Zwycięstwo Jana Pawła II
– Ojciec Święty wrócił do domu Ojca o godzinie 21.37. Kiedy padły te słowa, ludzie na Placu św. Piotra zastygli w milczeniu. Chwilę później rozległy się nieśmiałe brawa. – Dlaczego biją brawa? – spytała kilkuletnia Polka. – Bo wygrał Papież – odpowiedział jej mały kolega.
07.04.2005 | aktual.: 07.04.2005 11:29
Ostatnia ziemska droga. Przejście na spotkanie z Bogiem Jana Pawła II. Każdy z nas był w tych dniach razem z nim. Z wiarą w cud, ze ściśniętym sercem, ze łzawiącymi oczyma. Każdy z nas ma swoją opowieść o tych dniach, o swoim pożegnaniu z Ojcem, świętym Ojcem.
Czwartek
Krótko przed północą w czwartek dostałem SMS: „Papież otrzymał namaszczenie chorych, módlmy się za niego”. Nie wiem, od kogo. Odrzucam od siebie myśl, że to ważne. Wszystko będzie dobrze. Przecież tak zawsze było po każdym pobycie w szpitalu.
Piątek
Rano było już jasne, że z Ojcem Świętym jest źle, bardzo źle. Odtąd cały świat będzie z zapartym tchem wyczekiwał kolejnych komunikatów Navarro-Vallsa. W czasie południowego oświadczenia rzecznik dodaje od siebie: – Jeszcze nigdy nie widziałem Papieża w takim stanie. Navarro-Valls płacze i ucieka od dziennikarzy. Zaczynam rozumieć, że Papież wyrusza w ostatnią drogę. Połykam łzy.
W redakcji zapada decyzja – jedźcie do Rzymu, bądźcie naszymi oczami. Na lotnisku w Pyrzowicach spotykamy kardynała Jaworskiego, emerytowanego biskupa Lwowa. Jest też Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego, wezwana nagle z urlopu do Rzymu. Wylot się opóźnia. Beata otrzymuje z Rzymu wiadomość: jest coraz gorzej. Mówi o tym kardynałowi Jaworskiemu, w jego oczach pojawiają się łzy. Kiedy wsiadamy do autobusu na płycie lotniska, ktoś krzyczy: Papież umarł!
Pierwsza myśl: Boże, nie teraz, nie w takim miejscu. Okazuje się, że to fałszywa wieść. Kamień z serca.
Lądujemy w Rzymie. Prosto z lotniska, jedziemy na Plac św. Piotra. Jest parę minut po północy. Plac jest wypełniony do połowy. W dwóch oknach Pałacu Apostolskiego palą się światła. W jednym z tych okien Papież ukazywał się na „Anioł Pański”.
Ostatni raz widzieliśmy go tam w środę po Wielkanocy. Cierpiącego i heroicznie pragnącego wciąż być z nami i dla nas. W stronę tych okien zwrócone są teraz wszystkie twarze, wycelowane teleobiektywy fotoreporterów, licznych kamer. Od kiedy świat obiegła wieść o pogorszeniu się zdrowia Papieża, to miejsce stało się centrum świata.
Wcześniej około 20.00 odmawiany był tutaj Różaniec, teraz część ludzi wraca już do domów. Wielu jednak zostaje tutaj na całą noc. Młodych jest najwięcej. Siedzą w kręgach. Słychać gitary, śpiewy w różnych językach. Od czasu do czasu okrzyk: Giovanni Paolo! Trzech młodych Polaków trzyma kilkumetrową biało-czerwoną flagę z napisem: Jesteśmy z Tobą. Sporo ludzi skupionych, rozmodlonych, jakby nieobecnych. W rękach różańce.
Wystarczyło kilka chwil, aby zrozumieć. Sercami jesteśmy wszyscy przy łóżku umierającego Papieża. Nie ma tu widzów. Jest najbliższa rodzina.
Sobota
We Włoszech odwołano wszystkie mecze i inne imprezy sportowe. Od rana stoimy z Heniem w kolejce po akredytację. Cztery godziny z mizernym skutkiem. System komputerowy nie wytrzymał napływu dziennikarzy.
Obok nas stoi młoda dziennikarka z Australii. Ktoś pyta nas o jutrzejsze święto: czy to prawda, że w niedzielę jest święto Maryi Królowej Polski? Potem Wenezuelczykowi tłumaczę, co to jest miłosierdzie Boże, kim jest siostra Faustyna. Heniu daje mu obrazek Jezusa Miłosiernego.
O 11.30 słuchamy komunikatu Navarro-Vallsa. Jest nadal źle. Papież ma słabszą świadomość, ale nie jest w śpiączce. Wczoraj wieczorem z trudem powiedział do młodych: „Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie, dziękuję wam”. A więc czuł ich obecność. Nawet teraz jest ciągle z nimi. Jak on ich kocha! Na śmierć i życie.
O 21.00 jesteśmy znowu na Placu św. Piotra. Wypełniony jest w trzech czwartych. Znowu najwięcej młodych. Odmawiamy Różaniec, część radosną. Polska flaga przyniesiona wczoraj, dzisiaj położona jest na placu. Ludzie wypisują na niej swoje imiona. Wokół tej flagi skupiają się Polacy. Poniżej słów: „Jesteśmy z Tobą”, pojawiły się inne: „Dzięki Ci, Ojcze”.
Sobota godz. 21.58
Arcybiskup Leonardo Sandri wypowiada spokojnym głosem jedno zdanie: „Nasz umiłowany Ojciec Święty tornato alla Casa del Padre alla 21.37 – powrócił do domu Ojca”.
Pierwszą reakcją był skurcz serca. Plac zastygł. Słychać tylko szum fontanny. Na twarzach łzy. Ludzie klękają. Zapalają świece. Zaciskają dłonie na różańcu. Młodzi stojący w parach przytulają się do siebie. Ktoś za mną dzwoni z komórki. Przekazuje łamiącym się głosem wiadomość. Też dzwonię do domu. Mama już wie.
Przez głośniki słychać zapowiedź jutrzejszej Mszy za Papieża o 10.30. Ludzie klaszczą. Potem słowa Psalmu 130: Z głębokości wołam do Ciebie, Panie. Któryś z biskupów mówi słowa niosące pociechę: Papież jest już w domu, widzi zmartwychwstałego i żyjącego Pana.
Rozpoczyna się kolejna część Różańca: chwalebna. O 22.40 odzywa się dzwon Bazyliki św. Piotra. Po Różańcu kolejne modlitwy. Biskup Sandri udziela błogosławieństwa, dodaje: – Od teraz będziemy o nie prosić za wstawiennictwem Papieża. Ludzie płaczą i klaszczą.
Widzę duży napis w języku włoskim: „Jesteś najpiękniejszym spośród synów Adama”. Siostry zakonne intonują mocne: „Magnificat”. Znowu oklaski. Ktoś woła do mikrofonu: „Viva el Papa!”. Tak, On przecież żyje. Zawsze będzie z nami. Ta pewność była tej nocy zdecydowanie silniejsza niż ból rozstania. Nie, nie ma tutaj rozpaczy. Wiara rozprasza mroki tej nocy.
Szukam naszych. Muszę z kimś pogadać. Krystyna Walicka ściska w dłoni różaniec. Okazuje się, że kiedyś pracowała w „Gościu”. Teraz kończy w Rzymie doktorat. – Nie wyobrażam sobie świata bez niego. To był pewnik. Jak on nas zmienił. Słyszałeś te brawa, były pełne wiary.
Teraz Papież będzie nam pomagał, tam z góry. Obok Marta Burchardt. Przyszła na Plac św. Piotra z małą polską flagą i różańcem. O 22.00 założyła na flagę czarną wstążkę. Pani Marta jest tłumaczką. Pokazuje mi wydaną niedawno książkę z młodzieńczą poezją Karola Wojtyły, przetłumaczoną przez nią na włoski. Na drugiej stronie jej zdjęcie z Papieżem. „Takim będę go widziała już zawsze. Uśmiechającym się do mnie”.
Niedziela– święto Miłosierdzia Bożego
To niesamowite. Papież odszedł na styku soboty i niedzieli, dnia maryjnego i święta Miłosierdzia Bożego. Totus Tuus i Boże Miłosierdzie. Ta myśl powraca.
O 10.00 Msza w polskim kościele św. Stanisława. Odprawia abp Szczepan Wesoły, jest Hanna Suchocka, ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej. W Ewangelii uderzają mnie słowa Zmartwychwstałego: „Pokój wam, nie bójcie się”. Ojciec Święty powtarzał nam od pierwszych chwil swojego papieskiego pasterzowania: nie lękajcie się!
O 10.30 przed Bazyliką św. Piotra Msza odprawiana przez kard. Angelo Sodano. W kazaniu użył wyrażenia: Jan Paweł II Wielki! Ludzie już nie mieszczą się na placu.
Ciało Papieża wystawione jest od rana w Sali Klementyńskiej. Na razie mogą go zobaczyć nieliczni, pracownicy Watykanu, dyplomaci. Beata Zajączkowska widziała Papieża. Opowiada z przejęciem o tym pożegnaniu. – Jego twarz jest spokojna, ale zmieniona przez cierpienie. Widać ślady ostatniej walki. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to on.
Jedno okno w Pałacu Apostolskim jest otwarte. Ciemna przestrzeń. Trudno uwierzyć, że już go tam nie ma.
Atmosfera na Placu św. Piotra jak za tych dobrych ostatnich 26 lat. Młodzi siedzą w kręgach. Przed nimi śpiewniki, grają gitary, śpiewają. Grupa Włochów wokół flagi ze znakiem Światowych Dni Młodzieży w Kolonii. Napis: „My, strażnicy poranka, przyszliśmy, aby ciebie uczcić”.
Ktoś mnie zatrzymuje. Prosi o pobłogosławienie różańca. Rozmawiamy. To Anna z Irlandii. Wraz z mężem Barrym przylecieli dzisiaj rano. Pożegnać Papieża. Opowiadają o swoim spotkaniu z Papieżem, o zdjęciu, które mają w domu. Nie mogą zostać do pogrzebu. W środę wracają. – Wam, Polakom, musi być teraz bardzo ciężko – mówi.
Polacy modlą się wokół tej samej flagi, którą widziałem już w piątek. Odnajduję tych, którzy ją tutaj przynieśli. To trzej Polacy mieszkający na stałe w Rzymie: Remigiusz Tkaczyk, Artur Barysiewicz, Artur Skiba. Trzydziestolatkowie. Są na placu bez przerwy od piątku. Dosiadam się do nich. Rozmawiamy. Jakaś starsza pani podaje im keks.
– Ta pani nas tutaj żywi cały czas – mówią. Chłopaki cieszą się bardzo, że udało im się zjednoczyć Polaków mo-dlących się za Papieża. Wczoraj w nocy był z nimi młody ksiądz, który prowadził modlitwę. – To najlepsza rzecz, jaka mi w życiu wyszła – mówi były bokser Remigiusz.
Obok nich 20-letnia Iza pochodząca z Żor, mieszkająca z rodzicami w Niemczech. Przyjechała do Rzymu na Niedzielę Miłosierdzia. Od dawna to już planowałam. Zawsze chciałam zobaczyć Papieża, ale nigdy nie miałam tego szczęścia. – Zawsze jakoś żeśmy się rozmijali – opowiada – ale teraz to najpiękniejsze chwile mojego życia. To łaska być tutaj w takiej chwili. Przecież wielu chciałoby tu być, a nie mogli. Papież jest już u góry. Na pewno nas widzi. Będzie wypraszał nam łaski. Modlę się, żebyśmy kontynuowali to, czego nas nauczył. Na fladze jest już około 30 tys. podpisów.
Marzeniem Remigiusza i jego kolegów jest to, aby ta flaga była położona gdzieś blisko trumny Papieża. Potem chcą ją zabrać na Jasną Górę jako wotum. Robię sobie z nimi zdjęcie. – O, jest ksiądz z Polski – wołają ludzie. – Niech ksiądz poprowadzi Różaniec. Odmawiamy część chwalebną.
W kilku miejscach na placu, wokół latarni, pojawiły się świece, wota, małe karteczki z podziękowaniami, modlitwami: „Pozostaniesz na zawsze w naszym sercu”, „Modlimy się, aby Kościół kontynuował misję Jana Pawła II”.
Idziemy z Heniem na kolację. Ktoś zaczepia nas przy stoliku. – Padre! Umarł święty! – To odczucie jest powszechne. Na ulicach Rzymu pojawiały się plakaty ze zdjęciem Papieża: Grazie! Roma piange e salute il suo papa. Dzięki! Rzym płacze i pozdrawia swojego Papieża.
Na via del Conciliazione trwają przygotowania do pogrzebu. Namioty służby zdrowia, dodatkowe barierki, telebimy. Rzym spodziewa się około 4 milionów ludzi. Takiego pogrzebu swojego biskupa Rzym jeszcze nie widział. Bo takiego Papieża jeszcze nie było!
Poniedziałek
Czekamy na pierwsze posiedzenie kardynałów, którzy ustalą datę pogrzebu, otworzą testament. Dzisiaj od 17.00 ciało Papieża będzie wystawione w Bazylice św. Piotra. Idziemy zaraz po śniadaniu ustawić się do kolejki. Ostatnia audiencja. Chcemy powiedzieć mu: „Dziękujemy Ci, Ojcze!”. Także w imieniu tych, którzy nie mogą przyjechać do Rzymu. Płaczemy i jesteśmy wdzięczni! Zostaniemy już na zawsze jego pokoleniem.
O godz. 10.00 rano niespodziewany telefon od ks. Bronka Morawca. – Ubieraj się w sutannę, za 5 minut jedziemy razem z abp. Szczepanem Wesołym na Watykan. Nie wierzę własnemu szczęściu, jeśli to słowo jest w tym miejscu właściwe. Wchodzimy do Sali Klementyńskiej.
Byłem tutaj na audiencji dokładnie w ubiegłym roku, 17 maja, w przededniu ostatnich urodzin Papieża. Po raz pierwszy i ostatni uścisnąłem mu dłoń. Był strasznie zmęczony. Co chwila błyskały flesze. Odebrałem potem zdjęcie z Papieżem, ale nie cieszyłem się nim wtedy. Za wysoka cena, cena jego zdrowia. On ciągle chciał być dla nas. Wbrew wszystkim głosom, które nakazywały mu oszczędzanie siebie. Myślałem wtedy, że myśmy go jednak wykończyli tą naszą zachłanną miłością. Ja też, dopychając się do jego dłoni, by choć przez chwilę był tylko dla mnie.
Teraz w tej bogato zdobionej sali klękam przed ciałem Papieża ubranego w czerwone szaty. Ciało męczennika. Twarz zmieniona bólem. Dał siebie cały – Totus! Bogu, Maryi , Kościołowi, Polsce, każdemu z nas. Niestrudzony do końca.
To trwało tylko chwilę, może dwie sekundy – jak wtedy w maju. Ostatnie spojrzenie. Wiem, że zostałem wyróżniony tą chwilą. Dziękuję za to Bogu. Myślę o wszystkich, którzy tutaj nie dotrą. Ile milionów ludzi chciałoby tutaj być przez tę chwilę.
Wielu jest w drodze do Wiecznego Miasta. Ludzie czekają już od wczoraj w nocy przed Bazyliką św. Piotra. Gigantyczna kolejka wciąż rośnie. Mówi się nawet o 4 milionach, które przybędą na pogrzeb. Przygotowania na przyjęcie takiej liczby pielgrzymów trwają. Widać wielu młodych ze śpiworami, karimatami. Mają być zorganizowane noclegi na Tor Vergata i w sali kongresowej EUR.
Rzecznik Watykanu ogłosił, że pogrzeb odbędzie się w piątek o godz. 10.00. Ciało spocznie w krypcie Bazyliki św. Piotra.
ks. Tomasz Jaklewicz