Zmarł kierowca księdza Popiełuszki
Waldemar Chrostowski, kierowca ks. Jerzego Popiełuszki, zmarł w ubiegły piątek. Miał 79 lat. Zmarły mężczyzna był przez lata oczerniany. Zarzucano go fałszywymi oskarżeniami o pomoc w zabójstwie księdza.
Waldemar Chrostowski, kierowca ks. Jerzego Popiełuszki, zmarł w ubiegły piątek. Miał 79 lat i od dłuższego czasu nieuleczalnie chorował. Oskarżano go fałszywie o to, że brał udział w zamachu przeprowadzonym przez SB na księdza Jerzego Popiełuszkę.
Chrostowski w swojej książce oraz wywiadach opowiadał o tym, że jeździł z księdzem wszędzie - nawet do jego rodziców. Selekcjonował ludzi, którzy chcieli się z nim spotkać. Na sześć dni przed porwaniem Popiełuszki uratował go natoiast przed pierwszym zamachem.
Kilka lat temu udzielił wywiadu dziennikarzowi "Gazety Wyborczej", w którym opowiedział o swoich wspomnieniach dotyczących księdza Popiełuszki.
Ksiądz Popiełuszko we wspomnieniach przyjaciół
- Był w nim magnes. Jak ktoś go nie znał, to nigdy nie zrozumie, co to było. Z wyglądu chłopiec, taki szczupły, delikatny, a ciągnęło do niego, do tych jego myśli, co rzucał podczas kazań. Że wolność, demokracja, a najbardziej chyba to, żeby się nie bać - opowiadał kierowca.
- Ciągnęli do niego i prości, i wykształceni. Prostego się nie oszuka, oni wiedzieli, że Ksiądz jest w porządku. A wykształconym Ksiądz świat tłumaczył. Przychodził jakiś profesor z litanią spraw, a Ksiądz do niego trzy zdania i sprawa załatwiona - dodał.
W swojej książce pisał natomiast o bliskiej relacji, jaka łączyła go z księdzem:
- Nie, nie byłem ochroniarzem Księdza, ja tylko pilnowałem, żeby jemu nic się nie stało. Tak, to różnica, bo albo człowiek coś robi, bo to jego zawód, albo z przyjaźni. Jak byłem ochroniarzem pani Piaseckiej-Johnson, to się męczyłem strasznie, ciężka praca. A przy Księdzu – żadnej męki, było tak, jakbym mieszkał przy rodzinie. On był jak ojciec albo brat. Przyjaciel - relacjonował.
Zobacz także: Donald Trump jak Adolf Hitler? Michał Kamiński wyjaśnia