Białoruska wpadka MSZ. Urzędnicy znowu narażają białoruskich opozycjonistów
Przesłanie przez Polskę i Litwę informacji o kontaktach białoruskiego opozycjonisty Alesia Bialackiego wywołało skandal. Dokumenty posłużyły w procesie, w efekcie którego dysydenta skazano - w grudniu 2011 r. - na 4,5 roku więzienia. Prawie w całej Europie krytykowano Polskę i Litwę. Polskie władze zapewniały, że taka sytuacja się już nie może powtórzyć. Tym większe zdumienie budzi fakt, że polskie MSZ wysłało w lutym tego roku PIT ok. 30 białoruskim opozycjonistom - informuje "Rzeczpospolita".
Korespondencja została wysłana listami poleconymi z logo ministerstwa w lutym. Otrzymały ją m.in. osoby, które kandydowały przeciw Aleksandrowi Łukaszence w wyborach prezydenckich. Część adresatów otrzymała przesyłki w stanie naruszonym. Nie podajemy nazwisk, by nie narażać ich na represje.
Zasadą w kontaktach z niezależnymi organizacjami białoruskimi jest obrót gotówkowy. – Środki są rozliczane w Polsce. PIT wręczamy tylko osobiście podczas pobytu opozycjonistów w Polsce – mówią redakcji "Rzeczpospolitej" osoby z organizacji realizującej projekty na Białorusi.
Warszawa naraziła działaczy na szykany - uważają eksperci. Rzecznik MSZ Marcin Bosacki uważa jednak, że nie można tej sprawy porównywać ze sprawą Bialackiego, ponieważ środki te nie dotyczyły nieakceptowanego przez prawo białoruskie zagranicznego wsparcia na projekty pozarządowe, jak to miało miejsce w odniesieniu do środków zdeponowanych na koncie Bialackiego.
Zdumiony jest również były prezydent Litwy Vytautas Landsbergis. - Znów mamy "polityczny kryminał". To tylko kwestia czasu, kiedy władze w Mińsku publicznie ogłoszą, że Polska finansuje opozycjonistów - powiedział.