Złodzieje pokawałkowali Świętą Rodzinę
Krakowska policja odnalazła dwie figurki z ołtarza, który przed dziewięcioma laty skradziono w oleskim kościele św. Anny. Już wiadomo, że nie ma szans na to, by odnaleźć go w całości. Funkcjonariusze natrafili na figurki trzy miesiące temu, gdy rozbili w Krakowie grupę specjalizującą się w grabieniu kościołów w Małopolsce oraz innych regionach południowej Polski.
- Zabezpieczyliśmy setki naczyń liturgicznych i rzeźb. W sumie odzyskane rzeczy zajmują trzy pokoje naszej komendy - mówi Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Szajkę rozpracowywała specjalna grupa, a skradzione rzeczy odnaleziono w kotłowni. Tam wśród precjozów natrafiono na dobrze zachowaną płaskorzeźbę „Boga Ojca” z oleskiego ołtarza oraz figurę z głównej sceny tryptyku, która jest mocno zniszczona. Złodzieje pomalowali ją na czarno, wcześniej zdzierając oryginalną polichromię.
Obie figurki pochodzą z ołtarza „Wielka Święta Rodzina”, który powstał w 1517 roku w pracowni mistrza Jana, ucznia Wita Stwosza. Przed laty jego wartość wyceniano na około 300 tysięcy złotych, ale dla miejscowych parafian w wymiarze duchowym był bezcenny. Mieszkańcy Olesna i okolic bardzo przeżyli kradzież ołtarza, której dokonano w nocy z 19 na 20 sierpnia 1994 roku. - Od razu zawiązała się grupa modlitewna, która do teraz modli się o odnalezienie dzieła - wspomina Piotr Stanik z Olesna.
Początkowo policyjne śledztwo nie przyniosło efektów, choć prowadzono rozpoznanie w całym kraju, współpracując między innymi z warszawskim Ośrodkiem Ochrony Zbiorów Publicznych. Na nic zdały się także poszukiwania, w które zaangażowali się olescy parafianie.
- Radziliśmy się nawet jasnowidza. Pomagał nam, wskazywał, gdzie mamy szukać. Twierdził, że ołtarza nigdy nie uda się wywieźć z Polski - opowiada Piotr Stanik, który od chwili kradzieży nie ustaje w poszukiwaniach ołtarza.
Dopiero wysoka nagroda, którą wyznaczono za pomoc w odnalezieniu dzieła, spowodowała, że zaczęły docierać do niego pierwsze informacje o złodziejach. Tropy miały prowadzić do Strzelec Opolskich i Wałbrzycha. Pourywały się jednak, a ich niechlubni bohaterowie - jak twierdzi Stanik - dawno poumierali. Nadzieja pojawiła się na nowo kilka dni temu, gdy do oleskiej parafii zadzwonili policjanci z Krakowa.
- Nowina o znalezisku to było coś wspaniałego. Pomyślałem, że uda nam się odzyskać w całości nasz ołtarz - mówi ksiądz prałat Zbigniew Donarski, proboszcz oleskiej parafii. Prałat do Krakowa pojechał w minioną środę, towarzyszyli mu parafianie, którzy opiekują się kościółkiem.
- Na miejscu przeżyłem prawdziwy szok, gdy zobaczyłem, że tryptyk jest w częściach, że są tylko dwie figurki, w tym jedna mocno zniszczona - kręci głową proboszcz.
Ksiądz Donarski twierdzi, że minimalne są już szanse na odnalezienie reszty „Wielkiej Świętej Rodziny” w jednym kawałku. Policjanci nie pozostawili mu wielkich złudzeń: wszystko wskazuje na to, że ołtarz został pocięty, a pojedyncze figurki rozprzedano na giełdach staroci. Słyszał też, że paser miał jeszcze część z prawego górnego rogu tryptyku, ale nie chciał się przyznać, co z nią zrobił.
- On często zmieniał wygląd zrabowanych płaskorzeźb, coś odcinał, to znów dorabiał. To straszne - proboszcz zawiesza głos. - Dobrze, że wykonaliśmy dwa lata temu replikę ołtarza, która teraz stoi w kościele, bo na oryginał nie ma już co liczyć.
W policyjnych zbiorach jest jeszcze rzeźba, która może pochodzić z kościoła świętej Anny w Oleśnie. Być może jest to figura z kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, którą w 1994 roku również wyniesiono ze świątyni.
- Wydaje mi się, że jest to nasza rzeźba - mówi prałat. - Musimy to teraz udowodnić, bo takie jest prawo, że jak tego nie dowiedziemy, to będzie to własność złodzieja. A póki co, nie mamy zdjęć tej figury - dodaje.
Śledztwo krakowskich policjantów ma się zakończyć pod koniec miesiąca, wówczas rozpocznie się proces aresztowanej szajki.
Tomasz Krawczyk
JAK UKRADLI OŁTARZ
Do kościoła św. Anny w Oleśnie złodzieje włamali się z piątku na sobotę w nocy z 19 na 20 sierpnia 1994 roku, tuż przed odpustem świętego Rocha. Włamywacze weszli przez okno, następnie zeszli schodami obok ambony, a ołtarz wynieśli przez drzwi.
- Wówczas nie było jeszcze oświetlenia przy kościele, nie było również żadnych alarmów, mogli więc działać przez nikogo nie niepokojeni. Samochodem pewnie podjechali pod sam kościół - opowiada Piotr Stanik z Olesna.
Złodzieje pracowali w rękawiczkach i nie pozostawili po sobie śladów. Z łupem prawdopodobnie uciekli przez las w stronę Bąkowa. Kilka dni przed włamaniem widziano w kościele kobietę, która robiła zdjęcia. Nie udało się jednak odtworzyć jej portretu pamięciowego. Teraz kościół jest zabezpieczony. Są kraty w oknach, oświetlenie oraz alarmy.