Żona Zientarskiego: teściowie uprowadzili mi męża
Wszystkie wysiłki włożone w postawienie Macieja Zientarskiego na nogi mogą pójść na marne. Jak dowiedział się "Fakt", dziennikarz, który roztrzaskał się w ferrari, nie chodzi na żadną rehabilitację. Beata Zientarska, żona Macieja twierdzi, że odpowiedzialność za to spada na Włodzimierza Zientarskiego i jego żonę.
29.01.2009 | aktual.: 29.01.2009 09:25
– To dlatego, że teściowie dosłownie uprowadzili mi męża i go ukrywają. Nie wożą go na żadne zajęcia. Nie otwierają mi drzwi i nie pozwalają rozmawiać z Maćkiem. Zabrali mu komórkę. Dzwoniłam już nawet na policję i niebieską linię, ale nic nie mogę wskórać. Oni go ubezwłasnowolnili – mówi nam rozżalona kobieta.
Maciej Zientarski razem z Jarosławem Zabiegą roztrzaskali się ferrari o betonowy słup na warszawskim Ursynowie. Jarosław nie przeżył tego potwornego zderzenia. Maciej trafił do szpitala w stanie krytycznym. Kiedy już nikt nie wierzył, że wyjdzie z wypadku cało, dziennikarz z dnia na dzień odzyskiwał siły.
– Gdy się obudził ze śpiączki, nie wiedział, kto jest prezydentem, który jest rok i kim był przed wypadkiem. Pytał mnie, jaki jest i gdzie się uczy. Musiałam mu wytłumaczyć, że jest dorosłym facetem i edukację skończył 20 lat temu. Młodszego syna w ogóle nie pamiętał – opowiada pani Beata.
Maciej jest w lepszej kondycji, ale nadal jest jeszcze jak dziecko. Nie pamięta, co się mu mówiło 20 minut temu.
Po wypadku mieli wyprowadzić się z mężem z domu, który przylega do domu rodziców Maćka. – Wtedy wpadł teść, Włodzimierz Zientarski, zabrał rzeczy Maćka i zaprowadził go do jego matki. Od tego czasu nie mogę dostać się do męża. Dzieci nie widziały go dwa miesiące, w Wigilię dzwoniliśmy do niego z życzeniami, nawet nie odebrał.