Zmarł kontrowersyjny rabin Owadia Josef, duchowy przywódca sefardyjskich Żydów
Rabin Owadia Josef, były sefardyjski naczelny rabin Izraela zmarł w Jerozolimie w wieku 93 lat po wielu tygodniach choroby. Był uwielbiany przez setki tysięcy ludzi, ale jego ostry język sprawił, że był też postrzegany jako postać kontrowersyjna.
- Rabin Owadia był halachicznym i biblijnym gigantem, i mentorem dla dziesiątek tysięcy ludzi. Był przepełniony miłością dla Tory i dla ludzi. Bardzo doceniałem jego serdeczną osobowość i bezpośrednie kontakty. Podczas naszych wspólnych spotkań zawsze wiele się od niego uczyłem. Żydzi stracili jednego z najmądrzejszych ludzi tego pokolenia - powiedział premier Izraela Benjamin Netanjahu, przekazując kondolencje rodzinie i uczniom zmarłego.
Josef urodził się w 1920 roku w Bagdadzie jako Abdullah Jusef. Gdy miał cztery lata, jego rodzina przeniosła się do Jerozolimy. Jego ojciec, sklepikarz, ledwo wiązał koniec z końcem. Mimo to pozwolił synowi oddać się studiom talmudycznym w jesziwie. W wieku 20 lat Josef został rabinem.
Pod koniec lat 40. wyjechał z mandatowej Palestyny do Kairu, by służyć tamtejszej wspólnocie Żydów jako nauczyciel i szef rabinicznego sądu. Gdy wrócił trzy lata później, na miejscu Palestyny powstał już Izrael.
W 1973 roku został naczelnym sefardyjskim rabinem Izraela. Stanowisko piastował przez 10 lat, w tym czasie podjął wiele ważnych decyzji. Zakończył m.in. wieloletnią debatę, ogłaszając, że według Halachy (judaistycznego prawa religijnego) etiopscy Żydzi są Żydami i powinni móc imigrować do Izraela. Pozwolił też żonom żołnierzy zaginionych w trakcie wojny Jom Kippur ponownie wychodzić za mąż, bez czekania na zgodę mężów na rozwód.
Owadia Josef był też jednym z założycieli i duchowym przywódcą Sefardyjskiej Partii Strażników Tory - Szas - która stała się ważną siłą w izraelskim parlamencie i platformą dla społecznej emancypacji bliskowschodnich Żydów w Izraelu.
"Jest rewolucjonistą" - pisała o nim izraelska dziennikarka i znana pisarka Avirama Golan w dzienniku "Haarec" - "(...) Josef był w stanie wyciągnąć całą grupę ludzi ze stygmatu dyskryminowanych i bezsilnych i wypełnić ich dumą ze swojego starożytnego dziedzictwa".
Nie każdy jednak miał o nim tak dobre zdanie. "Powinniśmy sobie przypomnieć tych, których (Josef) przeklął: gojów i Arabów, czarnych i kobiety, nauczycieli i gejów, Żydów reformowanych, świeckich Żydów i nawet religijnych Żydów, jeśli nie słuchali jego nauczania. (...) Nie ma grupy w Izraelu, która nie zostałaby przez niego publicznie upokorzona" - pisał jeszcze przed śmiercią Josefa inny komentator dziennika "Haarec" Jossi Sarid.
Owadia Josef, uważany za jeden z najważniejszych autorytetów religijnych, wydał też ważną opinię w sprawie zakończenia konfliktu izraelsko-arabskiego. Uznał, że w imię trwałego pokoju i ratowania życia dozwolona jest rezygnacja z roszczeń do części terytorium.
Kondolencje rodzinie zmarłego przekazał też prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. W 2010 roku Josef powiedział, że Abbas "powinien zniknąć z tego świata", za co później przeprosił - przypomina dziennik "Haarec".
Od chwili ogłoszenia informacji o jego śmierci setki ludzi ściągnęły pod szpital Hadassa Ein Karem pod Jerozolimą, by wspólnie modlić się i pożegnać swego religijnego przywódcę. Tysiące ruszyły do Jerozolimy, by wziąć udział w procesji pogrzebowej, która przejdzie przez miasto wieczorem.