Polityka"Chcą wyautować Tuska i Napieralskiego"; On premierem?

"Chcą wyautować Tuska i Napieralskiego"; On premierem?

„Gazeta Wyborcza” i TVN mają duże zakusy na powrót szerokiej lewicy złożonej z dawnej Unii Wolności, SLD i LiD. Niewykluczone, że na czele rządu może stanąć zupełnie ktoś inny. Wcale nie Tusk, Schetyna czy Napieralski, ale Aleksander Kwaśniewski - mówi adwokat Marcin Dubieniecki, mąż Marty Kaczyńskiej-Dubienieckiej, córki tragicznie zmarłego prezydenta. Dubieniecki mówi też m.in. o swoich planach związanych z senatem, ale niekoniecznie pod szyldem... PiS. Tłumaczy też, dlaczego błędem rodzin ofiar było nieustanowienie, tuż po katastrofie smoleńskiej, wspólnego pełnomocnika ze środowiska amerykańskiego i związanego z diasporą żydowską.

"Chcą wyautować Tuska i Napieralskiego"; On premierem?
Źródło zdjęć: © WP.PL

WP: Agnieszka Niesłuchowska:Jeszcze niedawno deklarował pan, że wystartuje w wyborach do sejmu pod warunkiem, że otrzyma pierwsze miejsce na pomorskiej liście PiS. Teraz całkowicie wycofał się pan z tego pomysłu. Skąd ta nagła rezygnacja?

Marcin Dubienecki: Start w wyborach do sejmu byłby nieuczciwy z punktu widzenia wyborców. Trudno byłoby mi połączyć aktywność zawodową z polityką. Dziś jestem zajęty tworzeniem własnej kancelarii w Warszawie i skupiam uwagę na innych sprawach.

WP: Wcześniej pan tego nie wiedział?

- Nigdy nie powiedziałem, że wystartuję na 100%.

WP: Przecież stawiał pan warunki. Odpuścił pan przez spór z Jolantą Szczypińską, szefową pomorskiego PiS?

- To moja własna decyzja. Gdybym chciał, miałbym pierwsze miejsce i proszę nie przywoływać w tym kontekście nazwiska mało znaczącej posłanki. W PiS jest wielu inteligentnych ludzi, którzy potrafią realnie oceniać sytuację w regionie i myślę, że po moim liście, prędzej czy później, nadejdzie taka refleksja.

WP: A jaka jest sytuacja?

- Ten okręg praktycznie umarł. Jedna osoba w sposób furiacki chce bronić pierwszego miejsca na liście a reszta będzie się bić o drugie i trzecie miejsce. Dziś PiS jest w trudnej sytuacji. Musi uzyskać jak najlepszy wynik, bo pojawiają się głosy, że jego zdolność koalicyjna jest zachwiana, a ta będzie istotna z punktu widzenia tworzenia nowego rządu. Dlatego też uważam, że nie należy ulegać presji ludzi, którzy nie są w stanie wnieść żadnej wartości dodanej i należy odważnie wystawiać nowych kandydatów na listach bo potrzeba nowej jakości.

WP: Jeśli wygra Platforma, wiele wskazuje na to, że przyszła koalicja rządząca będzie zbudowana nawet z trzech partii – PO-SLD-PSL. Co pan na to?

- Lewica jest dość mocna i próbuje grać z PO kosztem wyeliminowania Donalda Tuska. Prezydent Komorowski nie gra, jak się przed wyborami wydawało, w tej samej drużynie co premier. Jest parasolem dla ludzi z dawnego SLD i będzie chciał rozgrywać właśnie z nimi przeciw Donaldowi Tuskowi. Nie wykluczone, że znajdą się osoby, które będą chciały wyautować z tej polityki nawet Grzegorza Napieralskiego.

WP: W jaki sposób?

- Chociażby na gruncie medialnym - poprzez „Gazetę Wyborczą” i TVN, które mają duże zakusy na powrót szerokiej lewicy złożonej z dawnej Unii Wolności, SLD i LiD. Niewykluczone, że na czele rządu może stanąć zupełnie ktoś inny. Wcale nie Tusk, Schetyna czy Napieralski.

WP: A kto?

- Na przykład Aleksander Kwaśniewski.

WP: Ostatnio pojawia się wiele plotek na temat ewentualnego mariażu PO i SLD a część z nich jest podobno rozsiewana przez grupę ministra Grabarczyka, przeciwnika Grzegorza Schetyny. Może scenariusz z Aleksandrem Kwaśniewskim szykującym się do premierostwa jest kolejną pogłoską tego typu?

- Nie znam wewnętrznych roszad w Platformie, ale wiem jedno. Katastrofa smoleńska mocno zachwiała pozycją Donalda Tuska. Wszystkie ruchy, które wykonał po tragedii były w dużym stopniu pod dyktando Rosji. Zgodzenie się na załącznik 13 Konwencji Chicagowskiej, było wielkim błędem i skutki odczuwamy do dziś. Polska prokuratura nie jest w stanie prowadzić tego postępowania ani od strony dowodowej ani procesowej. Ma związane ręce brakiem przepływu informacji ze strony rosyjskiej. Pytanie kiedy Rosjanie zakończą śledztwo, bo będzie to wpływać na zamknięcie naszego śledztwa. Wiem, że szybko to nie nastąpi tym bardziej, że zbliżają się wybory i rządowi nie jest na rękę zakończenie śledztwa przed jesienią.

WP: Wracając do pana. Jeśli nie sejm to co? Senat?

- Ja nie jestem koniunkturalistą, który za wszelką cenę chce gdzieś kandydować. Na pewno senat to miejsce, w którym powinno być dużo prawników, bo senat jest pewnego rodzaju wentylem legislacji w polskim systemie ustawodawczym. Według mnie umiejętność czytania tekstów prawnych i ich rozumienia przez senatorów jest zatem niezbędna.

WP: Chce pan przez to powiedzieć, że to miejsce dla pana?

- Tak jak już powiedziałem w senacie powinny zasiadać osoby z doświadczeniem prawniczym, które mają wyobrażenie o legislacji i potrafią czytać teksty prawne. Tam nie prowadzi się potyczek, awantur politycznych jak ma to miejsce w sejmie. WP: No właśnie, wytrzymałby pan bez tej adrenaliny?

- To fakt, moja osobowość pasowałaby bardziej do walki sejmowej, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Moje życie zawodowe nie pozwala mi na poświęcenie tyle czasu i zaangażowania polityce. Apeluję więc do władz PiS, by do senatu zostały wystawione osoby z wykształceniem prawniczym. Postawmy na adwokatów oraz pracowników naukowych.

WP: Czyli pana. A co na to prezes?

- Prowadziłem z Jarosławem Kaczyńskim rozmowy, ale to moja prywatna sprawa.

WP: Ale ma pan przyzwolenie prezesa czy nie?

- Pani zakłada, że muszę startować z PiS. A czy tak musi być? Ordynacja wyborcza do senatu pozwala startować każdemu kto uzyska określoną ilość głosów poparcia dla swojej kandydatury. Okręgi są jednomandatowe. Wtedy można szukać poparcia wśród różnych grup społecznych jak również i partii. Przedstawia się niejako swoją ofertę na obecność w senacie i szuka się na nią stosownego poparcia.

WP: Pana żonie polityka też nie jest obojętna. Jak pan widzi jej rolę w życiu publicznym?

- Proszę pytać o plany polityczne moją żonę. Ani ona za mnie, ani ja za nią nie podejmuję decyzji. Nie zamierzam się na ten temat wypowiadać.

WP: Jeśli jesteśmy już przy pana żonie. W wywiadzie dla „Uważam Rze. Inaczej Pisane”, powiedziała, że nie będzie pan już jej pełnomocnikiem. Dlaczego?

- Oprócz prowadzenia tej sprawy mam inne sprawy zawodowe, które są dla mnie priorytetowe i nie mogę się z nich wycofać. Zastanawiam się jednak nad zaangażowaniem w tę sprawę nowej osoby i chcę ją swojej żonie rekomendować. Aktualnie prowadzę rozmowy z kilkoma osobami, ale nie zamierzam całkowicie wycofywać się z tej sprawy, bo uczestnictwo w niej uważam za swoje zobowiązanie względem rodziców mojej żony. Uważam, że w sprawę powinna być zaangażowana osoba znana publicznie i będąca w jakimś sensie autorytetem.

WP: Poczuł się pan bezradny?

- To nie jest kwestia bezradności. Prowadzenie tej sprawy to nie tylko przepisy procedury karnej. To również, w pewnym sensie, „walka” z mediami, które mają za każdym razem kilka wizji danej sytuacji. To nie jest łatwe i widać z upływem czasu, że wracają stare rozgrywki pod adresem Lecha Kaczyńskiego.

WP: Zatrudnienie autorytetu coś zmieni? Wywrze wpływ na tok prac śledczych?

- Błędem było to, że rodziny ofiar nie ustanowiły wspólnego pełnomocnika o międzynarodowej sławie i wpływach, najlepiej w środowisku amerykańskim i związanym z diasporą żydowską. Wtedy sytuacja byłaby inna i miałoby to wydźwięk na arenie międzynarodowej i można byłoby liczyć na pomoc z zewnątrz.

WP: Ale wizyta polskich polityków do USA – Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza - na niewiele się zdała.

- Bo na świecie jest określone nastawienie do tej sprawy i nikt nie będzie nadstawiał za nas karku kosztem pogorszenia relacji z Rosją. Na pomoc międzynarodową w obecnym układzie politycznym zarówno w Polsce jak i USA nie możemy liczyć.

WP: Zapowiadał pan, że pod koniec stycznia złoży wniosek o możliwości popełnienia zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co dalej z tą sprawą?

- Niewykluczone, że nowy pełnomocnik i ja wspólnie złożymy zawiadomienia w tej sprawie. W takim wniosku nie byłoby nic nadzwyczajnego. Proszę tego nie wyolbrzymiać. To na razie hipoteza procesowa, która powinna być zbadana.

WP: To skąd pomysł na złożenie tego wniosku?

- Jak dotąd rola polskiej prokuratury sprowadziła się do archiwizowania dokumentów rosyjskich, a całe śledztwo zostało podporządkowane rosyjskim śledczym. Gdyby polska prokuratura wszczęła odrębne postępowanie odnoście możliwości popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta, to przyniosłoby to korzyść wszystkim, bo sprawa zostałaby potraktowana priorytetowo. Po zbadaniu wszystkich przesłanek mogących wskazywać na zamach lub też jego wykluczenie można byłoby przejść do innych ustaleń. W efekcie mielibyśmy swoje niezależne postępowanie. Moglibyśmy na własną rękę przesłuchiwać świadków, wydawać międzynarodowe listy gończe za osobami, które nie chcą się stawić na przesłuchanie, etc.

WP: Polska prokuratura działa opieszale?

- Śledczy mówią, że badają określoną hipotezę zamachu, ale nie oznacza to, że coś się w tej sprawie dzieje. Zaskakujące jest również to, co dzieje się wokół badania wątku dotyczącego przygotowań do wizyty. Do tej pory nie przesłuchano znaczących osób w państwie, które miały duży wpływ na organizację tej wizyty. Przecież samolot jak i przygotowanie wizyty należały do strony rządowej.

WP: Ale śledztwo nie zostało jeszcze zakończone.

- Przez 10 miesięcy nie przesłuchano kluczowych świadków. To normalne?

WP: Prokuratura zrobiła ostatnio duży krok do przodu. Przesłuchano rosyjskich kontrolerów lotu. To będzie przełom?

- To żaden duży krok do przodu. Należało od początku prowadzić własne postępowanie i wykonywać określone czynności dowodowe we własnym zakresie. Uważam, że takie pojęcie jak dynamika procesowa nie obowiązuje w przypadku naszej prokuratury.

Rozmawiała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)