Zrobieni w referendum
Jeszcze nie wysechł szampan w kieliszku Aleksandra Kwaśniewskiego i nie przebrzmiał toast ku czci integracji, jeszcze nie rozluźniły się pięści Leszka Millera wzniesione w geście epokowego zwycięstwa, a już między Pałacem Prezydenckim i Kancelarią Premiera rozpoczęły się polityczne gry. Prezydent i premier przekazywali sobie wzajemnie sygnały, iż każdy z nich ma odmienną wizję wybrnięcia z politycznego paraliżu.
11.06.2003 | aktual.: 13.06.2003 12:15
Prezydent sondował partie polityczne na okoliczność bądź utworzenia nowej większości parlamentarnej (z obecnym premierem lub – chętniej - bez), bądź przedterminowych wyborów.
Premier - zanim jeszcze zdążył wypić w poniedziałek poranną kawę - przekazał sygnał, że prezydenckie konsultacje są mu niepotrzebne, bo oto wystąpi z wnioskiem o votum zaufania i „albo wóz, albo przewóz”. Na posiedzeniu Rady Krajowej SLD pojawił się ponownie jako silny mężczyzna, który nie kończy. Powiedział, że jego partia, choć zarażona korupcją (ponoć uleczalną) powinna pozostać suwerenna. Nie może dopuszczać do narzucania sobie rozwiązań przez ciała obce, nawet wówczas, gdy stanowią one ok. 80 proc społeczeństwa. Zapewne z wdzięczności dla Papieża za poparcie europejskich aspiracji Miller zapowiedział też złagodzenie ustawy antyaborcyjnej.
Poniedziałkowym wieczorem Prezydent i Premier spotkali się, po czym - co ciekawe - premier wystąpił w roli rzecznika prasowego prezydenta. Przekazał nam to, co prezydent mu powiedział. A powiedział – zdaniem Millera - ni mniej ni więcej, że votum zaufania to dobry pomysł, a obietnica wcześniejszych wyborów, złożona wspólnie niedawno przez obu Panów, była po prostu mydleniem oczu gawiedzi między Odrą a Bugiem, po to, aby gawiedź orzekła, że jej miejsce jest między Bugiem a Gibraltarem.
Kowalskiemu, reguły gry między Krakowskim Przedmieściem a Alejami Ujazdowskimi wydają się dziwne. Jedyną - smutną niestety - refleksją może być stwierdzenie, że w tej rozgrywce chodzi bardziej o przetrwanie i fotele, niż o los kraju. Posłom z ich sejmowymi apanażami niezbyt odpowiada podjęcie ryzyka szybszej wyborczej oceny ich poczynań przez gawiedź. Zwłaszcza, że gawiedź zrobiła już swoje.
Niewykluczone, że Leszek Miller wygra.