Zgromadził majątek... grzebiąc w śmietnikach
Jada tylko srebrnymi sztućcami, pije z
kryształów; jest właścicielem kolekcji starych monet, za które
można kupić dobry samochód - czytamy w "Nowym Dniu".
15.02.2006 | aktual.: 15.02.2006 07:13
Jacek Lulis z Warszawy nie wygrał w totka. Nie jest właścicielem świetnie prosperującego biznesu. On to wszystko znalazł. Lulis kubły ze śmieciami i dzikie wysypiska przegląda od ponad 30 lat. Skarbów szuka także w krzakach pod mostami i wiaduktami.
Fachu "nurka" uczył się od archeologa i egiptologa prof. Kazimierza Michałowskiego. Razem chodzili po śmietnikach. Kazimierza poznałem przy pracy - śmieje się Jacek.
Wychodziłem nad ranem z imprezy u szwagra. Byłem wstawiony. Chciałem się załatwić za śmietnikiem, patrzę, a tam elegancko ubrany facet grzebie w śmieciach. To był właśnie prof. Michałowski. To on nauczył mnie szukać śmieci. Pokazał najciekawsze miejsca na Starym Mieście. Wtedy znalazłem z nim swój pierwszy komplet garnków niklowanych i połknąłem bakcyla - opowiada.
Dziś Jacek Lulis jest ekspertem od śmieci. Jako stary praktyk doradza młodemu naukowcowi z Uniwersytetu Warszawskiego Włodzimierzowi Pesselowi, który pisze doktorat o odpadach. Śmieci to jego pasja - śmieje się dr Piotr Mierzejewski, archeolog.
Córka zbieracza Katarzyna Lulis dostała niedawno od ojca nowe, miniaturowe szachy z ręcznie malowanymi figurkami. Ktoś je wyrzucił na śmietnik. Dziewczyna śmieje się, że jej tato z zamiłowania jest "technikiem selekcjonerem".
Gdy wychodzi na spacer, wraca z jakąś niespodzianką - opowiada córka. Jak idziemy razem, ja idę główną drogą, a on co kilka kroków znika w krzakach. Po chwili wychodzi np.: ze złotą bransoletką. Jest jak czarodziej - mówi.
Warszawski "nurek" swoje skarby gromadzi w jednym pokoju, przez który ledwo się można przecisnąć. Na podłodze leży sterta metalowych elementów. Do wiosny posegreguje je i sprzeda do skupu. Gdy stopnieje śnieg, znajdzie nowy złom. Rocznie zbiera tira żelastwa. Miesięcznie w ten sposób dorabia nawet tysiąc złotych - pisze "Nowy Dzień". (PAP)