Bartłomiej Misiewicz założył firmę. Chciał udzielać pożyczek?
Bartłomiej Misiewicz po załamaniu się jego błyskawicznej kariery u boku szefa MON Antoniego Macierewicza, postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Założył firmę.
Misiewicz, jak ustalił "Super Express", w połowie maja założył firmę BBM, która ma zajmować się m.in. doradztwem, realizowaniem kampanii reklamowych oraz organizacją uroczystości. Ale - jak ustaliła WP - plany byłego szefa gabinetu politycznego ministra obrony i rzecznika prasowego tego resortu sięgały o wiele dalej.
Wśród wpisanych do rejestru działalności gospodarczej kodów PKD znalazły się też dwa dotyczące pośrednictwa pieniężnego i finansowej działalności usługowej. Zgodnie z nimi firma Misiewicza mogłaby zajmować się także m.in. działalnością "związaną z przyjmowaniem depozytów i udzielaniem kredytów, w takich formach jak: pożyczki zastawy hipoteczne, karty kredytowe itp. przez instytucje finansowe inne niż bank centralny, np. banki, kasy oszczędnościowe, towarzystwa kredytowe" a także prowadzić "agencję bankową i punkty pobierania opłat".
Misiewicz założył firmę 15 maja. Jako główne miejsce wykonywania działalności podał warszawski adres. Taki sam był adres do doręczeń. Dwa dni później naniósł jednak zmianę. Główne miejsce wykonywania działalności przeniósł do Łomianek. Adres do doręczeń pozostawił ten sam - warszawski, w lokalu przy ul. Puławskiej. Jak ustalił "SE" to prestiżowa zabytkowa kamienica Wedla, w której mieszkało przed laty wielu znanych aktorów, m.in. Magdalena Cielecka i Robert Gonera.
Były rzecznik MON w Telewizji Republika stwierdził jednak, że nie ma zamiaru udzielać pożyczek.
Bartłomiej Misiewicz od dłuższego czasu budził wielkie kontrowersje. W grudniu 2015 roku zasłynął m.in. nocnym wejściem do Centrum Eksperciego Kontrwywiadu NATO w Warszawie. Zmieniono wtedy współtworzone ze Słowakami kierownictwo CEK.
Później pojawiły się medialne informacje o jego wizycie w klubie w Białymstoku. Bartłomiej Misiewicz stawiał kolejki wszystkim w barze, podrywał studentki i oferował pracę w MON - informował w styczniu br. "Fakt". Towarzyszyć miał mu ochroniarz, który twierdził, że jest członkiem Żandarmerii Wojskowej.
Powszechne oburzenie wywołały jego późniejsze awanse. Został członkiem rady nadzorczej jednej ze spółek Skarbu Państwa, choć nie przeszedł kursu dla członków rad. Ponadto Misiewicz wciąż nie ukończył studiów. Młody polityk został odsunięty od MON, gdzie był rzecznikiem. W kwietniu pojawiła się informacja, że znalazł nowe zatrudnienie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, gdzie - według "Faktu" - miał zarabiać nawet 50 tys. zł.
12 kwietnia, gdy opuścił zarząd PGZ, Jarosław Kaczyński zawiesił jego członkostwo w PiS. 13 kwietnia odbyło się przesłuchanie Misiewicza, przeprowadzone przez komisję powołaną przez prezesa PiS, w której skład weszli Marek Suski, Karol Karski i Mariusz Kamiński. Zgodnie z wydanym przez nią orzeczeniem, Bartłomiej Misiewicz nie posiadał odpowiednich kwalifikacji, by pełnić funkcje administracji publicznej i działać w sferze publicznej. Bartłomiej Misiewicz tego samego dnia odszedł z Prawa i Sprawiedliwości.
Wkrótce pojawiły się plotki, że były rzecznik prasowy Macierewicza znalazł pracę w Telewizji Republika - miał tam zająć się pozyskiwaniem reklamodawców. Kilka dni później potwierdzono, że ma tam pracować, ale nie w biurze reklamy. Misiewicz miał przygotowywać programy o obronności kraju.
Próbowaliśmy skontaktować się z Bartłomiejem Misiewiczem, ale bez skutku.