PolskaZmarł na mrozie pod szpitalem

Zmarł na mrozie pod szpitalem

Leszek Lisiecki (60 l.) z Małomic (woj. lubuskie) załamał się po śmierci ukochanej żony Ireny. Chodził osowiały, mało mówił. Podczas jednego ze spacerów upadł i uderzył głową o krawężnik. W stanie silnego szoku trafił do szpitala w pobliskiej Szprotawie. Żywy do domu już nie wrócił. Jego ciało znaleziono zaledwie 3 metry od szpitalnego ogrodzenia. Wcześniej przez nikogo nie zatrzymywany wyszedł w piżamie i kapciach z placówki.

01.02.2011 | aktual.: 01.02.2011 09:46

- Jak to możliwe, że personel szpitala nie zobaczył jak tata wychodzi na mróz ? Powinni pilnować człowieka w takim stanie - oburzają się bliscy zmarłego. - Był obywatelem wolnego kraju. Za murem szpitalnym już nie był naszym pacjentem – tyle do powiedzenia o tej dramatycznej sprawie ma szefowa placówki, Małgorzata Barańska.

Dramat pana Leszka zaczął się w marcu ubiegłego roku. To wtedy umarła jego ukochana małżonka. Pan Leszek nie mógł znaleźć sobie miejsca w domu. Chadzał na samotne spacery. W połowie stycznia tego roku poślizgnął się i uderzył głową o krawężnik. Trafił do szpitala w Szprotawie.

- Teść miał badanie krwi. A żadnego prześwietlenia, chociaż był w tragicznym stanie, bo nie rozpoznawał mnie, ani nawet swoich ukochanych wnucząt - mówi o tragicznym stanie teścia Marta Lisiecka (30 l.).

Ale najgorsze stało się w nocy, trzy dni po przyjęciu pana Leszka do szpitala.

- O szóstej rano zmroził mnie telefon, że teść uciekł ze szpitala. O Boże drogi, w kapciach i piżamie na ten mróz. Jak do tego dopuścili lekarze? - opowiada pani Marta. Przez cały tydzień zaginionego szukali policjanci i strażacy. Do akcji wkroczyli też żołnierze, bo syn pana Leszka jest wojskowym, obecnie na misji w Afganistanie.

- Zwłoki zostały znalezione tuż przy szpitalu, w miejscu, gdzie dostęp jest bardzo utrudniony - wyznaje rzeczniczka policji w Żaganiu, Sylwia Woroniec. - Teren jest tam grząski, dużo krzaków - dodaje. Pan Leszek leżał w rowie z wodą, twarzą do ziemi. Rodzina jest w głębokim smutku i jeszcze większym szoku. - Człowiek w dobrej wierze oddaje do leczenia. A szpital umywa ręce - komentuje szwagier zmarłego Waldemar Brzozowiec (59 l.).

Rodzina chce oddać sprawę do sądu. - To jest zaniedbanie szpitala. A nawet nam głupiego „przepraszam” nie powiedzieli - przekonuje synowa.

- Dopełniliśmy wszelkich procedur, powiadomiliśmy policję, szukaliśmy w szpitalu - odpowiada szefowa placówki.

Sylwia Woroniec, rzecznik policji w Żaganiu:
„Ciało było 3 metry od szpitalnego płotu”. Nie można było długo znaleźć zwłok, bo znajdowały się w trudno dostępnym miejscu. Same krzaki, błoto, a pies tropiący nie podjął śladu.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Tygodniowa gehenna kota Marcela!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (171)