Zoll: na premierze ciążył obowiązek poinformowania prokuratury
Monika Olejnik rozmawia z Andrzejem Zollem - rzecznikiem praw obywatelskich
Panie profesorze, czy rząd bawi się z obywatelami w sprawie składki zdrowotnej? Właśnie, bawi się z obywatelami, z procesem legislacyjnym. Z bardzo dużym niepokojem obserwuję to, że po dwóch miesiącach od uchwalenia ustawy, określenia stawki jako ośmioprocentowej, jest burza nad tym, czy ma być 7,75% czy 8%. Burza jest wywołana również przez rząd. W każdym razie koalicja rządowa w parlamencie w pełni głosowała za obowiązującą dzisiaj ustawą ośmioprocentową. Tak, głosowało dziewięciu ministrów rządu, a potem premier Leszek Miller zobowiązał ministra Łapińskiego do tego, żeby przekonał Senat do obniżenia stawki. I to jest taki typowy przykład działania okazyjnego, jeśli chodzi o politykę legislacyjną. Brakuje perspektywicznej, stabilnej polityki legislacyjnej. Obserwuję zdecydowanie pogorszenie się tworzenia prawa. I jeżeli popatrzymy na to w ten sposób, że w zeszłym roku „Dziennik Ustaw” liczył ponad piętnaście tysięcy stron, a zdaje się, że jeszcze nie mamy niektórych dzienników ustaw, zawierających
zeszłoroczne akty normatywne, to jest to przerażające. To jest rekord, który świadczy o tym, że mamy wielką inflację produkcji norm prawnych. Ale z czego to może wynikać - z tego, że w parlamencie zasiada za mało prawników, czy z tego, że ważniejsza jest polityka niż prawo? Zdecydowanie ważniejsza jest polityka niż prawo. Parlamentarzyści nie odczuwają tego w ten sposób, że prawo ma wyznaczać granice polityce, że prawo ogranicza politykę. A tu zaczyna być odwrotnie: prawo ma służyć polityce. Jest to niebezpieczny kierunek, a myślę, że również technika legislacyjna tutaj bardzo szwankuje. Jeżeli weźmie się dzisiaj jakąś ustawę, to często naprawdę doświadczony prawnik czytając jej zapisy nie ma zielonego pojęcia, o czym jest mowa. Mamy kontrowersyjną ustawę, ustawę o biopaliwach. Są jej zwolennicy i przeciwnicy, czy ta ustawa nie ogranicza naszego prawa wyboru? Ogranicza nasze prawo wyboru. Nie jestem znawcą paliw i nie wiem, która benzyna jest lepsza - czy z bioetanolem, czy bez, natomiast chciałby mieć prawo
wyboru. To znaczy, chciałby pan profesor mieć prawo wyboru. Ale jeżeli okaże się, że prezydent nie zawetuje tej ustawy, czy pan rzecznik praw obywatelskich może tę ustawę skierować do Trybunału? Mogę. Wydaje mi się, że Trybunał Konstytucyjny też nie jest od tego, żeby stwierdzać, jaki powinien być skład paliwa, natomiast Trybunał Konstytucyjny może się wypowiedzieć na ten temat czy nasze prawa konsumenckie, nie zostają naruszone tak sformułowaną ustawą. Czy w razie czego skieruje pan tę ustawę do Trybunału? Teraz jest etap, w którym decyzje podejmuje prezydent. Wydaje mi się, że byłoby znacznie lepiej, gdyby przed wejściem tej ustawy w życie mógł właśnie w tym aspekcie wypowiedzieć się Trybunał Konstytucyjny. Proszę zwrócić uwagę, że gdybym występował już po wejściu w życie ustawy, to na stacjach benzynowych będą już przerabiane urządzenia do podawania benzyny. Tak więc, jeśli Trybunał by uznał ustawę za niekonstytucyjną, to byśmy musieli wszystko zmieniać, a koszty są straszliwe... Czyli co lepiej zrobić?
Jeżeli bym mógł radzić, to dobrze by było, gdyby prezydent zadał pytanie Trybunałowi czy ustawa jest konstytucyjna. Żeby prezydent nie wetował, nie podpisywał, tylko żeby po prostu przekazał... Skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o zbadanie konstytucyjności. Platforma Obywatelska proponuje, żeby zmienić Konstytucję, żeby obniżyć próg referendalny, żeby nie było wymogu pięćdziesięciu procent. Czy jest to według pana profesora dobry pomysł? Nie ma czasu na to. Moim zdaniem w ogóle ruszanie Konstytucji dzisiaj, jest bardzo ryzykowne. Otwieranie zmian konstytucji. Konstytucja jest jeszcze jedynym stabilnym dokumentem, fundamentem prawnym, który obowiązuje w Polsce. Wobec tego ja bym nie grzebał przy konstytucji. Poza tym mówię: już nie ma czasu na to. Trzeba natomiast wszystko zrobić, żeby pięćdziesiąt procent osób wzięło udział w referendum. Ta sytuacja polityczna nie sprzyja temu i trzeba to ustabilizować, uspokoić. Te wszystkie afery, które są, na pewno działają w tym kierunku, że ludzie
mają dość polityki, mają dość w ogóle zabierania głosu w tych sprawach. A muszę powiedzieć, że to jest przecież zupełnie decydująca sprawa dla Polski nie tylko na dziś, ale na wiele lat. To jest decydująca sprawa dla naszych wnuków i prawnuków. A czy według pana referendum powinno być dwudniowe, czy też tego nie powinniśmy zmieniać? Mimo, że mam pewne doświadczenia w tym zakresie, bo przecież byłem przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej, myślę, że nie byłoby wielkich kłopotów organizacyjnych. I bym się specjalnie nie bał tego, że byśmy mieli tutaj jakąś manipulację. Myślę natomiast, że osoby, które chcą głosować i które rozumieją, że jest potrzeba głosowania, to w ciągu jednego dnia mogą to uczynić - tym bardziej, jeżeli się przedłuży termin do 22; wtedy można wrócić z weekendu i pójść spełnić ten naprawdę obywatelski obowiązek. Ale ja bym zwrócił uwagę na co innego - i w dobrym kierunku te zmiany idą - żeby na przykład osoby niepełnosprawne czy osoby starsze mogły głosować przez pełnomocników. Zresztą
uważam, że powinno to być również wprowadzone do wyborów parlamentarnych czy samorządowych. A głosowanie przez Internet, głosowanie przy pomocy poczty? Tutaj trzeba mieć pełną świadomość, czy jesteśmy w stanie zabezpieczyć wszelkie możliwości nadużyć. Jeżeli udałoby się to zrobić, pójść w tym kierunku - w innych państwach już tak się dzieje - jednak to jest przyszłość. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie zrobić to do czerwca teraz w Polsce. A jak pan profesor prawa patrzy na aferę Rywingate? Jak mogę patrzeć? Jest to coś obrzydliwego i mamy do czynienia oczywiście z przestępstwem i powinno to jak najszybciej być wyjaśnione. Myślę, że prokuratura może trochę za późno się za tę sprawę zabrała, bo przecież jest to przestępstwo ścigane z urzędu, a przecież informacje o tym były nie w grudniu, tylko znacznie wcześniej. Czyli prokurator generalny, kiedy usłyszał o tej sprawie we wrześniu, powinien się natychmiast tą sprawą zająć? Tak mi się wydaje. A czy wierzy pan w wyjaśnienie śledztwa przez komisję śledczą? Muszę
wierzyć, że to jest możliwe. Ale czy tak będzie, oczywiście na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Ale dobrze, że taka komisja została powołana. A czy według pana „Gazeta” popełniła błąd, że tak późno napisała o tej aferze? „Gazeta” nie była zobowiązana, „Gazeta” nie jest organem państwa i w związku z tym na gazecie, na panu Michniku ciążył społeczny obowiązek poinformowania prokuratury o fakcie popełnionego przestępstwa. Ale powtarzam, to jest społeczny obowiązek, a nie prawny. A na premierze ciążył obowiązek, żeby poinformować prokuraturę? Niewątpliwie premier jest osobą sprawującą funkcję publiczną i to najwyższej randze i na nim ciążył obowiązek poinformowania prokuratury. Wedle wczorajszych badań „Rzeczpospolitej” 83 procent osób badanych uważa, że właśnie taki obowiązek premier powinien spełnić. Ten obowiązek po prostu wynika wprost z ustawy. A czy według pana profesora, profesora prawa, członek sejmowej komisji śledczej, poseł Ziobro, który złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie
popełnienia przestępstwa przez premiera, powinien być w składzie tej komisji? Tu jest pewien problem. Dzisiaj usłyszałem o tym, że obrońcy pana Rywina wnoszą o przesłuchanie pana Ziobry i to jest przeszkoda w tym, żeby mógł być członkiem komisji, jeżeli będzie zeznawał jako świadek. Jeżeli złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, niewątpliwie w sprawie bezpośrednio związanej z całą aferą, to też tutaj jest zasadnicza dla mnie wątpliwość, czy powinien być członkiem komisji. A czego życzy rzecznik praw obywatelskich parlamentowi, który ma w tej chwili siedemnaście procent poparcia, zaufania? Życzę, żeby działał według zasady, że prawo stoi znacznie wyżej od polityki i prawo ma ograniczać polityką, a nie odwrotnie.