"ZSRR równoprawnym partnerem hitlerowskich Niemiec"
Stalinowski ZSRR był nie tyle wspólnikiem hitlerowskich Niemiec w inicjowaniu II wojny światowej, ile ich równoprawnym partnerem - oświadczył znany rosyjski obrońca praw człowieka i dysydent Siergiej Kowalow.
17.09.2009 | aktual.: 17.09.2009 19:33
Kowalow powiedział to podczas okrągłego stołu "70. rocznica wybuchu II wojny światowej - historia i jej interpretacje", zorganizowanego w Moskwie przez Kongres Polaków w Rosji.
- ZSRR był jednym z inicjatorów II wojny światowej. A inicjatorów było tylko dwóch. Żadna Polska, Anglia czy Francja do grona inicjatorów tej wojny nie należała - podkreślił obrońca praw człowieka, nawiązując do trwającej w Rosji kampanii propagandowej, w ramach której te trzy kraje obarczane są współodpowiedzialnością za doprowadzenie do II wojny światowej.
Kowalow wyraził przekonanie, że wybierając między sojuszem z Anglią i Francją a przymierzem z Adolfem Hitlerem, Józef Stalin kierował się podłym pragmatyzmem - oceniał, od kogo dostanie więcej.
- Jeśli porozumiałby się z Anglią i Francją, że oddadzą mu Europę Wschodnią za neutralność lub udział w konfrontacji z nazizmem, to poszedłby na sojusz z nimi. W wypadku Niemiec zdołał porozumieć się szybko i sprawnie - podpisano tajny protokół - powiedział.
- Stalin był pragmatykiem. Nie miał - jak Lew Trocki - złudzeń, że możliwa jest rewolucja światowa. Rozumiał, że życie jest o wiele bardziej skomplikowane. Wiedział, że na samych ideach daleko się nie zajedzie; że zwycięstwo trzeba wykuć. Myślał o panowaniu nad światem. Jednak myślał jak pragmatyk. Podły pragmatyk! - dodał Kowalow.
Kowalow oświadczył również, że w latach II wojny światowej Armia Radziecka nikogo nie wyzwoliła. - Proszę mi wymienić choćby jeden kraj, który ona wyzwoliła. Kogo podbiła, można wskazać. Pół Europy. Dziesiątki milionów ludzi. A kogo wyzwoliła, nie wie nikt - zauważył.
Były dysydent wskazał, że "jeden uzurpator zastąpił drugiego". - Oto całe "wyzwolenie". Pierwszy uzurpator, którego przepędzono, panował w krajach Europy Wschodniej niedługo. W odróżnieniu od drugiego - dodał.
Kowalow podkreślił, że ZSRR poniósł w tej wojnie wielkie ofiary. - Wątpliwe, by ktokolwiek kiedykolwiek kwestionował ofiarę, jaką złożył nasz naród. Także zwycięstwa Armii Radzieckiej w tej wojnie są bezdyskusyjne - powiedział.
- Chcę jednak zwrócić uwagę na cenę tych zwycięstw. Radziecka doktryna wojenna była bardzo prosta - zawalić przeciwnika swoimi trupami i utopić go w swojej krwi. Ot i cała doktryna. ZSRR nie był w stanie wnieść czegokolwiek do sztuki wojennej - zaznaczył.
Rosyjski obrońca praw człowieka oznajmił też, że "prawda historii polega także na tym, iż armia, która na początku wojny odpierała atak agresora, gdy tylko przekroczyła radziecką granicę natychmiast przekształciła się w hordę najeźdźców". - Nawet nie tylko w hordę najeźdźców, ale wręcz hordę grabieżców i gwałcicieli - powiedział. - Mam świadomość ostrości tych słów, ale nic na to nie poradzę - taka jest historia - dodał.
Kowalow podkreślił, że winę za tamte zbrodnie ponosi nie tylko Stalin. - Z punktu widzenia prawa naród nie może ponosić winy. Wina może leżeć tylko na barkach konkretnej osoby, która musi mieć prawo do bezstronnego sądu i wszelkiej obrony. Jednak ja mam na myśli inną winę - historyczną, moralną, polityczną. A ta leży na barkach nas wszystkich - wskazał.
- To my popieraliśmy reżim, który dokonał wszystkich tych zbrodni. To my uczyniliśmy z niego gospodarza kraju. Owszem, nie byliśmy wolni, żyliśmy w strachu, oszukiwano nas. Wszelako nikt nas nie zmuszał, byśmy wierzyli w te brutalne, podłe i chamskie kłamstwa - podkreślił legendarny dysydent.
Wystąpienie Kowalowa wywołało oburzenie wśród części publiczności, która przysłuchiwała się dyskusji. Rozległy się okrzyki "Kłamstwo!" i "Hańba!". Ktoś nawet nazwał nestora rosyjskich obrońców praw człowieka "kundlem szarpiącym za nogawki poległych bohaterów".