Zuzanna Ziemska: Dajcie korpo spokój
Reportaż Mateusza Ratajczaka był niewątpliwie znakomity. To co działo się wokół niego, już nie zawsze.
01.11.2017 08:46
Przypomnijmy – Ratajczak opisuje realia warszawskiej firmy finansowej. Smutne realia, w których chciwość w wyjątkowo obrzydliwy sposób miesza się z brakiem kultury, czy moralności. Sam tekst polecam i w najmniejszym stopniu nie dziwię się, że wywołał on lawinę komentarzy. Podobnie jak kolejny wstrząsający reportaż Ratajczaka, opisujący siermiężną, polską odpowiedź na "Wilka z Wall Street".
Korpo do bicia
W żadnym ze swoich tekstów reporter Money.pl nie wspomina o korporacjach. Oczywiście, mówi o eleganckich biurowcach w centrum stolicy i na Mokotowie. Ale cóż z tego? Jeśli urodzisz się w stajni, nie musisz być koniem. Biuro na słynnym Mordorze nie czyni z firmy korporacji. A mimo to, prawdopodobnie wbrew nawet samemu autorowi, rykoszetem oberwało się tym wielkim złym "korpo". Chłopcom do nieustannego bicia.
I choć u Ratajczaka czytamy "Zbiegła się cała firma. Może pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób.", to nikomu nie przeszkadza. Był biurowiec, Warszawa i garnitury, znaczy się artykuł jest o korporacjach – więc huzia na Józia.
Komentatorzy w natarciu
"Korporacja to niewolnictwo. – pisze niejaki Pit w swoim komentarzu - Praca w korporacji wyniszcza i zabija człowieka. Aż trudno uwierzyć, że nadal są ludzie, którzy dla pieniędzy pozwalają z siebie zrobić niewolników." "Korpociule i korposzmaty" – ujmuje temat rzeczowo niejaki Bobak, natomiast Aron dzieli się doświadczeniem życiowym "Ludzka głupota i chciwość w korporacjach aby się wykazać i pokazać masakra. Ludzie bez zasad życiowych ukierunkowani w jednym kierunku swojej dziedziny to jest kalectwo życiowe. Piszę bo znam takich ludzi" (pisownia oryginalna).
Jedynie niejaki Gość przypomniał sedno problemu: "Nie nazywajmy korporacją pseudo firemki z o.o. z min. kapitałem, zajmującej się wyłudzeniami". No właśnie.
Winni ci, co zawsze
Choć autor pisał o jednych, błoto komentarzy wylało się na innych. Czyli na tych co zawsze. Niewolnicy, degeneraci bez wartości i sumienia, zdegenerowani pieniądzem, z wypranymi umysłami, pozbawieni uczuć – pracownicy korporacji słyszeli już o sobie całą gamę negatywów. Oczywiście bywa, że sami o sobie – autoironicznie - mówią korposzczury, czy Orkowie. Jednak jest w tym dystans i autoironia, a nie stare dobre chamstwo, które każe internaucie Bobakowi wyzywać ich od szmat.
Na wiodących fanpejdżach pokazujących kulisy korporacyjnego życia (z przymrużeniem oka), próżno szukać opowieści rodem z finansowych "kotłowni", opisanych przez Ratajczaka. Nie ma golenia głowy, nie ma obnażania się. Są działy HR, które ukróciłyby takie nieprawidłowości, jeśli nie zlikwidowały ich w zarodku. Jest też rzecz jasna, to co typowe dla dużych firm: przerost formy nad treścią, specyficzne słownictwo i podskórnie wyczuwalne poczucie wyższości. Nie ma jednak totalnego schamienia i degeneracji.
Głos korporacji
Gazeta "Mordor Voice" (nakład 70 tys. egzemplarzy), fanpage "Mordor na Domaniewskiej" (145 tys. polubień), "Korposzczur płakał, jak czelendżował" (134 tys. polubień) mówią jednym głosem. O nadgodzinach, kejpiajach, targetach, czelendżowaniu i asapach. Jest narzekanie na długie godziny pracy, są też stres i odpowiedzialność, opowieści o ciężkich dojazdach do biura, problemach z parkowaniem i fatalnej jakości korporacyjnej kawy. Albo słabej ofercie lokalnego "pana kanapki". Psycholog i socjolog mają tu ciekawy materiał do badań, pracownicy korporacji codzienny wentyl bezpieczeństwa pozwalający odreagować stres, a cała reszta odrobinę biurowego humoru, który może bawić już choćby językowo. Łowca sensacji jednak nie znajdzie tu nic ciekawego. No chyba że sensacją jest kradzież cudzych obiadów z korporacyjnej lodówki – notoryczna i faktycznie żenująca.
Źródła wiedzy
W powszechnej świadomości kradzieże to jednak zapewne tylko przystawka do dań głównych tej zdegenerowanej społeczności. Nic więc dziwnego, że kochamy historie ludzi, którzy "porzucili korporację i teraz nareszcie…". Nareszcie podróżują dookoła świata, nareszcie szyją eko-torby z trzciny, nareszcie zamieszkali w dżungli i tak dalej. Nieco rzadziej można dotrzeć do tekstów o tych, którzy po roku czy dwóch powracali do firmy, spragnieni jej stabilności (nawet jeśli jest ona tylko złudzeniem).
Można wiedzę o korporacji czerpać z filmów typu "American Psycho" albo jeszcze gorzej: polskiej komedii "Wyjazd Integracyjny", czy z pogardliwych komentarzy w internecie. Podobnie jak pełną wiedzę o medycynie można czerpać z "Botoksu" Vegi. Można, tylko po co?
Można próbować doszukiwać się jakichś straszliwych mechanizmów dręczenia pracownika w korporacjach? Można. Ale lepiej podjąć dyskusję o rynku pracy w ogóle.
Można wrzucać wszystkich do jednego worka? Można. Ale lepiej szukając pracy po prostu prześwietlić pracodawcę. Niezależnie od wielkości firmy. Internet coraz bardziej na to pozwala. Uprzedzenia – niekoniecznie.
Zuzanna Ziemska dla WP Opinie