Zwycięstwo Jednej Rosji w niedzielnych wyborach jest pewne, ale entuzjazm Rosjan wobec partii Putina słabnie
• Niedzielne wybory do Dumy prawie na pewno wygra Jedna Rosja
• Mimo poparcia, gwarantującego zwycięstwo, zapał Rosjan słabnie
• Spadają noty Putina i euforia po zajęciu Krymu
• "Tak, jak trzeba chodzić w gości do rodziny, (...) tak samo trzeba chodzić na wybory. To rytuał bez treści" - tłumaczy Andriej Serienko z dziennika "Niezawisimaja Gazeta"
Gdyby wybory mogły cokolwiek zmienić, już dawno byłyby zakazane - tą zgrabną maksymą śmiało można podsumować czekające Rosjan głosowanie. Sondaże, zarówno prokremlowskich, jak i niezależnych ośrodków badań opinii publicznej nie pozostawiają wątpliwości: niespodzianki nie będzie. Skład Dumy Państwowej pozostanie ten sam. Do parlamentu oprócz rządzącej Jednej Rosji, wejdzie tak zwana "systemowa opozycja", czyli komuniści, Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji Władimira Żyrinowskiego i Sprawiedliwa Rosja (ten najmniej udany z kremlowskich projektów politycznych balansuje na granicy progu wyborczego).
Niedzielne wybory nie budzą entuzjazmu nawet wśród elektoratu partii rządzącej. - Pójdę na wybory - przyznaje niechętnie trzydziestodwuletnia Jelena, mieszkanka uralskiego Jekaterynburga. - Zagłosuję tak, jak zwykle, czyli na Jedną Rosję. Ale nie dlatego, że podoba mi się program tej partii, czy jej sposób rządzenia, po prostu nie widzę alternatywy. Kiedyś miałam energię, jeździłam na spotkania prokremlowskiej młodzieży, wydawało mi się, że Putin i partia zmienią moje życie na lepsze. Teraz jestem pozbawiona złudzeń. Nie na tyle oczywiście, by głosować na opozycyjne Jabłoko, bo po co nam takie nie-wiadomo-co? Po jednej Rosji przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. To będą nudne wybory - dodaje kobieta.
- Głosowanie w Rosji nie jest aktem władzy - twierdzi znany politolog, Gleb Pawłowski. - To jedynie potulne przyłączenie się do grupy sprawującej władzę. Z tym, że to przyłączenie nie jest pozbawione trwożnych wątpliwości: czy aby na pewno dobrze wybraliśmy. Bo co jeśli wybraliśmy źle i ludzie, do których przyłączyliśmy się przez głosowanie, nie są już częścią władzy? - drwi Pawłowski na swojej stronie na Facebooku.
- Wybory dla obywateli Rosyjskiej Federacji to nie więcej niż element rytualnego zachowania - uzupełnia Andriej Serienko z dziennika "Niezawisimaja Gazeta". - Tak, jak trzeba chodzić w gości do rodziny (nawet jeśli nie lubimy krewnych), na wesela i pogrzeby, tak samo trzeba chodzić na wybory. To rytuał bez treści. Sam fakt takiego "chodzenia" nie jest dowodem miłości do władz, a nawet przejawem sympatii. Nie jest wyrazem współodpowiedzialności za państwo, ani tym bardziej uczestniczeniem w rządzeniu. Wszyscy doskonale to rozumieją. Najważniejsze dla Rosji sprawy dzieją się poza wyborczymi rytuałami - dodaje rosyjski publicysta.
Warto zatem przyjrzeć się temu, czego te wybory nie pokażą. Z badań niezależnego ośrodka Centrum Lewady wynika, że Rosjanie tracą sympatię i zaufanie do prezydenta. Euforia i wdzięczność, które ogarnęły Rosjan po aneksji Krymu, ostatecznie opadły, a za nimi spadają też noty Władimira Putina. Powoli, lecz konsekwentnie zwiększa się liczba tych, którzy do prezydenta odnoszą się z obojętnością. Nieznacznie (z 5 do 8 proc.) wzrosły też szeregi jego zdeklarowanych przeciwników. Ten spadek sympatii jest tym bardziej znaczący, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że - zdaniem rosyjskich socjologów - Władimir Putin nie jest przez swoich rodaków traktowany jako część systemu władzy. To człowiek stojący nad tym systemem. - Dla większości społeczeństwa Putin jest figurą, która stara się skierować działania władz na zaspokajanie interesów państwa i ludności - tłumaczą eksperci. To zmodernizowany mit o dobrym ojczulku - carze i złych urzędnikach.
Źli urzędnicy, czyli przede wszystkim deputowani partii rządzącej są obiektem dość powszechnej antypatii. Nie oznacza to jednak, że po niedzielnej wygranej Jednej Rosji Moskwą wstrząsną wielotysięczne protesty, jak to było po grudniowych wyborach parlamentarnych w 2011 r. Tamta szansa opozycji na przejęcie choć części władzy została bezpowrotnie stracona. - Putin poczekał aż przywódcy marszów skłócą się ze sobą, a potem docisnął śrubę tak, że nam wszystkim na długo odechciało się wszelkich demonstracji - wspomina Andrij z Moskwy, aktywny uczestnik akcji protestu. Społeczeństwo rosyjskie, wskutek sankcji i kryzysu gospodarczego, popadło w wyraźną apatię i do bólu nudne wybory parlamentarne są na to najlepszym dowodem.