alkoholu. Tak się jednak nie stało – dodaje. Pułkownik wyraził nadzieję, że Polacy odczytają więcej niż Rosjanie z zapisu rozmów w kabinie pilotów.
Odnosząc się do stwierdzenia, że Rosjanie uwzględnili ok. 20-25% polskich uwag do raportu, płk Klich stwierdził, że nie wie, o jakie dokładnie uwagi chodzi. – Muszę się dopiero z tym materiałem zapoznać – podkreśla. Dodaje, że gdy dowiedział się, że raport będzie wydany tak szybko, spodziewał się, że „tak to będzie wyglądać”. – Spodziewałem się jak to się zakończy, ale liczyłem na pewien rozsądek Rosjan, że będą chcieli wyjaśnić wszystko, a nie kogoś obwiniać. Jestem niemile zdziwiony tym, co zostało zaprezentowane. Teraz mogę się domyślać dlaczego mnie nie zaprosili do Moskwy – podsumowuje płk Klich. Doprecyzowuje, że zaproszenie go nie byłoby na rękę Rosjanom.
- Zadałbym im pytania, które byłyby trudne i poszłyby w świat. MAK mnie nie zaprosił celowo, bo mieliby kłopot ze mną. Dokumentów jak nie było tak nie ma. Sprawa została zamknięta. To, co nam do tej pory dawali, to masa dokumentów, którymi chcieli nas zarzucić. Najważniejszych dokumentów, świadczących o procedurach obowiązujących na lotnisku, nie mamy – podkreśla.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska