Życiowa decyzja funduszu
NFZ odmówił Januszowi Grebaszowi prawa do leczenia. Pacjent z Gdańska szuka sprawiedliwości w Strasburgu.
23.09.2003 07:41
Janusz Grebasz, chory na raka pacjent z Gdańska, zamierza złożyć skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Będzie skarżył Polskę, choć na drodze do życia stanął mu Pomorski Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia w Gdańsku. Fundusz nie chce zapłacić za lek o nazwie Campto, który pan Janusz musi przyjmować, żeby wygrać z rakiem jelita grubego.
Pomorscy onkolodzy z dr Marzeną Wełnicką-Jaśkiewicz, wojewódzkim konsultantem w dziedzinie chemioterapii na czele, nie mają wątpliwości - pacjent musi otrzymać ten lek. W przeciwnym razie wkrótce umrze. Miesięczne leczenie Campto kosztuje około 8 tys. zł. Kuracja tym cytostatykiem nowej generacji trwa pół roku. Urzędnicy z funduszu twierdzą, że to nieopłacalne. Powołują się na anonimowych ekspertów. Nazwisko jednego z nich udało się nam ustalić nieoficjalne. To Istvan Kocic, farmakolog kliniczny, kiedyś zatrudniony w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie. Teraz - doradca Henryka Wojciechowskiego, dyrektora oddziału NFZ w Gdańsku. To on wyliczył, że przedłużenie życia panu Januszowi będzie kosztowało fundusz około 60 tys. zł. To tyle, ile NFZ wydaje rocznie na jednego dializowanego. Lekarze, znający historię pana Janusza, są oburzeni. - Czy urzędnik funduszu to Bóg, by decydować o ludzkim życiu? - pytają.
Co czuje ciężko chory człowiek, gdy lekarze dziwią się, że się nie leczy? - Lekarze wciąż mnie o to pytają, a ja nie mogę słowa wykrztusić - odpowiada pan Janusz. - Mnie, dorosłemu mężczyźnie, łzy ściskają gardło. To straszne żyć ze świadomością, że lek, który może mi uratować życie, jest w zasięgu ręki, ale go nie dostanę, bo tak zdecydowali urzędnicy z funduszu.
O sprawie Janusza Grebasza, mieszkańca Gdańska chorego na nowotwór jelita grubego, po raz pierwszy pisaliśmy w połowie sierpnia br. Dwa lata temu panu Januszowi wycięto zaatakowaną przez raka część jelita. Po operacji pacjent leczony był chemioterapią. Dostał tzw. podstawowe cytostatyki, stosunkowo tanie, a więc dostępne w pomorskich szpitalach. Postęp choroby udało się zahamować, ale tylko na pewien czas. Wiosną tego roku badania wykazały przerzut do wątroby. Pomorscy onkolodzy orzekli, że panu Januszowi trzeba podać lek z wyższej półki, o nazwie Campto. Miesięczna kuracja Campto kosztuje ok. 8 tys. zł. Cała trwa kilka miesięcy.
- To lek, który w takich przypadkach stosuje się w Polsce standardowo - tłumaczy dr med. Hanna Karnicka-Młodkowska, ordynator oddziału chemioterapii w Szpitalu Morskim w Gdyni Redłowie. - Jest skuteczny w wielu przypadkach. Bez problemów korzystają z niego chorzy z innych regionów kraju. W woj. pomorskim, od chwili powołania Narodowego Funduszu Zdrowia, stał się dla chorych niedostępny.
Oddział chemioterapii w redłowskim szpitalu, w którym leczył się Janusz Grebasz, nie dysponował Campto. Warszawski szpital przy Szaserów zgodził się podać ten lek choremu, zażądał jednak, by Pomorski Oddział NFZ za niego zapłacił. Fundusz jednak odmówił.
Za radą Renaty Furman, rzecznika prasowego NFZ, której wypowiedź opublikowaliśmy na łamach naszej gazety, Janusz Grebasz postanowił sam ubiegać się o refundację leku w oddziale NFZ w Gdańsku. 20 sierpnia złożył tam wniosek wypisany przez dr Karnicką-Młodkowską i pozytywnie zaopiniowany przez konsultanta wojewódzkiego ds. chemioterapii dr Marzenę Wełnicką-Jaśkiewicz. Lekarze nie mieli wątpliwości - ten lek jest choremu niezbędny. Mijały kolejne dni, odpowiedzi z funduszu nie było.
- W końcu tam zadzwoniłem - opowiada pan Janusz. - Usłyszałem, że Campto nie dostanę. Do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi na piśmie. Może z tego pisma dowiedziałbym się, dlaczego fundusz podjął negatywną dla mnie decyzję, jakimi względami się kierował.
Pan Janusz zamierza zaskarżyć decyzję Pomorskiego Oddziału NFZ do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Boi się tylko, czy trybunał zdąży wystąpić w jego obronie.
- Jeżeli ja nie doczekam, skorzystają na tym następni chorzy - mówi z goryczą.
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz