Zginęli jadąc 170 km/h
Auto, którym podróżowało młode małżeństwo z Rydzyn pod Pabianicami, wyjeżdżając z prędkością co najmniej 170 kilometrów na godzinę z drogi podporządkowanej, uderzyło w drzewo. 27-letni Jacek Ch. zginął na miejscu. Jego starsza o dwa lata żona Magda zmarła kilka godzin później w pabianickim szpitalu. Dramat rozegrał się nad ranem, kilkadziesiąt metrów od ich domu. Małżonkowie osierocili dwójkę dzieci - 8-letniego Adasia i 7-letnią Natalkę.
O godz. 4.30 państwo Ch. wracali od rodziców Jacka. Za kierownicą forda galaxy siedziała 29-letnia Magda. Chociaż musiała wiedzieć, że droga się kończy i przecina ją inna, łącząca Pawlikowice z Pabianicami, jechała z szaleńczą prędkością. Nie zdążyła wyhamować. Ford wbił się w stojące przy końcu drogi drzewo.
Mieszkańcy Rydzyn są wstrząśnięci, bo takiej tragedii jeszcze tam nie było.
- Najpierw usłyszałam huk - szlocha Zdzisława Bartczak, sąsiadka. - Wybiegłam z domu. Wokół było pełno dymu. I smród opon. Jackowi paliły się nogi... Ktoś pobiegł po miskę z wodą... Straszne...
Na miejsce tragedii natychmiast przybyła ochotnicza straż pożarna. Strażacy i mieszkańcy zdążyli wydobyć małżonków z samochodu, zanim ten stanął w płomieniach.
- Silnik pękł na pół, a samochód aż odrzuciło od drzewa- mówi ze łzami w oczach Mirosława Dębińska, inna sąsiadka. - Magda, gdy przyjechała karetka, była jeszcze przytomna. Powiedziała, że w torebce są klucze od domu i żeby zająć się Adasiem i Natalką...
Strażacy szybko ugasili pożar, niestety, na pomoc mężczyźnie było już za późno.
- Lekarze położyli go obok, na trawie i reanimowali co najmniej godzinę. Niestety, nie udało się go uratować - mówi świadek wypadku.
Magda trafiła do szpitala, na oddział intensywnej terapii.
- Doznała bardzo rozległych obrażeń wewnętrznych. Operowaliśmy ją. Przy takich obrażeniach nie miała jednak większych szans - mówi doktor Krystyna Kępińska. - Zmarła po godz. 10.
Policjanci zmierzyli drogę hamowania. Przy prędkości 100 kilometrów na godzinę wynosi ona 40 - 45 metrów. Tutaj miała aż 105 metrów!
- Jak to możliwe, że nawet nie próbowała skręcić w prawo lub w lewo? Ślady prowadzą prosto do drzewa, jak po linijce- mówi Zdzisława Bartczak. - Przecież jeździła tędy setki razy. Gdy wyjeżdżali od rodziców Jacka, z Czyżeminka, jego ojciec powiedział: "Zostańcie, jest gdzie spać". Ale Magda uparła się, że chce do domu.
Mirosława Dębińska nie może otrząsnąć się z szoku. Była bardzo zżyta z małżonkami. Zajmowała się ich dziećmi.
- Magda lubiła szybką jazdę- przyznaje pani Mirosława. - Jacek jeździł też motocyklem. Początkowo myślałam nawet, że rozbili się właśnie nim. Dopiero co wrócili z Chin, mieli się budować. Tyle planów...
- Prędkość, z jaką jechał samochód, ustali biegły, podobnie jak to, czy małżonkowie byli trzeźwi - informuje starszy posterunkowy Tomasz Tarała z drogówki.