Żołnierze "zapili", a nie walczyli
"Nowaja Gazieta" ujawniła, że dziewięciu rosyjskich żołnierzy, poległych 21 lutego na przedmieściach Groznego, poniosło śmierć wskutek wypadku, do którego prawdopodobnie doszło po libacji alkoholowej, a nie w potyczce z czeczeńskimi partyzantami, jak przedstawili to rosyjscy dowódcy w Czeczenii.
03.03.2005 | aktual.: 03.03.2005 14:22
Według oficjalnej wersji, ogłoszonej nazajutrz po tragedii przez szefa służby prasowej Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego, pułkownika Igora Konaszenkowa, żołnierze z oddziału szturmowego 42. dywizji zmechanizowanej zginęli w zasadzce w częściowo zburzonym sowchozie w Prigorodnoje, koło Groznego, gdzie zamierzali przenocować.
W wyniku pościgu - jak informował wówczas przedstawiciel sztabu federalnego na Północnym Kaukazie, generał-major Ilja Szabałkin - siły rosyjskie schwytały trzech napastników, a dwóch zabiły. Szabałkin utrzymywał, że jeden z zabitych był arabskim najemnikiem.
Tymczasem dziennikarz "Nowej Gaziety" Wiaczesław Izmaiłow przeprowadził własne dochodzenie w sprawie tej tragedii i ustalił, że spowodował ją jeden z żołnierzy, który może przypadkowo, a może świadomie, w czasie kłótni wystrzelił z granatnika w pomieszczeniu. Według Izmaiłowa, niektórzy z żołnierzy byli w stanie upojenia alkoholowego.
Dziennikarz dowiedział się też, że do zdarzenia doszło po południu, a nie wieczorem, jak utrzymywali wojskowi.
Izmaiłow zwrócił również uwagę, że nie było potrzeby, aby oddział nocował na mrozie, w ruinach - do tragedii doszło w odległości 4 km od Chankali, gdzie znajduje się główna kwatera wojsk rosyjskich w Czeczenii.
"O wszelkich tego rodzaju nadzwyczajnych zdarzeniach, zgodnie z rozkazem, należy natychmiast meldować ministrowi obrony. Oznacza to, że dowódcy dywizji i całej grupy wojsk w Czeczenii znali wszystkie okoliczności tragedii już 21 lutego. Wygląda jednak na to, że zameldowali ministrowi to samo, co mediom" - pisze Izmaiłow.
Najbardziej wstrząsający w tej historii jest, zdaniem dziennikarza "Nowej Gaziety", cynizm dowódcy 42. dywizji, generała- majora Siergieja Surowikina, który znając całą prawdę, w rozmowach z reporterami zapowiadał odwet i groził, że za każdego zabitego żołnierza rosyjskiego zginie trzech czeczeńskich bojowników.
Instytucja służby kontraktowej (w Czeczenii służą tylko żołnierze kontraktowi) nie zdaje egzaminu. Do wojska przyjmowani są wszyscy chętni, bez należytej selekcji: nawet osoby po wyrokach, sięgające po narkotyki lub nadużywające alkoholu. Przed skierowaniem na wojnę żołnierze kontraktowi nie przechodzą odpowiedniego szkolenia. Tragedia w Prigorodnoje jest logiczną konsekwencją takiej sytuacji - ocenia Izmaiłow.
Ministerstwo Obrony Rosji nie skomentowało dotąd tej publikacji.
Jerzy Malczyk