PolskaŻywoty zomowców z "Wujka"

Żywoty zomowców z "Wujka"

Skazani za masakrę w śląskich kopalniach
zomowcy odchodzili ze służby z orderami i pochwałami za lata pracy
w milicji i policji. Dziś żyją z niemałych emerytur, są lubiani i
szanowani; jeden nawet kilka lat po akcji został górnikiem - pisze
"Rzeczpospolita".

02.06.2007 | aktual.: 02.06.2007 02:00

Gazeta opisuje co ci ludzie robili przez ostatnich 26 lat. Teraz prawie wszyscy z tych, którzy brali udział w pacyfikacji kopalni Manifest Lipcowy i Wujek są już na policyjnych emeryturach. Z opinii środowiskowych wynika, że są przykładnymi mężami i ojcami.

Henryk Huber był doskonałym pirotechnikiem milicyjnym, został mimo dobrej opinii zawieszony w czynnościach w 1991 roku. Żyje z emerytury w wysokości 1,7 tys. zł. Dariusz Ślusarek od 1988 do 1991 pracował jako górnik w kopalni Kleofas w Katowicach. Nikomu nie przyznał się do swojej przeszłości. Maciej Szulc po latach pracy w MSW założył wraz z żoną biuro detektywistyczne w Mysłowicach, które kilka lat temu ochraniało pielgrzymkę Jana Pawła II. Ryszard Gaik, który przed pracą w MO był przez 10 miesięcy górnikiem, został świetnie przygotowany do tzw. zadań specjalnych, pełnił m.in. funkcję szefa plutonu antyterrorystycznego. Jego kariera załamała się dopiero w 1992 r.

Dwóch spośród byłych zomowców zostało ratownikami GOPR, pisze "Rzeczpospolita". Jednym z nich był Edward Ratajczyk; drugim nieżyjący już Andrzej Rau, który zmarł tuż przed trzecim procesem, podobnie jak Dariusz Ślusarek.

Jacek Jaworski, taternik, były milicjant z Krakowa i świadek w procesie myśli, że ich śmierci należałoby wyjaśnić. Mówi, że to są ci, którzy przełamywali zmowę milczenia. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)