Zmora psich gangów
Watahy dzikich psów napadają na ludzi, zagryzają zwierzęta w miastach i na wsiach - alarmuje "Metro".
29.09.2006 | aktual.: 29.09.2006 07:21
W Ełku psie gangi zaczęły terroryzować mieszkańców kilka tygodniu temu. W okolicy jest kilkanaście takich psów. Niektórzy je karmią, więc zwierzęta uważają, że to ich rejon. Gdy tylko wyczują, że ktoś się boi, stają się agresywne - przyznaje Stanisław Fadrowski, kierownik rejonu os. Konieczki Spółdzielni Mieszkaniowej "Świt".
Psie stada są tak groźne, że sprawa stała się przedmiotem debat władz miasta. To problem także w całej gminie. Znieczulica jest już tak duża, że wyrzucają nawet starsze psy, wiele z nich przychodzi do nas ze wsi. Tymczasem do schroniska nie można ich przewozić, bo miejsc jest 35, a zwierząt już ponad sto - mówi Andrzej Semeńczuk z urzędu miejskiego.
Problem z dzikimi psami to nie tylko zagrożenie dla mieszkańców. To też ogromne wydatki. Władze Ełku musiały wygospodarować aż 75 tys. zł na wielką akcję wyłowienia psów i przewiezienia ich do schronisk w sąsiednich miastach. Szeroki plan walki z psimi gangami powstał też w Lubuskiem, gdzie w Witnicy grupa agresywnych czworonogów zagryzła sześć jałówek! Zwierzęta umierały w potwornych męczarniach.
Na razie udało się znaleźć dwa psy z tego stada, trafiły do schroniska. Rozwiesiliśmy plakaty i czekamy na sygnały od mieszkańców, sprawę wyjaśnia też policja - mówi Leszek Gramsa, zastępca wójta w gminie Słońsk, która walczy z psimi stadami. Niebezpieczne psie grupy nie omijają też największych miast. Tam śmietniki są pełne jedzenia.
Od kwietnia do czerwca patrol, który zajmuje się wyłapywaniem psów, znalazł ich 600, a w czasie od lipca do września - już 700. Co jakiś czas przeprowadzamy też akcje przeciwko grupie psów biegającej po którymś z osiedli - przyznaje Marek Kulasza z biura prasowego stołecznej straży miejskiej.
Specjaliści alarmują, że winni są ludzie, którzy bez umiaru rozmnażają psy w hodowlach i poza nimi. Polska zajmuje pod względem ilości psów drugie miejsce w Europie! Dorota Szulc- Wojtasik, redaktor naczelna czasopisma "Cztery Łapy", uważa, że psy stały się tanie i łatwo dostępne, a przez to straciły dla nas na wartości.
Darzymy je mniejszym szacunkiem, źle traktujemy, więc w akcie desperacji stają się agresywne. W USA ze 150 osób starających się o adopcję wybiera się najlepszą, najbardziej odpowiedzialną. U nas jest odwrotnie. Jeśli ktoś chce wziąć psa ze schroniska, ma do wyboru tysiąc zwierząt - mówi Szulc-Wojtasik.
Szefowa "Czterech Łap" uważa, że psy, zbierając się w groźne grupy z psim przywódcą, wracają do swoich pierwotnych zachowań, kiedy stado było im bliższe niż człowiek. Zatracają w ten sposób właściwą relację z ludźmi. Możemy temu zaradzić, hamując rozmnażanie się psów niehodowlanych, po prostu je kastrując - apeluje. (PAP)
Więcej: Metro - Zmora psich gangów